Reklama

Marzena Tabor-Olszewska: Przyznaję się. Będę nielegalnie gotować flaki z boczniaka

No i stało się! Nie będzie już więcej wegańskich kiełbasek i roślinnych burgerów. Żegnajcie sojowe serdelki, boczku z grochu i kotlecie z ciecierzycy. Weganie muszą pochować głęboko na dnie serca salami z białka pszennego i smalec z fasoli. O steku z kalafiora będą mogli pomarzyć.

Publikacja: 17.10.2025 04:30

Fot: Beyond Meat/materiały prasowe

Burger wegański

Fot: Beyond Meat/materiały prasowe

Foto: Beyond Meat

Na widelcu w Unii Europejskiej wegańskich kiełbasek już się nie uświadczy. PE zakazał bowiem producentom produktów wegańskich używania nazw „tradycyjnie zarezerwowanych dla mięsa”. Będzie można używać określeń opisowych, jak „substytut mięsa” czy „na bazie roślin”. Cel? Ochrona tradycyjnych nazw mięsnych oraz zapewnienie jasności dla konsumentów, aby nie mylili produktów wegańskich z rzeczywistym mięsem.

Jak odróżnić produkt wegański od mięsnego?

Na diecie w pełni roślinnej jestem od czterech lat. Mięsa nie jem już kilkanaście. Uwierzcie mi – w życiu nie pomyliłam kiełbaski sojowej z wieprzową. Nawet teraz, kiedy chodząc na zakupy, często zapominam okularów, a mój wzrok nie pozwala na swobodne przeczytanie składu.

Czytaj więcej

Każdy konsument dostanie informacje o cierpieniu zwierząt. Nowe przepisy w Szwajcarii

Dlaczego? W większości sklepów są po prostu wegańskie strefy, lodówki i półki oznaczone na zielono lub wyraźne oznaczenia przy cenach. Poza tym, marek produktów wegańskich nie ma zbyt wiele i my, weganie, doskonale je znamy. Z drugiej strony mięsożercy widzą przecież wyraźnie oznaczone produkty: 100 proc. roślinny, bezmięsny lub wielki zielony znak „V” na żółtym tle i z podpisem „vegan”. Producenci wegańskich produktów chwalą się ich roślinnym pochodzeniem, bo chcą przyciągnąć uwagę osób, dla których taki właśnie skład jest ważny.

Nowa rzeczywistość wegan: Koagulowana masa i fermentowany produkt zamiast sera i jogurtu?

Tymczasem Unia Europejska wysłuchała hodowców, którzy chcą mieć pewność, że jeśli ktoś będzie miał ochotę na kiełbaski – to będą one na pewno mięsne. Nie ma to nic wspólnego z wolnością wyboru. Myślę ciepło o producentach moich ulubionych produktów, dla których koszt rebrandingu będzie przecież ogromny. I na pewno niepotrzebny. Myślę o wegańskich roślinnych serach, które – na razie legalne – być może też kiedyś będą musiały się stać „koagulowaną masą białą lub żółtą”. A jogurty – „fermentowanym produktem roślinnym”.  

Reklama
Reklama

Tak czy inaczej, osoby na diecie roślinnej w domach, ukradkiem, z całą pewnością będą gotować wegańskie bolognese, tofucznicę (czy nie za blisko do jajecznicy?) oraz – o zgrozo! – moje ukochane flaki z boczniaka. Może zakazane dania dzięki temu, że znajdą się poza prawem, przyciągną i zachęcą kolejne osoby?

 

Komentarze
Bogusław Chrabota: LGBTQIA+ poczeka lat pięć, a może dziesięć
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy będzie wojna niemiecko-polska o Nord Stream?
Komentarze
Estera Flieger: Mazurek o małych i wielkich pięknach
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump ostatecznie przechodzi na stronę Ukrainy? Tego się boi Putin
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego koalicja nie świętowała drugiej rocznicy wyborów 15 października?
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama