Reklama

Niechciane intymne zdjęcia, filmiki, deepfake. Cyberprzemoc uderza w kobiety z wielu stron

Cyberprzemoc wobec kobiet bywa lekceważona, a którejś z jej form doświadczyło prawie trzy czwarte kobiet - mówi adw. dr Agata Koschel-Sturzbecher. I zauważa, że część z nich, np. wysyłanie nagich zdjęć bez zgody adresatki, bywa lekceważonych.

Publikacja: 23.09.2025 12:33

Adw. dr Agata Koschel-Sturzbecher: Wiele zaangażowanych społecznie kobiet – polityczek, aktywistek c

Adw. dr Agata Koschel-Sturzbecher: Wiele zaangażowanych społecznie kobiet – polityczek, aktywistek czy działaczek – staje się ofiarami przemocy nie z powodu swoich poglądów, ale dlatego, że są kobietami. Krytyka często dotyczy ich wyglądu czy płci, a nie merytoryki.

Foto: Adobe Stock

Zgodzi się pani z tezą, że trendy takie, jak choćby ostatnie „szon patrole”, podczas których nastoletni chłopcy „tropią” nieodpowiednio ich zdaniem ubrane rówieśniczki i wrzucają do sieci ich zdjęcia, pokazują, że do cyberprzemocy nie potrzeba skomplikowanych narzędzi? 

Zgadzam się – „szon patrole” są drastycznym dowodem na to, że do cyberprzemocy nie potrzeba zaawansowanej technologii. Wystarczy smartfon, który każdy z nas nosi w kieszeni, jedno zdjęcie lub nagranie i odpowiednie otagowanie, aby zniszczyć czyjąś reputację i poczucie bezpieczeństwa. Nie jest to incydent wynikający z braku świadomości – jak podkreślano podczas niedawnej konferencji „Epidemia przemocy wobec kobiet w cyberprzestrzeni”, celem takich działań bywa umyślne upokorzenie ofiary i wywołanie efektu wiralowego.

Ten przykład pokazuje również słabość obecnego systemu: prawo działa głównie „po fakcie”. Owszem, poszkodowani mogą składać pozwy o zniesławienie (art. 212 k.k.), powoływać się na naruszenie dóbr osobistych (art. 23–24 k.c.). Jednak procedury są czasochłonne, a w świecie cyfrowym liczy się szybkość reakcji. Dlatego kluczowa jest szybka interwencja platform społecznościowych, co będzie możliwe dzięki unijnemu Aktowi o usługach cyfrowych (DSA). Ale prawo to nie wszystko. Należy także postawić na edukację cyfrową.

Tylko te szkodliwe trendy nie szerzą się dlatego, że ich „twórcy” nie mają świadomości, że rozniosą się po sieci, tylko dlatego, że właśnie taki jest ich cel. 

Dlatego edukacja cyfrowa musi jasno pokazywać, że to, co zakazane w świecie rzeczywistym, jest równie niedozwolone w Internecie, a działania online niosą realne konsekwencje prawne i społeczne. Trzeba też podkreślać, że pełna anonimowość w sieci jest coraz trudniejsza – w wielu przypadkach sprawców można ustalić dzięki logom, adresom IP czy danym z platform. Bez takiej zmiany świadomości społecznej nawet najlepsze regulacje nie powstrzymają podobnych zjawisk.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Empatia jako jeden z przedmiotów w szkole? W Danii to rozwiązanie działa od lat

 Mówimy o cyberprzemocy, która dotyka dziewczynek i bardzo młodych dziewczyn, ale – mimo że akurat to zjawisko dotyczy de facto dzieci – narażone są na nią kobiety w każdym wieku. Ekspertki debatowały o tym podczas wspomnianej już przez panią konferencji w Sejmie, która już samą swoją nazwą alarmowała o „epidemii”. Istnieją dane, które potwierdzają te wnioski?

Oczywiście, z punktu widzenia prawa kobiety i mężczyźni są chronieni w ten sam sposób, także w Internecie. Jednak badania globalne pokazują, że kobiety są szczególnie narażone na przemoc online. W Polsce – jak zaprezentowano podczas konferencji – 39 proc. internautek osobiście doświadczyło przemocy w sieci, a 64 proc. obserwowało takie ataki wobec innych kobiet. Trend ten potwierdzają również analizy Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn.

Wiele zaangażowanych społecznie kobiet – polityczek, aktywistek czy działaczek – staje się ofiarami przemocy nie z powodu swoich poglądów, ale dlatego, że są kobietami. Krytyka często dotyczy ich wyglądu czy płci, a nie merytoryki. Podobnych ataków doświadczają także nastolatki. Co gorsza, algorytmy mediów społecznościowych premiują treści kontrowersyjne i agresywne, ponieważ zwiększają one zaangażowanie użytkowników. Dlaczego tak się dzieje, to już pytanie bardziej do ekspertów od technologii i socjologii niż do prawników. Na szczęście problem ten został dostrzeżony w unijnej dyrektywie w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, a DSA ma zapewnić przejrzyste działanie algorytmów i skuteczniejsze egzekwowanie prawa. Bez takich rozwiązań pozostaniemy w pułapce reaktywności – zamiast zapobiegać przemocy, będziemy jedynie ścigać jej skutki po fakcie.

Czytaj więcej

Scarlett Johansson ofiarą technologii AI. Wzywa rząd USA do ograniczenia jej użycia

Jednym ze zjawisk, na które ekspertki zwracały uwagę, jest cyberflashing, czyli zgodnie z definicją: wysyłanie nagich zdjęć osobom, które o nie nie prosiły. W szerszej świadomości wciąż funkcjonuje ono jako opowiastka z Tindera, coś, na co każda rejestrująca się na platformie użytkowniczka „musi” być gotowa. Dlaczego nie traktujemy tego jako naruszenia, które należy zgłaszać?

Reklama
Reklama

Wiele osób nie zgłasza cyberflashing’u, bo obawia się, że sprawa zostanie zlekceważona lub zakwalifikowana jako błahostka – na przykład jako nieobyczajny wybryk (art. 107 k.w.), a nie stalking (art. 190a k.k.). Taka niejednolitość w praktyce rodzi poczucie nierównego traktowania ofiar i zniechęca je do podejmowania kroków prawnych. Tymczasem Dyrektywa w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (nr 2024/1385) wprost wskazuje cyberflashing jako formę przemocy online. To przykład niespójności, o której mówiłam wcześniej: zjawisko jest znane, ale brak jednoznacznych przepisów i świadomości społecznej powoduje, że zgłoszeń wciąż jest niewiele.

Na debacie sejmowej prawniczka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka alarmowała, że wysyłanie nagich zdjęć bez zgody bywa znormalizowane, a reakcje otoczenia często są bagatelizujące. Nauczycielka z liceum mówiła o uczennicy, która otrzymywała takie zdjęcia od nieznajomego z obcego numeru. Przytoczono badania, z których wynikało, że powszechne są tłumaczenia: „to tylko żarty”, „wystarczy zablokować numer”. Dziś świadomość społeczna jest większa niż kilka lat temu, ale to wciąż za mało, aby wyeliminować problem. Potrzebujemy nie tylko przepisów implementujących dyrektywę, lecz także szkoleń dla organów ścigania i kampanii społecznych, które jasno powiedzą: cyberflashing to przemoc, nie flirt.

Czytaj więcej

Co łączy osoby określane mianem „cool”? Naukowcy dają odpowiedź

A jak pani odpowie na argument, że wprowadzenie ściślejszej kontroli nad treściami w sieci ograniczy wolność słowa? 

Wolność słowa nigdy nie była prawem nieograniczonym – ani w świecie offline, ani online. Polskie prawo (m.in. art. 31 ust. 3 i art. 54 Konstytucji RP) oraz przepisy karne o zniesławieniu i zniewadze jasno pokazują, że swoboda wypowiedzi kończy się tam, gdzie narusza godność i prawa innych osób. Dziś poszkodowani mogą korzystać z istniejących środków prawnych, ale – jak zaznaczano podczas konferencji – procedury są zbyt powolne, a platformy nie zawsze reagują w porę. DSA nie jest cenzurą, lecz narzędziem, które ma zobowiązać serwisy społecznościowe do przejrzystych zasad moderacji, szybkiego usuwania treści nielegalnych i raportowania ryzyk systemowych. Wprowadzenie skuteczniejszych mechanizmów kontroli nie ogranicza debaty publicznej – zapewnia jedynie, że dyskusja nie odbywa się kosztem czyjejś reputacji, bezpieczeństwa czy prawa do ochrony przed przemocą.

Jest to też kluczowe w kontekście coraz doskonalszych deepfake’ów, które jeszcze niedawno kojarzyły nam się z przerobionymi filmikami z gwiazdami w rolach głównych. Teraz coraz częściej już zdajemy sobie sprawę, że każda z nas może stać się „bohaterką” takiego materiału. Jakie są szanse, żeby to zjawisko nie ewoluowało w taką spaczoną stronę?

Reklama
Reklama

Deepfake stały się na tyle realistyczne, że dziś bez specjalistycznych narzędzi i wiedzy eksperckiej często nie da się rozpoznać, czy materiał jest prawdziwy, czy sfabrykowany. To stawia w trudnej sytuacji zarówno potencjalne ofiary, jak i organy ścigania. AI Act (UE 2024/1689), który zacznie obowiązywać w przyszłym roku, wprowadza obowiązek oznaczania treści generowanych lub modyfikowanych przez sztuczną inteligencję – to pierwszy krok, ale nie wystarczy. Już teraz wszystkie podejrzane lub obraźliwe treści, także te potencjalnie zmanipulowane, powinny być szybko blokowane, by uniemożliwić ich dalsze rozpowszechnianie. Jak podkreślano podczas konferencji, liczy się czas reakcji, bo nawet krótkie opóźnienie może spowodować nieodwracalną szkodę wizerunkową. Niestety sądy są przeciążone. Nie zawsze udaje się też ustalić sprawcę. Dlatego od dawna mówi się o wprowadzeniu „ślepych pozwów”, które pozwoliłyby ofiarom uzyskać zabezpieczenie lub zablokowanie treści jeszcze przed ustaleniem danych sprawcy.

Podsumowując, szanse na ograniczenie tego zjawiska zależą od połączenia kilku elementów: wdrożenia przepisów AI Act, szybkiej reakcji platform na zgłoszenia, rozwiązań proceduralnych chroniących ofiary i edukacji społecznej. Bez tego ryzyko wykorzystania deepfake’ów w szkodliwy sposób będzie rosło.

Zgodzi się pani z tezą, że trendy takie, jak choćby ostatnie „szon patrole”, podczas których nastoletni chłopcy „tropią” nieodpowiednio ich zdaniem ubrane rówieśniczki i wrzucają do sieci ich zdjęcia, pokazują, że do cyberprzemocy nie potrzeba skomplikowanych narzędzi? 

Zgadzam się – „szon patrole” są drastycznym dowodem na to, że do cyberprzemocy nie potrzeba zaawansowanej technologii. Wystarczy smartfon, który każdy z nas nosi w kieszeni, jedno zdjęcie lub nagranie i odpowiednie otagowanie, aby zniszczyć czyjąś reputację i poczucie bezpieczeństwa. Nie jest to incydent wynikający z braku świadomości – jak podkreślano podczas niedawnej konferencji „Epidemia przemocy wobec kobiet w cyberprzestrzeni”, celem takich działań bywa umyślne upokorzenie ofiary i wywołanie efektu wiralowego.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Prawo
Aneta Fraser: Trudno wyobrazić sobie rozwój nauki bez udziału kobiet
Prawo
Rosyjski dron nad polskim domem. Prawniczka wyjaśnia, kto ponosi odpowiedzialność za szkody
Prawo
Trudna sytuacja pracujących młodych matek. Zwolnienia w ciąży i na urlopie nie należą do rzadkości
Prawo
Mecenas Beata Bieniek-Wiera: Zawsze należy dobierać indywidualną taktykę do przeciwnika
Prawo
Prawniczka o zmianie formalności po utracie ciąży: Ochrona kobiet nie jest wystarczająca
Reklama
Reklama