Ptak-Iglewska: Miłość, brokat, walentynki i smutek. Czy umiemy budować więzi?

Walentynki u singli, w parach i u rodziców bardzo małych dzieci wyglądają skrajnie odmiennie. Życie przechodzi od wręczania róż po zabawę brokatowym klejem na bal w przedszkolu. Ale oprócz świętowania miłości, trzeba jeszcze o nią dbać. A kto to umie?

Publikacja: 15.02.2025 12:19

Aleksandra Ptak-Iglewska: Żyjemy w czasach zrywania starych więzi, ale nowe same nawiązują się bardz

Aleksandra Ptak-Iglewska: Żyjemy w czasach zrywania starych więzi, ale nowe same nawiązują się bardzo rzadko.

Foto: Adobe Stock

Nawet rozumiem, dlaczego walentynki mają wielu przeciwników. Trudno nam w kraju nad Wisłą świętować pozytywne uczucia, to się jawi jako kompletnie niepraktyczny pomysł. Za święto rodzinne wystarczą Wigilia, Wielkanoc i imieniny mamy, święto melancholijne mamy w Zaduszki, a miłość można świętować w rocznicę ślubu. Ewentualną rocznicę ewentualnego ślubu, bo w Polsce rozwodzi się co trzecia para, więc to też dobra wskazówka, by być ostrożniejszym z tym optymizmem. Niepraktyczne, nie nasze, importowane i na pokaz.

Ale właśnie odkryłam, że jest też kolejny poziom zaangażowania w walentynki, który można streścić według mojej obecnej sytuacji życiowej, czyli – najpierw jesteś singlem i marzysz o walentynkach, potem jesteś zakochana i świętujesz, jakby jutra nie było, a finalnie masz dzieci w przedszkolu i jedyne walentynki, jakie realizujesz, to papierowe walentynkowe kartki na bal przedszkolaka, dokańczane po godzinie 22.00, gdy dzieci wreszcie zasną, bo trzy pierwsze kartki robione razem są, wraz ze stołem i podłogą, tak niemiłosiernie upaprane farbami, dobrymi chęciami kilkulatków i brokatem, że nie ma szans na godne wręczenie ich na balu przedszkolaka. Smarujemy więc tekturki klejem, obsypujemy różowymi serduszkami, synowie przyklejają naklejki dinozaurów i śmieszne oczy, ja zamykam oczy na farbę kapiącą ze stołu. Pełen zachwyt, może rośnie nam pierwsze pokolenie mężczyzn zakochanych w walentynkach, dopóki starczy dinozaurów.

Czytaj więcej

Walentynki w wydaniu pokolenia Z. Oto, jak młodzi celebrują święto miłości

Od brokatu do smutku

Ale ja tak naprawdę nie chciałam o dzieciach. Chciałam pisać o miłości, smutnej, po polsku. Zmarła pewna kobieta, kiedyś mi bliska, potem daleka, na jej pogrzebie była ponad setka ludzi. Zostawiła kilkuletnią córkę i to dziecko dopiero potem zaczęło opowiadać. I z tych opowieści widać inny obraz tej pani, niż zostawiła w głowach współpracowników i instytucji, które wręczały jej pośmiertnie nagrody. Dziecko opowiada, że miało siedzieć w swoim pokoju. Że nikt w domu nie chciał się z nią bawić. Że mama krzyczała, tata krzyczał, że jak wracała ze szkoły, to mama wychodziła, nikt z nią nie ćwiczył czytania, nikt z nią nie chodził na fizjoterapię, choć dziecko utyka. Ale brokat był, miała mnóstwo brokatowych sukienek księżniczek. To prawdziwa historia i prawdziwe przejmująco smutne słowa w ustach dziecka, z dobrego domu, dziecka, którego rodzice są po studiach, nie piją nadmiernie, znają obce kraje.

Czy można się nauczyć miłości?

I to mnie prowadzi do pytania, czy miłości można się nauczyć, oprócz jej świętowania w postaci płacenia rachunków za Walentynki, kwiaty, balonik i film w kinie?

Czytaj więcej

W serwisach randkowych lepiej nie pisać, że jest się wegetarianinem. Wyniki badania

O ile w związek romantyczny możemy się rzucić na oślep i ewentualnie potem ewakuować, to miłość rodzicielska jest obarczona tabu. Nie może jej nie być, choćby ewidentnie jej nie było, ale gdy naprawdę jest problem, bardzo mało jest miejsc, w których naprawdę rodzic uzyska pomoc, do których go można po nią skierować, gdy sobie ewidentnie nie radzi, i nie chodzi o kuratora ani pomoc społeczną. I czy może święto miłości można też wykorzystać do tego, by pytać, kiedy zajmiemy się nauką pielęgnacji więzi rodzinnych, przyjacielskich, społecznych. Kompetencji społecznych można się uczyć, są już takie szkolenia, ale jest jakaś wielka pustka w sprawie dbania o relacje. Żyjemy w czasach zrywania starych więzi, ale nowe same nawiązują się bardzo rzadko. Czasem są czarne marsze przeciwko przemocy, a gdyby tę energię, potrzebną na protesty, włożyć w poprawę sytuacji. Gdyby w szkole rodzenia, zamiast oddechów, rodzice uczyli się o złości i różnych językach miłości, gdyby na naukach przedmałżeńskich narzeczeni uczyli się rozwiązywania konfliktów o naturalnych kryzysach w związku. Gdybyśmy naprawdę chcieli naprawiać świat, poszukalibyśmy takiego Janusza Korczaka, ale dla dorosłych.

Nawet rozumiem, dlaczego walentynki mają wielu przeciwników. Trudno nam w kraju nad Wisłą świętować pozytywne uczucia, to się jawi jako kompletnie niepraktyczny pomysł. Za święto rodzinne wystarczą Wigilia, Wielkanoc i imieniny mamy, święto melancholijne mamy w Zaduszki, a miłość można świętować w rocznicę ślubu. Ewentualną rocznicę ewentualnego ślubu, bo w Polsce rozwodzi się co trzecia para, więc to też dobra wskazówka, by być ostrożniejszym z tym optymizmem. Niepraktyczne, nie nasze, importowane i na pokaz.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie
Rzecz o kobiecych pieniądzach: Energia idzie do tego, na czym się skupiamy
Opinie
Prawa człowieka w czasach próby. Co najskuteczniej zapobiega ich naruszaniu?
Opinie
Mec. Joanna Parafianowicz: Milczenie bywa zachowaniem nieodpowiedzialnym społecznie
Opinie
Amerykańska prezydentura jeszcze nie dla kobiet. W Polsce? Beata Szydło: Zobaczymy
Opinie
Zajęcia opiekuńczo-wychowawcze w Dniu Nauczyciela da się przeżyć