Przywykliśmy do fotografii maluchów dokumentujących niemal każdą chwilę ich życia - od narodzin, przez pierwsze dni adaptacji w przedszkolu, pasowanie na ucznia, ferie, wakacje, aż po gale i uroczystości religijne. Zdjęcia czy filmy, na których dzieci są nagie, w trakcie kąpieli czy na plaży dziwią coraz mniej. Tym bardziej, że na blogach parentingowych na dobre zagościła moda na imprezy obwieszczające płeć bobasa, czy baby shower i także te uroczystości stają się udziałem obserwatorów - niezależnie od tego, czy tematy te nas żywo ciekawią, czy ważymy je lekce. Za sprawą rodzimych influencerów coraz popularniejsze jest publikowanie w sieci filmików uwieczniających sprawdzanie testu ciążowego czy reakcje rodziny i znajomych na wieść o odnotowaniu dwóch kresek.
Ile dzieci wpadło do sieci
Dane statystyczne opublikowane w raporcie „Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci?” wskazują, że aż 40% rodziców dokumentuje w social mediach dorastanie swoich pociech. Rodzice wrzucają średnio 72 zdjęcia i 24 filmiki rocznie. Co ciekawe, jedynie 37% z nich udostępnia wspomniane materiały wyłącznie swoim najbliższym i zaledwie 25% rodziców pyta swoje dziecko o zgodę, jeśli pozwala na to jego wiek.
W sytuacji, gdy publikacje, o których mowa, dotyczą osób dorosłych, które w zależności od możliwości – za pieniądze lub nieodpłatnie – wyzbywają się resztek prywatności, nie pozostawiając dla siebie żadnych, choćby najbardziej intymnych wspomnień, problem jest mniej skomplikowany. Staje się o wiele poważniejszy, kiedy na naszych oczach niemal każdego dnia dobra osobiste małoletnich, w szczególności ich wizerunek i prawo do prywatności, są co najmniej naruszane przez tych, którzy z mocy prawa winni są im ochronę. Rodzice, bo to o nich tutaj chodzi, niekiedy celowo, innym razem z uwagi na brak roztropności i wszechstronnej refleksji nad tematem, pozbawiają głównych zainteresowanych decyzyjności w ich osobistych sprawach. Dzieci zaś od najmłodszych lat przyzwyczajane do życia w towarzystwie oka kamery wzrastają nieświadome doznawanych naruszeń.
Czytaj więcej
Od kilku dni Polska żyje tzw. aferą z youtuberami. Choć nicki i nazwy takie jak Stuu, Natsu, Boxdel, Marcin Dubiel, Fagata, czy Gargamel znane są głównie najmłodszemu pokoleniu, być może z przyczyn, które tu poruszę, powinny być bliższe jego rodzicom.
Pomijając zagadnienia teoretyczne - sprowadzające się choćby do zasadności rozważenia potrzeby wyodrębnienia dóbr osobistych dziecka z ogólnej formuły przyjętej w kodeksie cywilnym albo rozwinięcia przepisów odnoszących się do władzy rodzicielskiej w ramach omawianego zagadnienia - nietrudno dostrzec zagrożenia płynące z udostępniania wizerunku dziecka w internecie. W pierwszej kolejności trzeba tu wymienić możliwość kradzieży zdjęć, a co za tym idzie, także tożsamości dziecka, wykorzystanie ich przez sztuczną inteligencję, np. w kontekście publikacji o charakterze pedofilskim, czy (w świetle wymienionych bodaj najmniej niebezpieczne, tj.) oraz budowanie u dziecka złych nawyków, prowadzących do zacierania różnic pomiędzy światem wirtualnym i rzeczywistym. W drugiej zaś warto zauważyć, że swobodne i pozbawione refleksji publikowanie wizerunku dziecka przez jednego z rodziców może zaowocować konfliktem z drugim rodzicem.