Miałem dotychczas wyobrażenie, że na Wyspy jeżdżą ludzie, którzy świadomie chcą się jakoś w życiu urządzić, choćby początkiem urządzania się była osławiona praca na zmywaku.
Niestety, nie zawsze tak jest. Często kobiety z Polski czy innych krajów Wschodniej Europy przyjeżdżają tu nie tylko do pracy, ale też chcą uciec od przemocowego związku z partnerem. Niestety, tu popadają w podobne relacje. Jeśli nasze rodaczki wiążą się z partnerami pochodzącymi z krajów o odmiennej kulturze i zwyczajach, co się oczywiście zdarza w wielokulturowym Londynie, po początkowym okresie fascynacji może przyjść zderzenie kulturowe. Może to zaostrzać napięcia i prowadzić do przemocy, choć nie jest to regułą. Bywa jeszcze gorzej, bo mamy też do czynienia z przypadkami ewidentnego handlu ludźmi. Kobiety są wabione obietnicami dobrze płatnej pracy, po czym na miejscu okazuje się, że są pozbawiane dokumentów i zmuszane do prostytucji. Ale to są skrajne przypadki. Większość kobiet żyje w związkach, zdawałoby się całkiem normalnych, a jednak przemocy doświadczają i trudniej im się z tym żyje, niż w kraju ojczystym.
Dlaczego trudniej?
U siebie w kraju, gdzie się wyrasta od dziecka, na ogół każdy ma jakąś sieć bliskich osób – czy to rodziny czy to przyjaciół. Na emigracji takiej sieci nie ma i tym trudniej znaleźć bratnią duszę, której można się zwierzyć ze swoich problemów. Tkwią więc w przemocowych związkach całymi latami. Trudno im się z takich związków wydostać, zwłaszcza gdy mają dzieci. Mogłyby po prostu uciec z powrotem do Polski czy innego ojczystego kraju, ale na wyjazd dziecka czy partnera z dziećmi musi się zgodzić drugi partner. W ten sposób wiele kobiet pozostaje niejako uwięzionych na Wyspach. Niemniej jednak na różne sposoby staramy się im pomóc.
Czy po Brexicie napływ imigrantów do Wielkiej Brytanii osłabł?
Zaostrzono wymogi dotyczące osiedlania się i pracy. Trudniej niż kiedyś uzyskać wizę pracowniczą. Ale wciąż są możliwości dołączenia do męża czy żony już osiadłych w Wielkiej Brytanii. Można też sprowadzić z zagranicy własne dzieci. Ale to nie znaczy, że mamy mniej kobiet potrzebujących wsparcia. Często zgłaszają się do nas dopiero po kilku latach doświadczania przemocy domowej. Zresztą potwierdzają to statystyki organizacji pozarządowej SafeLives. Takie osoby żyją z przemoc 2-3 lata, zanim komukolwiek ją zgłoszą i otrzymają pomoc. Średnio dochodzi w tym czasie do pięćdziesięciu aktów przemocy.