Agnieszka Bieńczyk-Missala o lekarzach na wojnie: Bywają karani za udzielanie pomocy wrogom

System ochrony personelu i obiektów medycznych w czasie konfliktów zbrojnych sypie się na naszych oczach. W 2022 roku odnotowano rekordową liczbę 1989 gróźb i ataków na placówki służby zdrowia i ich pracowników. Ponad połowa z nich miała miejsce w Ukrainie i Mjanmie. Niestety, 2023 rok może nie być lepszy.

Publikacja: 06.11.2023 11:51

Lekarze na wojnie. Ukraina

Lekarze na wojnie. Ukraina

Foto: PAP/EPA

Henry Dunant, który był pierwszym w historii laureatem pokojowej Nagrody Nobla, nie miał wątpliwości, że potrzebującym należy pomagać. Jako młody przedsiębiorca podróżując po Włoszech w 1859 r. znalazł się na polu bitwy pod Solferino, gdzie tysiącom rannych nikt nie udzielał pomocy. Ze wsparciem miejscowej ludności zaczął organizować szpitale polowe, starając się ratować wszystkich rannych, bez względu na narodowość.

To doświadczenie doprowadziło go do zainicjowania konwencji o polepszeniu losu rannych na polu bitwy, przyjętej w 1864 r. Zasady były proste. Rannym i chorym żołnierzom należna jest pomoc, a personel medyczny, który ją świadczy nie może sam walczyć i nie może być atakowany. Znak czerwonego krzyża, który przypisano wówczas osobom i obiektom medycznym po dziś dzień spełnia funkcję informacyjną i ochronną, podobnie jak czerwony półksiężyc. Ponadto ochrona rannych i chorych w czasie konfliktów zbrojnych dotyczy dziś nie tylko żołnierzy, ale także cywilów. Ta oparta na szlachetnych pobudkach i przez wiele lat dość sprawnie działająca konstrukcja sypie się na naszych oczach.

Syria – Ukraina – Strefa Gazy

W ostatnich latach do bezprecedensowych ataków na personel i obiekty medyczne dochodziło w czasie wojny w Syrii, a dzisiaj w Ukrainie i Strefie Gazy. Organizacja obrony praw człowieka Physicians for Human Rights udokumentowała, że między 2011 r. a marcem 2023 r. zabito w Syrii aż 948 członków personelu medycznego, przy czym za 92% zgonów odpowiedzialne były syryjskie siły rządowe i ich rosyjscy sojusznicy. Syryjski rząd systematycznie atakował placówki medyczne i personel, zabijając lekarzy, pielęgniarki i inne osoby opiekujące się chorymi i rannymi w szpitalach i punktach medycznych. Pracownicy służby zdrowia bywali aresztowani, więzieni i torturowani, ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach lub tracili życie w atakach. Najgorsze były pierwsze cztery lata wojny, kiedy zginęło 78% ofiar. W kolejnych latach zmniejszyła się intensywność walk, ale lekarzy i pielęgniarek było po prostu coraz mniej. Przykładowo z Aleppo ponad 95% lekarzy uciekło, zostało zatrzymanych lub zabitych w czasie ciężkich walk w 2015 r.

Najgorszym jak dotąd rokiem dla personelu medycznego na świecie był rok 2022. Według organizacji Safeguarding Health in Conflict Coalition miało wówczas miejsce 1989 ataków i gróźb. Zginęło 232 pracowników medycznych, 298 zostało porwanych, a 294 aresztowanych. Wiele z nich to ofiary wojny w Ukrainie. Tylko w pierwszym miesiącu rosyjskiej agresji ONZ zweryfikowała aż 74 incydenty, w których zostały uszkodzone placówki medyczne. Do grudnia 2022 r. Światowa Organizacja Zdrowia zweryfikowała 715 takich ataków. Z każdym miesiącem warunki leczenia rannych i chorych były coraz trudniejsze.

Do najgłośniejszych incydentów należał rosyjski nalot na szpital położniczy nr 3 w Mariupolu 9 marca 2022 r. Konieczna była ewakuacja wszystkich pacjentów, głównie dzieci i kobiet w ciąży. Misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, która szczegółowo zbadała incydent stwierdziła, że atak miał charakter celowy i stanowił naruszenie prawa. Zaprzeczyła rosyjskim twierdzeniom, że szpital był bezprawnie wykorzystywany przez jednostkę Azov. Zarówno w Syrii, jak i Ukrainie udokumentowano tzw. ataki podwójnego uderzenia. Polegały one na przeprowadzeniu dwóch ataków z powietrza, przy czym drugi miał miejsce kilkanaście minut po pierwszym, gdy na zaatakowany teren przybyli wezwani do akcji ratunkowej pracownicy medyczni, tak jakby ranni i pomoc medyczna mieli być celem.

Dramatyczne apele o wstrzymanie ognia i zawieszenie broni padają dziś z ust pracowników ONZ i organizacji Lekarze bez Granic, którzy w Strefie Gazy udzielają pomocy rannym. Sytuacja jest tu szczególnie trudna ze względu na izraelskie metody działań zbrojnych (głównie ataki z powietrza) i wysoką gęstość zaludnienia. Ponadto organizacja terrorystyczna Hamas wykorzystuje ludność cywilną jako żywą tarczę, a pod największym szpitalem Szifa mają znajdować się bunkry, w których kryją się członkowie Hamasu. Wezwania do ewakuacji szpitali, które Izrael wystosował poprzedzając użycie siły, niosą ogromne ryzyko zgonów, a zdaniem ONZ nie są możliwe do bezpiecznego przeprowadzenia. W Strefie Gazy poza personelem medycznym masowo giną pracownicy humanitarni. Do 3 listopada zginęła bezprecedensowa liczba lokalnych pracowników Agencji ONZ ds. uchodźców palestyńskich – ponad 70 osób.

Czytaj więcej

Wojna w Izraelu. "Takiej skali ataków nie widziano". Szefowa Lekarzy bez Granic w Polsce o sytuacji w Strefie Gazy

Czemu służą ataki na personel medyczny?

Do przytoczonych liczb nie możemy się przyzwyczajać. Za każdym razem są skandalem. Śmierć lekarza na wojnie nigdy nie ma jednostkowych skutków. Konsekwencją są zgony i cierpienie rannych i ciężko chorych, którym nie ma kto udzielić odpowiedniej pomocy. Medycy często znajdują się na pierwszej linii frontu. Zapewniają pomoc rannym żołnierzom i cywilom, niejednokrotnie ryzykując własne życie. Mają prawo decydowania, komu udzielić pomocy w pierwszej kolejności, przy czym powinni kierować się etyką zawodową i względami medycznymi. Nie mogą dyskryminować rannych i chorych żołnierzy przeciwnika ani osób cywilnych, a jednak bywają karani za udzielanie pomocy wrogom. Jako osoby udzielające pierwszej pomocy, widzą dowody przemocy i tortur. Stają się niewygodnymi świadkami, których opresyjne władze mogą chcieć się pozbyć lub przynajmniej uciszyć.

Ataki na obiekty i personel medyczny są także wynikiem ataków bez rozróżnienia, zakazanych w prawie międzynarodowym. Uprawnione są jedynie ataki skierowane przeciwko konkretnym celom wojskowym. Zdarza się jednak, że strony konfliktów atakują celowo ludność cywilną i sieją terror, starając się w ten sposób wywrzeć nacisk na stronę przeciwną.

Jak zapewnić ochronę rannych i personelu medycznego?

Ataki na personel i obiekty medyczne stanowią zbrodnię wojenną i nie mają większego sensu z punktu widzenia ewentualnych korzyści wojskowych. Nie przybliżają stron konfliktu do wygrania wojny i stoją w sprzeczności z zasadą humanitaryzmu i ideą ograniczania zbędnego cierpienia.

Wspólnota międzynarodowa musi się skupić na wzmocnieniu ochrony tych, których zaangażowanie jest ściśle humanitarne i w pewien sposób altruistyczne. Obowiązujące reguły międzynarodowego prawa humanitarnego zapewniają tę ochronę. Całkowicie zakazują atakowania personelu, stałych i ruchomych obiektów medycznych i nakładają na strony obowiązek ich poszanowania i ochrony. Jedynie, gdy są wykorzystywane do celów wojskowych, na przykład do magazynowania broni lub jako schron dla żołnierzy, pod pewnymi warunkami mogą zostać zaatakowane.

W ostatnich latach organizacje pozarządowe aktywnie angażowały się w kampanie na rzecz wzmocnienia ochrony pracowników służby zdrowia i szerzej organizacji humanitarnych. Niestety, sytuacja prawna tych, którzy zajmują się dostarczaniem wody lub żywności jest gorsza niż personelu medycznego, a są równie potrzebni i narażeni na przemoc. Chodzi zatem o solidną ochronę prawną dla wszystkich, ale także odpowiednie fundusze na szkolenia, zarządzanie ryzykiem i zapewnienie bezpieczeństwa w terenie. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i duże organizacje międzynarodowe są lepiej przygotowane do wyzwań w zakresie bezpieczeństwa. Największe problemy z uzyskaniem środków ma personel lokalny, który daleko częściej pada ofiarą przemocy w czasie konfliktów zbrojnych niż personel międzynarodowy, co dramatycznie ukazały ostatnie wydarzenia w Strefie Gazy.

Henry Dunant, który był pierwszym w historii laureatem pokojowej Nagrody Nobla, nie miał wątpliwości, że potrzebującym należy pomagać. Jako młody przedsiębiorca podróżując po Włoszech w 1859 r. znalazł się na polu bitwy pod Solferino, gdzie tysiącom rannych nikt nie udzielał pomocy. Ze wsparciem miejscowej ludności zaczął organizować szpitale polowe, starając się ratować wszystkich rannych, bez względu na narodowość.

To doświadczenie doprowadziło go do zainicjowania konwencji o polepszeniu losu rannych na polu bitwy, przyjętej w 1864 r. Zasady były proste. Rannym i chorym żołnierzom należna jest pomoc, a personel medyczny, który ją świadczy nie może sam walczyć i nie może być atakowany. Znak czerwonego krzyża, który przypisano wówczas osobom i obiektom medycznym po dziś dzień spełnia funkcję informacyjną i ochronną, podobnie jak czerwony półksiężyc. Ponadto ochrona rannych i chorych w czasie konfliktów zbrojnych dotyczy dziś nie tylko żołnierzy, ale także cywilów. Ta oparta na szlachetnych pobudkach i przez wiele lat dość sprawnie działająca konstrukcja sypie się na naszych oczach.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie
Agnieszka Bieńczyk-Missala: Zmiana świata na lepsze jest możliwa
Opinie
Anna Zejdler: Szata nie zdobi człowieka, ale wiele o nim mówi
Opinie
Marta Jarosz: Lokale wolne od dzieci to najlepsze, co można zrobić
Opinie
Mec. Joanna Parafianowicz: Męża w aplikacji randkowej spotkać można. Najczęściej jednak - cudzego
Opinie
Przemoc nie ma płci. Joanna Parafianowicz o żartach ze znęcania się nad mężczyznami