Co dzisiejsza Maria Góralczyk – agentka nieruchomości, powiedziałaby Marysi aktorce sprzed lat?
Ufaj swojej intuicji. Idź za nią. Nie bój się błędów, ale ucz się na nich – bez tego nigdy nie ruszysz z miejsca. Pamiętaj, że cokolwiek się dzieje, dzieje się po coś. Dzieje się dla ciebie. Nawet jeśli teraz jest ci źle, czas pokaże, że to wyjdzie ci na dobre.
„Na dobre i na złe”. Czy myślała pani kiedyś w ten sposób o sobie w show biznesie: cokolwiek się wydarzy – chcę tu być?
Wręcz przeciwnie: nigdy nie planowałam bycia aktorką. Pracując od 15 roku życia jako modelka, dość szybko trafiałam przed kamerę. Jeszcze wcześniej był zresztą „Tik tak”,„5-10-15”. Film „Bellissima”, czy serial „Na dobre i na złe”, w którym gram do dziś- jego ekipa stała się po latach moją drugą rodziną -to wszystko się po prostu zadziało. Pracowałam też przy produkcji teledysków i reklam, trafiłam do postprodukcji. Ten świat zawsze mnie „kręcił”, ale zdecydowanie bardziej interesowała mnie praca nie przed, ale za kamerą. Mówimy zresztą o innych czasach. Odnoszę wrażenie, że po drodze nastąpił jakiś moment przełomowy. Dzisiaj obecność przed kamerą uwarunkowana jest często tym, do jakiego stopnia jesteś w stanie się obnażyć w social mediach ze swej prywatności i ile „ścianek” i imprez po drodze zaliczysz: gdzie i jak często się pokazujesz. To nie jest moje. To nie ja. Nie mam i nigdy nie miałam „parcia na szkło”.
Po nagradzanym filmie „Bellissima” z 2001 roku, pani rozpoznawalność nabierała rozpędu. I nagle - obrót o 180 stopni. Dlaczego?