Znana z siły swojego wyjątkowego głosu Celine Dion wspomina, że objawy choroby zaczęły się od gardła. Naśladowała na wizji efekt wywołany przez skurcze, ściskając gardło i wydobywając z siebie ściszony, wysoki głos. "To tak, jakby ktoś cię dusił, jakby naciskał na twoją krtań. Jakbym mówiła w ten sposób i nie mogła zejść ani wyżej, ani niżej..." – obrazowała piosenkarka, która sprzedała ponad 250 milionów albumów w swojej dziesięcioletniej karierze. To był jeden z najważniejszych powodów, dla których w 2023 roku zmuszona była odwołać trasę koncertową. Ale miała również problemy z kończynami, żebrami i kręgosłupem.
Mniej więcej jedna do dwóch osób na milion cierpi na zespół sztywnego człowieka, czyli zespół Moerscha-Woltmanna. Osoby te często doświadczają sztywności tułowia i kończyn, a także silnych skurczów mięśni, które mogą powodować upadki. Skurcze mogą występować losowo lub być wywoływane przez określone bodźce, w tym głośne dźwięki, dotyk i stres emocjonalny.
"Miałam połamane żebra, ponieważ czasami, gdy skurcz jest zbyt silny, może złamać żebro" –wyjaśniła 56-letnia artystka w wywiadzie, który został wyemitowany w amerykańskiej telewizji we wtorek 11 czerwca. Opisała też objawy, które mogą również prowadzić do paraliżu stawów, szczególnie stóp i dłoni.
Czytaj więcej
Mój głos jest moim dyrygentem, decyduje o moim życiu – mówi w filmie dokumentalnym o sobie samej Celine Dion. Kanadyjska piosenkarka kilka lat temu musiała porzucić koncertowanie po tym, jak zdiagnozowano u niej bardzo rzadkie schorzenie zwane zespołem sztywnego człowieka.
Celine Dion intensywnie pracuje nad opanowaniem choroby. „Pięć dni w tygodniu przechodzę terapię sportową, fizyczną i wokalną. Pracuję nad palcami u stóp, kolanami, łydkami, palcami, śpiewem, głosem..." – wyliczała w wywiadzie dla kwietniowego wydania francuskiego „Vogue”.