„Kobiety z Trzaskiem” i „Kobiety za Nawrockim”: zarówno KO, jak i PiS zwracają się do kobiet, szczególnie je zachęcając do wzięcia udziału w wyborach. W mediach społecznościowych publikowane są więc zdjęcia kobiet wyrażających poparcie dla poszczególnych kandydatów. Nie obyło się bez wtopy: posłanka PiS Agnieszka Soin wrzuciła na Facebooka zdjęcie kobiet z opisem „Polskie dziewczyny za Nawrockim 2025” – media ustaliły, że fotografię wygenerowała sztuczna inteligencja.
Co więcej, politycy – a póki co przodują w tym ci związani z KO – decydują się w całkiem śmiały sposób komentować wybory kobiet. „Myślę, że to jest z jednej strony ta część elektoratu, która jest przywiązana do tradycyjnych ról, gdzie to mężczyzna, głowa rodziny, decyduje, jakie kto ma poglądy polityczne. To jest pewna stała, nie odkrywam tutaj żadnej Ameryki”, odpowiedział Bartłomiej Sienkiewicz, kiedy w styczniu TVP Info zapytała go to, dlaczego – a wynika to z badań – więcej kobiet opowiada się za Nawrockim niż Trzaskowskim.
Prezydent Warszawy uderzył w jeszcze inne tony: „Bardzo was o to proszę, dziewczyny, postawcie do pionu tych wszystkich facetów, którzy mają w głowie głupie pomysły i wtedy cała Polska naprzód" – zwrócił się do wyborczyń w zeszły piątek.
Czy kobieta ma prawo do własnych poglądów politycznych?
Po pierwsze, zaczynając od wypowiedzi Bartłomieja Sienkiewicza, należy postawić pytanie rodzaju „Czy kobieta to człowiek”, a więc czy jest samodzielna i ma prawo do własnych poglądów – zwłaszcza kiedy polityk się z nimi nie zgadza. Zresztą, podobne – protekcjonalne i patriarchalne – opinie pojawiają się w dyskusji na temat sondażowych wyników Konfederacji. Oczywiście, liberałom i lewicy łatwiej stwierdzić, że popierające PiS czy Konfederację kobiety są zacofane lub uciemiężone, niż poważnie się zastanowić na źródłami swoich kolejnych porażek w tej właśnie grupie.
Po drugie, jaki obraz kobiety wyłania się z antagonizujących słów Rafała Trzaskowskiego – piekielnica, która ma trzymać mężczyznę na krótkiej smyczy. Złośliwi zapytaliby, czy KO – z premierem Donaldem Tuskiem jako szefem koalicji rządzącej – udało się postawić do pionu polityków PSL, którzy nie zgadzają się na liberalizację prawa aborcyjnego.