"Nie ma co się oszukiwać: w zdecydowanej większości współczesne polskie społeczeństwo ma chłopskie pochodzenie. W przypadku wielu Polek nadal wiąże się to z odziedziczonym po naszych babkach i matkach „genem harowaczki” – nie spoczniemy, dopóki każdego dnia nie ogarniemy zarówno spraw zawodowych, jak i domowych. Czy nasze córki przerwą wreszcie ten zaklęty krąg?".
Po ustrojowej transformacji, by zachęcić wówczas takie jak ja młode kobiety do wyścigu o zawodowy sukces, w prasie i telewizji powtarzano slogan o „umiejętnym łączeniu życia zawodowego z domowym szczęściem”. Do czego się to sprowadzało niemal każdego dnia dla wielu z nas? Sen dłuższy niż 5 godzin był rzadkością, wszak zanim wyruszyłyśmy do pracy, to: szykowałyśmy nasze dzieci do przedszkola/szkoły, w drodze powrotnej robiłyśmy zakupy lub załatwiałyśmy sprawy urzędowe.
Czytaj więcej
Jakość snu ma bezpośredni wpływ na samopoczucie. Okazuje się, że jest ona szczególnie ważna w kontekście zdrowotnym. Naukowcy podkreślają, że osoby, które cierpią na niedobór snu, mają zwiększone ryzyko zachorowalności na nowotwory nawet o 50 procent.
A przecież jeszcze trzeba było zadbać o własny wygląd, by szef w firmie czy klient na spotkaniu służbowym nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z kobietą sukcesu... Po pracy gnałyśmy, by odebrać dzieci z przedszkola/szkoły, dać im obiad i zawieźć na dodatkowe zajęcia, wieczorem sprawdzałyśmy, czy dobrze odrobiły prace domowe, w tzw. międzyczasie robiąc pranie, prasowanie, sprzątanie... No, i nie wolno nam było zapomnieć o mężu/partnerze, który wracał z pracy wieczorem do domu, oczekując, że „micha będzie parować”, a żona/partnerka poda ją z uśmiechem na twarzy.
Kiedy i czy w ogóle zatrzymujemy się w tym codziennym kołowrotku lub choćby trochę zwalniamy? Gdy dopada nas naprawdę ciężka choroba (bo zwykłe przeziębienie to tylko drobna niedogodność)? Najczęściej dopiero wtedy, gdy dzieci„wyfruną z gniazda”. No, chyba że za chwilę wchodzimy w rolę babci, która przejmuje codzienną opiekę nad wnukami...