- Trudno mi jest pozbierać się po wiadomości o śmierci Eli – mówi aktorka Beata Kawka, która przez kilka lat jeździła z Elżbietą Zającówną ze spektaklem „En Vogue” po Polsce. - Po raz pierwszy widziałyśmy się prawdopodobnie w studio dubbingowym, ale tak naprawdę i na dobre spotkałyśmy się podczas spektaklu „En Vogue”. Ela weszła w zastępstwo praktycznie w ciągu jednego dnia i uratowała przedstawienie – z poprzednią aktorką miałyśmy kłopoty. Była bardzo sprawna aktorsko, ale też uważna i uparta – miała wszystkie te cechy, które sprawiały, że udało jej się tak szybko, z marszu wejść w rolę. Nauczyła się tekstu w domu, jednego dnia zrobiliśmy pełną próbę, a następnego Ela musiała już grać – wspomina Kawka.
Elżbieta Zającówna miała wyjątkowe poczucie humoru
Doświadczenie pracy na scenie połączyło je na lata. Zespół złożony z Zającówny, Beaty Kawki, Darii Widawskiej i młodego aktora Kamila Prubana jeździł z tym spektaklem po całej Polsce w latach 2013-2016. Wspólne podróże stały się przestrzenią do żartów i głębszych rozmów. - Jeździliśmy jednym samochodem, Ela zawsze prowadziła. Była wspaniałym kierowcą, bardzo lubiła jeździć i świetnie sobie z tym radziła. Czuliśmy się przy niej bezpiecznie. Siadaliśmy z tyłu, otwieraliśmy kupione wino, a ona odwracała się i pytała: „Czy patologia rozpoczęła już wycieczkę?” – wspomina ze wzruszeniem Kawka.
Ma w pamięci wiele wspólnych wspomnień, ale jedno szczególnie zapadło jej w pamięć. - Kiedyś, podczas podróży na Podkarpacie, zabłądziłyśmy i nagle znalazłyśmy się przed stadem łosi. Śmiałyśmy się do rozpuku, bo nie wiedziałyśmy, w którą stronę jechać – wszędzie były łosie! Ela, jak zwykle, potrafiła rozładować sytuację. Kiedy o niej myślę, słyszę śmiech i widzę szeroki uśmiech z wielkimi zębami. Uwielbiałam jej poczucie humoru – było wyjątkowe, a przy tym miała ogromny dystans do siebie. Jej dobroć i troska o wszystkich wokół były niezwykle ujmujące. Zawsze pytała, czy wszyscy mają się dobrze, czy wszystkim jest wygodnie. Dbała o każdego – opowiada Beata Kawka.
Czytaj więcej
W świecie pełnym zawiści, hejtu, fałszu, Ela nigdy nie udawała — tak zapamiętała Elżbietę Zającównę jej koleżanka z planu serialu „Matki, żony i kochanki” – Małgorzata Potocka.
Mimo choroby, Elżbieta Zającówna nigdy nie traciła dystansu do siebie. - Wiedzieliśmy, że Ela jest chora, że wozi ze sobą leki, zwykle żartowała na ten temat. My też żartowaliśmy, że „jedzie Ela, a za nią przyczepka z lekarstwami”. Śmiała się z tego, nigdy się nie skarżyła. To był cudowny, dobry człowiek. Nie było w niej nic, do czego można by się przyczepić” – opowiada wzruszona Kawka.