Doradczyni podatkowa: W relacjach z klientem nie ma miejsca na ukrywanie prawdy

Święty Mikołaj też czasem musi się rozliczyć z fiskusem – przypomina Joanna Narkiewicz-Tarłowska, doradczyni podatkowa, dyrektor zarządzająca w kancelarii Vialto Partners Poland.

Publikacja: 06.12.2024 13:28

Joanna Narkiewicz-Tarłowska: Doradztwo podatkowe to zawód zaufania publicznego i ja na utratę tego z

Jaonna Narkiewicz-Tarłowska

Joanna Narkiewicz-Tarłowska: Doradztwo podatkowe to zawód zaufania publicznego i ja na utratę tego zaufania nie mogę sobie pozwolić.

Foto: Paweł Rochowicz

Podobno zna się pani na podatkach?

Trochę…(śmiech)

Czy fiskus może ścigać świętego Mikołaja?

Zależy, jak bogaty jest ten Mikołaj i kto gra jego rolę.

A gdy przebiera się za niego pracodawca rozdający swoim pracownikom bony na zakup jakichś towarów czy usług?

Wtedy takie bony ów pracodawca powinien opodatkować. Tak wynika z ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Inaczej jest z paczkami świątecznymi. Jeśli pracodawca finansuje je z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych (ZFŚS), a wartość takiej paczki nie przekracza tysiąca złotych – od takich paczek podatku płacić nie trzeba. Zwykle przychód w naturze jest opodatkowany, ale w tym przypadku nie.

Zdarzyło się pani, że któryś z pani klientów, który bawił się w takiego Mikołaja, miał nieprzyjemności od karbówki za to, że nie naliczył podatku, gdy powinien był naliczyć?

Rzadko się to zdarza, bo na ogół pracodawcy trzymają się tych reguł. Ale na wypadek kontroli warto mieć stosowne procedury w firmie, jasno przewidujące, że paczki świąteczne dla pracowników są finansowane z ZFŚS.

Pani też da swoim pracownikom prezenty? Jak duży to zespół?

Oczywiście, że dam! A co do wielkości zespołu, to w samym biurze w Warszawie jest to 80 osób, a w Katowicach i Opolu – ponad tysiąc. Jesteśmy częścią światowej sieci firmy Vialto Partners. Ale nie kultywujemy wszystkich korporacyjnych schematów. O prezentach decydujemy wspólnie.

Zanim została pani szefową w tym miejscu, przeszła pani przez wiele stanowisk w międzynarodowych firmach doradztwa podatkowego. Pani kariera zawodowa trwa już 25 lat. Wiele osób, nie tylko kobiet, znacznie wcześniej „wysiada” fizycznie i nerwowo w takim środowisku. A pani to lubi?

Lubię, choć jest to praca wymagająca. Ale też przynosi dużo satysfakcji. Lubię pracę w zespole, a tu właśnie na tym ona polega. Podoba mi się, że pracuję w środowisku międzynarodowym. To oznacza wiele okazji do poznania różnych firm, w kraju i za granicą, wiąże się też z podróżami i stażami zagranicznymi.

Jak pani to godzi ze sprawami rodzinnymi? Bo przecież ma pani męża i dwoje dzieci.

Mój mąż nie pracuje w korporacji, gdyż nam dwojgu trudno byłoby połączyć życie prywatne z tak intensywnym życiem zawodowym. To jest główna tajemnica tego rodzinnego sukcesu. Dostaję dużo wsparcia od niego i rodziny. Gdy wyjeżdżałam w delegację za granicę – mąż wziął dzieci i pojechał tam ze mną. Nawet realizował program przedszkolny, skonsultowawszy się zawczasu z dyrektorką przedszkola, do którego chodziły nasze dzieci. Obalamy zatem mity, jakoby mężczyzna nie mógł pomagać w domu, gdy kobieta musi trochę dłużej popracować.

A dlaczego w ogóle zainteresowała się pani podatkami?

Przypadkiem. Pod koniec studiów rozglądałam się za pracą. Poszłam na targi pracy na mojej uczelni w Poznaniu i otrzymałam tam ofertę jednej z wielkich firm doradczych. Zainteresowały mnie nie tyle same podatki, co szansa pracy właśnie w takiej firmie.

Łatwo było się dostać?

Nie do końca, bo w tamtym czasie, pod koniec lat 90. był to tzw. „rynek pracodawcy”. Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Padały różne pytania, a na końcu ja dostałam możliwość, by o coś zapytać. Ja na to, że nie mam pytań. Pani z drugiej strony stołu ze zdziwieniem pyta, czy nie chcę wiedzieć, ile będę zarabiała. Ja na to wprost, że już wiem. Oczy tej pani zrobiły się jeszcze szersze ze zdziwienia. A ja na to, że przecież o poziomie zarobków nowo przyjmowanych pracowników wypowiedział się szef tej firmy w artykule w „Przeglądzie Podatkowym”.

Czytaj więcej

Adwokatka Joanna Affre: Dla szefa nie ma nic gorszego niż poczucie samotności decyzyjnej

Docenili, że pani, jeszcze jako studentka, sięgała po fachową prasę?

Docenili przygotowanie do rozmowy. Bo tak powinien postępować profesjonalista. Zresztą to, co mnie w tej firmie urzekło, to właśnie wysoka kultura pracy, wzajemny szacunek i współpraca. Wiem, że nie we wszystkich korporacjach i nie we wszystkich ich zespołach tak bywa. Może miałam trochę szczęścia? W każdym razie po 25 latach pracy w takim środowisku nie czuję się wypalona, wciąż chce mi się przychodzić do pracy i nie myślę o emeryturze.

Wielu ludzi po ćwierć wieku wypalającej pracy korporacyjnej rzuca ją, inwestuje zarobione pieniądze w nieruchomości i staje się rentierami. Nie kusi panią taki scenariusz?

(śmiech) Jakoś nie wyobrażam sobie, by nic nie robić. Jestem kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boję.

Na razie dobrze, że nie wyszła pani ze świata fiskalnego. Bo gdy poprzedni rząd wprowadził podatkowy chaos zwany „Polskim Ładem”, jako jedna z pierwszych obnażyła pani prawdziwe jego skutki. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” rozebrała pani nowy schemat PIT na części pierwsze i wyliczyła, że obniżki właściwie nie ma. Była za to spora podwyżka dla najlepiej zarabiających. Wystarczyła znajomość excela czy coś jeszcze?

Sam excel by nie wystarczył. Żeby wyliczyć faktyczne skutki wprowadzonego wtedy nowego sposobu obliczania PIT, trzeba było dogłębnie znać jego strukturę, jego swoisty łańcuch DNA. Zaczęłam sobie przeliczać nowe reguły na sytuację podatników mniej zarabiających i tych bogatszych. Przypomnijmy, że wtedy z jednej strony z dużym rozgłosem podniesiono “kwotę wolną” w PIT do 30 tys. zł rocznie, co na pewno było korzystnym posunięciem, ale równocześnie zniesiono możliwość odliczania składki zdrowotnej od podatku. Wziąwszy te oba czynniki pod uwagę, okazało się, że “kwota wolna” to w rzeczywistości nie 30 tys. zł, a jedynie połowa tego. Co więcej – ci najlepiej zarabiający wcale nie płaciliby już 32 proc – choć tej stawki nie zmieniono. Brak możliwości odliczania składki spowodował, że realnie płaciliby ok. 40 procent.

Ale po wrzawie wywołanej, między innymi pani głosem, rząd zmienił reguły…

Tak się rzeczywiście stało. Wprawdzie wciąż utrzymano zakaz odliczania składki zdrowotnej od podatku, ale obniżono pierwszą stawkę PIT do 12 proc., dzięki czemu zyskało więcej osób.

Dziś wspominamy to z rozrzewnieniem. Ale wtedy zrobienie wrzawy wymagało trochę odwagi.

Doradca podatkowy musi czasem mówić rzeczy niepopularne, bo podatki w ogóle bywają kontrowersyjną materią. Myślę, że sporo odwagi pozostawił mi wuj, który w czasie II wojny Światowej był Cichociemnym. Nazywał się Edwin Scheller. Przeszkolono go w Wielkiej Brytanii do zadań dywersyjnych i wywiadowczych, a potem, podobnie jak 316 innych Cichociemnych przerzucono do kraju. Inni członkowie mojej rodziny, pochodzący z Litwy, Halina z Narkiewiczów i Wacław Szuksztowie, otrzymali medal Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata za ratowanie Żydów. Tacy ludzie nie mogli się poddawać strachowi.

A w relacjach z klientem jak to bywa? Też bywa pani do bólu szczera? Przecież może to oznaczać, że klient musi sięgnąć głębiej do kieszeni, by zapłacić słony podatek?

Tu nie ma miejsca na ukrywanie prawdy. Trzeba się opierać na przepisach, interpretacjach i orzecznictwie sądowym. Choć oczywiście wszędzie tam, gdzie mój klient może skorzystać z ulg podatkowych czy innych udogodnień, wskazuję mu te możliwości. W końcu państwo po to takie ulgi wprowadza, by służyły one podatnikom.

Czasem się zdarza, że klient doradcy, na przykład dyrektor finansowy, ma jakiś biznesowy plan i chce, żeby go „pobłogosławić” od strony podatkowej. Chodzi o to, by miał „podkładkę” dla swojego prezesa, że to znakomity plan i skutków w podatkach nie będzie…

Jeśli ma pan na myśli pisanie porad o treści takiej, jak klient sobie życzy, to takich opinii nie tworzę. Doradztwo podatkowe to zawód zaufania publicznego i ja na utratę tego zaufania nie mogę sobie pozwolić. A do tego by prowadziło pisanie porad niezgodnych z prawem.

Tyle, że czasem fiskus inaczej rozumie tę zgodność z prawem, niż podatnicy i ich doradcy…

Ależ oczywiście! Na tym tle dochodzi przecież do sporów w sądach administracyjnych. Ja akurat nie reprezentuję podatników w sądach, robią to inni. Ale nieraz mam za zadanie wytłumaczyć urzędowi skarbowemu istotę pewnych rozwiązań biznesowych, nie zawsze dotychczas znanych na naszym rynku. Bywa to trudne. Weźmy na przykład przyznawanie pracownikom opcji na akcje jako jedną z pozapłacowych korzyści pracowniczych. Trzeba się dobrze napracować, by przekonująco uzasadnić wniosek o interpretację prawa podatkowego w tej sprawie.

Czytaj więcej

Polska adwokatka w Londynie: Przyjazd na Wyspy nie czyni mężczyzny dżentelmenem

Rozumiem, że te opcje na akcje to takie trochę bardziej zaawansowane mikołajkowe prezenty dla pracowników?

Znacznie bardziej zaawansowane i nie tak precyzyjnie uregulowane jak paczki świąteczne. Ale udaje się osiągnąć korzystny efekt. Bo jednak urzędnicy skarbowi potrafią przyznać rację, gdy się ją dobrze wyłoży, ze znajomością prawa. Gdybym się jednak porywała bez odpowiedniego przygotowania, byłby to rajd z motyką na słońce. A jak już mierzyć się z silnym przeciwnikiem, to warto się dobrze przygotować. Tak działali Cichociemni w czasie wojny, tak staram się działać i ja.

Pani wuj przeżył wojnę?

Tak, choć cudem uszedł z życiem, po drodze przechodząc przez obozy koncentracyjne, gestapo i więzienie UB. Po wojnie ówczesne władze utrudniały mu podejmowanie pracy. Ale nigdy nie poddał się. I ta jego wytrwałość jest dla mnie wzorem. W sporach z fiskusem nieraz można upaść na duchu. Ja nie upadam.

Pani hobby to strzelanie z pistoletu. To też się wzięło z rodzinnych tradycji?

Jestem członkinią Stowarzyszenia Rodzin Cichociemnych. Mamy w nim program „Strzelać jak Cichociemny”. To strzelanie dynamiczne, z obrotami, zza zasłony, w biegu czy z biodra. Trudno powiedzieć, czy mi się to praktycznie przyda w życiu. Ale to zajęcie umożliwia całkowite odcięcie się choć na kilka godzin od świata. To też swoisty relaks. Na ćwiczeniach ze strzelania trzeba się całkowicie skupić na sobie, broni i bezpieczeństwie. Zasady bezpieczeństwa powtarzamy sobie na początku każdego szkolenia. Potem, już w pracy dla klienta, też często sobie powtarzam: bezpieczeństwo przede wszystkim.

Oby nie trzeba było walczyć o prawa podatnika z bronią w ręku.

Myślę, że pistolet nie będzie do tego konieczny. Ale odwaga i doświadczenie doradcy podatkowego na pewno.

Biznes i prawo
Kobiety z pokolenia Z zmieniają myślenie o etacie. Firmy będą miały kłopoty?
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Biznes i prawo
Pokolenie Z demoluje firmy nowym stylem odchodzenia z pracy. „Winne zarządzanie”
Biznes i prawo
Kompetencje i studia przyszłości: Jakich specjalistów poszukują dziś pracodawcy?
Biznes i prawo
Jak wygląda sytuacja kobiet w wojsku na świecie? Wnioski z raportu ONZ
Biznes i prawo
Dlaczego starsi przedsiębiorcy chętniej niż młodsi współpracują z kobietami? Wyniki badania
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”