Nikt nie wybiera sobie prawnika dlatego, że zna go z ekranu telewizora

- To mit, że klient wybiera sobie prawnika dlatego, że zna go z ekranu telewizora - mówi radczyni prawna i aktorka Joanna Jabłczyńska. Jak podkreśla, nie ma oporów, by komentować potyczki prawne w show biznesie, ale nie chciałaby reprezentować żadnej ze stron medialnych sporów.

Publikacja: 03.09.2023 18:01

Joanna Jabłczyńska opowiada o tym, jak łączy aktorstwo z zawodem radczyni prawnej.

Joanna Jabłczyńska opowiada o tym, jak łączy aktorstwo z zawodem radczyni prawnej.

Foto: Marta Machej

Mimo że od dziecka zajmuje się pani aktorstwem, to jednak zdecydowała się zostać dyplomowaną prawniczką. Od początku taki był plan, czy na pewnym etapie wygrał pragmatyzm?

Joanna Jabłczyńska: Na ścieżkę artystyczną weszłam, kiedy miałam osiem lat. Był to zupełny przypadek. Lubiłam występować i chciałam rozwijać się w tej dziedzinie, ale moim rodzice bardzo dbali, żebym nie zaniedbywała przy tym nauki. Ja sama lubiłam się uczyć, więc zdobywanie dobrych ocen nigdy nie stanowiło warunku, który musiałam spełnić, żeby realizować pozaszkolne pasje. Ale rodzice powtarzali mi również, żebym wykorzystała swoje pięć minut i bawiła się, póki jest na to czas, jednak w przyszłości pomyślała o pewniejszym zawodzie lub planie B. Do podobnego wniosku doszłam w liceum, podejmując decyzję, że nie chcę iść w stronę aktorstwa. Tym bardziej, że na planie pracowałam z wykładowcami z akademii teatralnej, którzy podkreślali, że nie jest mi to potrzebne, bo praktykę już mam; że wiele bym się nauczyła, ale powinnam zastanowić się, czy chcę spędzić w szkole cztery lata, rezygnując z serialu, w którym zresztą gram do dzisiaj, i z którego – jak widać – nadal zrezygnować nie potrafię. Dlatego początkowo postanowiłam, że pójdę na medycynę, jednak przypuszczałam, że tych studiów nie dam rady pogodzić z pracą na planie. Dosłownie w ostatnim momencie zmieniłam plany i wybrałam prawo, a więc ta decyzja nie była naturalną konsekwencją moich wcześniejszych zainteresowań czy rodzinnych tradycji. Chciałam mieć w przyszłości jak największe możliwości, a jednocześnie wysoko postawić sobie poprzeczkę. Po prostu – tak lubię.

Kiedy postanowiła pani, że w pracy prawniczki wykorzysta dotychczasowe doświadczenie?

Początkowo bardzo chciałam oddzielić od siebie te dwie dziedziny, ale już na starcie było trudno – to samo nazwisko, ten sam wizerunek, a zawody dwa. Środowisko prawnicze też nie wiedziało, jak mnie traktować. Sam kodeks etyki – w moim przypadku radcy prawnego – zakazuje nam reklamowania naszych usług, a ja pojawiam się na wydarzeniach niezwiązanych z branża prawną. Media zamieszczają na mój temat publikacje, w których ja sama też nie ukrywam, że mam drugi zawód. Początkowo wręcz spływało na mnie wiele skarg, w których podnoszono, że jako aktorka nie powinnam go w ogóle wykonywać. Wszystko zmieniło się, kiedy mój promotor nie pozwolił mi pisać doktoratu na temat funduszy inwestycyjnych, mimo że bardzo mnie one wtedy interesowały. Zasugerował, aby zdecydować się na taki, dotyczący branży artystycznej i nie pozwolił od niej uciekać; podkreślał, że nikt nie ma na ten temat podobnej wiedzy, bo żaden z prawników nie pracował w niej – tak jak ja - wówczas już ponad 20 lat. Przekonał mnie, żebym zrobiła z tego atut i to był świetny wybór, bo dzisiaj wszystko udaje mi się ze sobą harmonijnie łączyć.

Joanna Jabłczyńska: "Działając w branży nie wiemy, kiedy znowu spotkamy na swojej drodze osobę, z kt

Joanna Jabłczyńska: "Działając w branży nie wiemy, kiedy znowu spotkamy na swojej drodze osobę, z którą weszliśmy w spór".

fot. Marek Podolczyński

Niektórzy mogą podejrzewać, że pani klientami są nie tylko artyści – koledzy po fachu, ale nawet widzowie telewizyjni.

To kolejny mit, bo naprawdę nikt nie wybiera prawnika posługując się takim kluczem. W ciągu tylu lat mojej praktyki być może zdarzyły się pojedyncze przypadki, kiedy ktoś zdecydował się na mnie, bo znał mnie z ekranu. Zresztą ja i tak nie przyjmowałam takich spraw, bo zwykle nie mieściły się one w zakresie moich kompetencji i zespołu mojej kancelarii. Chyba żaden z klientów, z którymi realnie współpracowałam, nie przyszedł do mnie z ulicy, bo ja – jak każdy z branży usługowej – działam z polecenia. Jeśli jednej osobie pomogłam rozwiązać problem prawny, wygrałam jej sprawę czy przygotowałam korzystną dla niej umowę, poleca mnie ona kolejnej. Oczywiście wielu moich klientów to moi znajomi. Z osobami z ramienia studia dźwiękowego czy wytwórni, które znają mnie od lat, nie mówimy sobie przez „pan” czy „pani”, a po imieniu. Zresztą w codziennych kontaktach w środowisku artystycznym panuje większy luz, ale do pracy z takimi klientami pochodzę tak samo poważnie. Znajomość środowiska wpływa też na to, że staram się przekonywać ich do zawierania ugody. Podkreślam, że działając w branży nie wiemy, kiedy znowu spotkamy na swojej drodze osobę, z którą weszliśmy w spór; to bardzo mały świat, a nie ma sensu niepotrzebnie robić sobie wrogów.

A czy w tej branży nie pojawiły się aluzje, że powinna pani zająć się wyuczonym zawodem, a nie odbierać pracę aktorom z dyplomami?

Takie komentarze być może padały, ale do mnie bezpośrednio nigdy nie docierały. Pamiętam tylko jedną, bardzo przykrą dla mnie sytuację, w której znany i ceniony aktor, wchodząc na nasz wspólny plan oburzył się, że zatrudniani są na nim aktorzy bez dyplomu. Co prawda wówczas byłam chyba dopiero na studiach, więc dyplomu prawnika również nie miałam, ale i dzisiaj nie zamierzam tłumaczyć się, że posiadam taki, a nie inny. Natomiast jeśli chodzi o moją ekipę serialową, to zawsze ze wszystkich sił mnie wpierała. Nigdy nie spotkałam się z jakimikolwiek nieprzyjemnościami ze strony któregokolwiek z jej członków; znajomi z planu nawet przychodzą do mnie po mniejszą czy większą poradę.

Wiele osób interesują pewnie personalia pani klientów, ale mnie bardziej zastanawia, z jakimi problemami się do pani zgłaszają.

Na pewno wiele wykonywanych przez nich aktywności przeniosło się do internetu, a więc coraz częściej zajmuję się kwestiami dotyczącymi współprac z firmami czy markami w social mediach. Jednak główny problem pozostaje niezmienny i polega na tym, że zwykle mają oni artystyczne dusze. Są zainteresowani wykonaniem swojej pracy, ale zdarza się, że nie czytają przy tym przygotowywanych dla nich umów, nie wiedzą, jakie mają prawa. Podpisują porozumienia bez konsultacji z profesjonalnym pełnomocnikiem i zgłaszają się do niego dopiero, kiedy wszystko już się wali, bo okazuje się, że nie wiedzą, pod czym w zasadzie złożyli swój podpis, a w umowie ostatecznie znalazło się coś innego, niż im obiecywano. Oczywiście trudno wymagać od nich specjalistycznej wiedzy, ale po pomoc warto zgłaszać się zawczasu - z kontraktem do podpisania, a nie dopiero z pożarem do ugaszenia.

Joanna Jabłczyńska: "Udzielam komentarzy na temat głośnych spraw, które odbijają się echem w show bi

Joanna Jabłczyńska: "Udzielam komentarzy na temat głośnych spraw, które odbijają się echem w show biznesie".

fot. Marek Podolczyński

Nie kusiło panią nigdy, żeby jako pełnomocnik zaangażować się po jednej ze stron któregoś z medialnych sporów?

Nie, bo nie chciałabym, by moje nazwisko zostało wykorzystane, choćby po to, żeby stał się on jeszcze bardziej medialny. Odmówiłabym bycia pełnomocnikiem w takiej sprawie, ale jeśli zgłosiłaby się do mnie jedna ze stron z prośbą o przygotowanie konkretnej umowy, to nie miałabym z tym żadnego problemu. Zresztą udzielam komentarzy na temat głośnych spraw, które odbijają się echem w show biznesie. Zwykle robię to w sposób ogólnikowy, ale nie ukrywam, że je śledzę, jestem na bieżąco i właśnie w tej dziedzinie się specjalizuję. W przeszłości co prawda zdarzyło mi się odpowiadać na pytania okołopolityczne dotyczące sporów prawnych, ale dziś wiem, że jest to miejsce, w które w ogóle nie chcę zaglądać.

Z kolei pani nie pozwala zaglądać w strefę swojej prywatności. A pani klienci żałują czasem, że wpuścili do domów kamery lub sami skierowali na siebie obiektywy własnych telefonów?

W moim przypadku bardzo przydała się wiedza prawnicza, ale ja nie potrzebuję atencji kupowanej za cenę swojego prywatnego życia. Jeśli kiedyś uznam, że ma to jakikolwiek sens, sytuacja być może się zmieni. Jednak wielu moich klientów nie rozumie, że jeśli wciąż pokazują publicznie rodzinę, dzieci, dom i wakacje, szanse na wygranie postępowania dotyczącego ochrony ich prywatności maleją. Im szczelniej zamknięte trzyma się te drzwi, tym mniej argumentów ma druga strona. Zawsze podchodzę do sprawy uczciwie i informuję klientów, jakie naprawdę mają szanse. Robię na ich temat research, żeby przekonać się, jak do tej pory podchodzili do zagadnienia. Wyjaśniam, że jeśli dziesięć lat wcześniej dzieliliśmy się informacjami o swoim małżeństwie to nie znaczy, że teraz, będąc już w kolejnym i zachowując się powściągliwie przez cały jego okres, nie mamy szans na wygraną. Sąd bierze pod uwagę, jak zachowywaliśmy się w ostatnim czasie, ale jeden może spojrzeć na sprawę inaczej niż drugi. Najskuteczniejszą bronią jest zatem konsekwencja, chociaż wiadomo, że prywatność najlepiej się sprzedaje, a dzielenie się nią pomaga zyskiwać lajki i obserwatorów, zwiększać zainteresowanie. Oczywiście czym innym jest intymność i przekroczenie tej bariery. W podobnych sprawach wiele osób, mimo moich ostrzeżeń, decyduje się na wszczęcie postępowania sądowego.

Wykorzystuje pani doświadczenie przed kamerą na sali?

Niestety takie postępowanie nie wygląda jak w serialu „Ally McBeal”, a jedyny element, który w jakimkolwiek stopniu można porównać do wygłaszanych przez amerykańskich prawników mów, to mowy końcowe. Poza tym jest ono bardzo sformalizowane i wymaga ogromnego skupienia. Mnie na pewno bardzo pomaga dobra pamięć, którą ćwiczyłam na planie od najmłodszych lat. Czasem przypomina mi się, co na temat danego zagadnienia mówił na studiach mój profesor i co może przydać się w prowadzonej sprawie. Pomocne jest również to, że nie boję się mówić i nie stresuję się, zabierając głos przed publicznością. Ważna jest też umiejętność panowania nad mimiką twarzy, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy zostajemy niemile zaskoczeni na sali. Zdarza się, że klient np. nie informuje nas o tym, że podpisał dokument, który do sądu przynosi później pełnomocnik drugiej strony; nie wyjawia pewnych faktów, bo albo się tego wstydzi, albo ma nadzieję, że nie ujrzą światła dziennego. A ja oczywiście nie mogę dać po sobie poznać, że o nich nie wiedziałam, muszę mieć też umiejętności, które pozwolą mi rozegrać tę sytuację. W tej pracy lubię zabawę w detektywa, analizowanie i przewidywanie kolejnych ruchów przeciwnika, a nie bycie zaskakiwaną.

Mimo że od dziecka zajmuje się pani aktorstwem, to jednak zdecydowała się zostać dyplomowaną prawniczką. Od początku taki był plan, czy na pewnym etapie wygrał pragmatyzm?

Joanna Jabłczyńska: Na ścieżkę artystyczną weszłam, kiedy miałam osiem lat. Był to zupełny przypadek. Lubiłam występować i chciałam rozwijać się w tej dziedzinie, ale moim rodzice bardzo dbali, żebym nie zaniedbywała przy tym nauki. Ja sama lubiłam się uczyć, więc zdobywanie dobrych ocen nigdy nie stanowiło warunku, który musiałam spełnić, żeby realizować pozaszkolne pasje. Ale rodzice powtarzali mi również, żebym wykorzystała swoje pięć minut i bawiła się, póki jest na to czas, jednak w przyszłości pomyślała o pewniejszym zawodzie lub planie B. Do podobnego wniosku doszłam w liceum, podejmując decyzję, że nie chcę iść w stronę aktorstwa. Tym bardziej, że na planie pracowałam z wykładowcami z akademii teatralnej, którzy podkreślali, że nie jest mi to potrzebne, bo praktykę już mam; że wiele bym się nauczyła, ale powinnam zastanowić się, czy chcę spędzić w szkole cztery lata, rezygnując z serialu, w którym zresztą gram do dzisiaj, i z którego – jak widać – nadal zrezygnować nie potrafię. Dlatego początkowo postanowiłam, że pójdę na medycynę, jednak przypuszczałam, że tych studiów nie dam rady pogodzić z pracą na planie. Dosłownie w ostatnim momencie zmieniłam plany i wybrałam prawo, a więc ta decyzja nie była naturalną konsekwencją moich wcześniejszych zainteresowań czy rodzinnych tradycji. Chciałam mieć w przyszłości jak największe możliwości, a jednocześnie wysoko postawić sobie poprzeczkę. Po prostu – tak lubię.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dr n. med. Justyna Dąbrowska-Bień: Mężczyźni nie chcą przekazywać swojej wiedzy kobietom chirurgom
Wywiad
Maria Deskur: Społeczeństwo, które czyta, jest bardziej stabilne emocjonalnie i psychicznie
Wywiad
Karolina Pilarczyk: Panowie mają problem z przegrywaniem z kobietą w motosportach
Wywiad
Losy kobiety zesłanej na Syberię w książce "Ludzie z kości" Pauli Lichtarowicz
Wywiad
Jak rozmawiać z dziećmi o raku? Psychoonkolog o sytuacji księżnej Kate