Reklama

Mecenas Beata Bieniek-Wiera: Zawsze należy dobierać indywidualną taktykę do przeciwnika

Wielu kobietom na Śląsku nie podoba się, że samodzielnie robię karierę, bo to wbrew tradycyjnemu modelowi rodziny – mówi Beata Bieniek-Wiera, adwokatka rekomendowana w rankingu kancelarii prawniczych „Rzeczpospolitej” jako ekspertka prawa karnego gospodarczego.

Publikacja: 22.08.2025 12:52

Adwokatka Beata Bieniek-Wiera: Nie od razu nauczyłam się, ze czasem warto pójść na ugodę.

Adwokatka Beata Bieniek-Wiera: Nie od razu nauczyłam się, ze czasem warto pójść na ugodę.

Foto: Archiwum prywatne

Nagrodziliśmy panią jako specjalistkę od przestępstw białych kołnierzyków, a ja zajrzałem na pani profil społecznościowy i co widzę? Instruktorka fitnessu...

To prawda. Całe życie byłam związana ze sportem. Jestem wicemistrzynią juniorów Katowic w biegach na 300 i 600 metrów. Chyba stąd się wzięła moja skłonność do walki i współzawodnictwa. To mnie naprawdę kręci.

I to dlatego walczy pani nie tylko na bieżni, ale i w sądzie?

Już w dzieciństwie na podwórku stawałam w obronie bitych kolegów czy koleżanek. Nawet gdy jakiś nauczyciel niesłusznie oskarżał kogoś o przewinienie, ja wstawałam i wprost mówiłam: ależ to nie tak było! Po czym przedstawiałam jego racje. Koledzy śmiali się ze mnie, mówili że jestem prokuratorem. A ja rzeczywiście już w wieku 12 lat chciałam zostać prawniczką. Tylko, że prokuratura to struktura hierarchiczna, a ja nie bardzo lubię słuchać czyichś poleceń. To by mnie wykończyło. Zostałam więc adwokatką.

A skąd zainteresowanie akurat prawem karnym gospodarczym?

Czytaj więcej

Małgorzata Mączka-Pacholak: W trybunale w Strasburgu nawet doświadczony prawnik ma ciarki na plecach

Jako aplikantka praktykowałam w kancelarii zajmującej się bardzo różnymi sprawami. Trafiały tam między innymi spory korporacyjne czyli takie między wspólnikami jednej spółki. Wtedy jeszcze nie miałam doświadczenia zawodowego, ale mój zadziorny i waleczny charakter podobał się klientom. Mówili wprost: „Ta kobieta ma jaja! Chcemy, żeby walczyła w naszym imieniu!

Czego się nauczyła pani w ciągu kolejnych lat? Pewnie tego, by nie zawsze uderzać, a czasem odpuścić?

Tak, bo zawsze należy dobierać indywidualną taktykę do przeciwnika. To czasem wymaga wycofania się. Przyznaję, to było trudne, bo nie od razu nauczyłam się, ze czasem warto pójść na ugodę. Na szczęście miałam w kancelarii kolegów i koleżanki, którzy nauczyli mnie, co to są negocjacje i jak wielką mogą mieć wartość. Zresztą czytam sporo fachowej literatury na temat psychologii i negocjacji.

Reklama
Reklama

Na czym przykładowo polegają te spory korporacyjne?

Wspólnicy kłócą się o to, kto ma zarządzać spółką, kto i ile korzyści ma z niej czerpać czy też o udziały w spółce. I choć kiedyś tam razem taką spółkę zakładali, to w praktyce okazuje się, ze mają różne wizje jej funkcjonowania. Nie zawsze działają przy tym w białych rękawiczkach. Zdarza się, że jeden wspólnik blokuje innym dostęp do firmowego konta. Zdarza się, że wspólnik przejmuje niektóre kontrakty spółki do innej spółki, w której też jest udziałowcem. To są czyny nieuczciwej konkurencji, ale nie zawsze ewidentnie naruszają prawo. Trzeba to naruszenie udowodnić i tu otwiera się pole do pracy dla prawnika.

Czy trudno się negocjuje między zwaśnionymi ludźmi, z których każdy ma sporo pieniędzy i wysokie mniemanie o sobie?

Pokłóceni wspólnicy nie szczędzą sobie cierpkich słów. Nawet przy stole negocjacyjnym, gdzie siedzi ktoś z zewnątrz, na przykład ja. Czasem się tylko napominają, by nie kląć przy kobiecie. Ja wtedy zwykle zapewniam ich, że kląć również potrafię, ale przecież nie o to chodzi. W negocjacjach liczy się zimna krew i stała świadomość tego, co się chce osiągnąć. Trzeba opanowywać emocje. Przyznaję, z moim zadziornym charakterem nie od razu to umiałam.

A co się dzieje, gdy nie udaje się osiągnąć porozumienia?

Bywa różnie. Czasem sprawa trafia do sądu. Tam występuję najczęściej jako oskarżyciel posiłkowy. Ale bywają też sytuacje, gdy skłóceni wspólnicy usiłują załatwić spór własnymi rękami. Gdy na przykład prezes spółki nie uznaje uchwały o odwołaniu go ze stanowiska, bywa że barykaduje się w swoim gabinecie i zatrudnia agencję ochrony, by nie dopuścić do zrzucenia go ze stołka. I to całkiem dosłownie. Jeden z takich prezesów okupował swój gabinet przez całą noc. Ja reprezentowałam jego adwersarzy. O godzinie 5 rano przyszłam w towarzystwie innej agencji ochroniarskiej i ślusarza. Wyłamaliśmy drzwi i wyprowadziliśmy samozwańczego prezesa z gabinetu.

I to było w majestacie prawa?

Cała procedura jego odwołania odbyła się legalnie, więc racja była po naszej stronie. Nie bez znaczenia był fakt, że wynajęliśmy agencję ochroniarską składającą się z mężczyzn, którzy jeszcze niedawno byli komandosami w jednostce GROM, a po przeciwnej stronie byli emeryci dorabiający sobie w ochronie. Zresztą podobnych sytuacji, związanych z przejmowaniem spółek, było więcej.

Musi mieć pani stalowe nerwy. Przecież w takim zamieszaniu i pani mogła ucierpieć.

Czytaj więcej

Doradczyni podatkowa: W relacjach z klientem nie ma miejsca na ukrywanie prawdy

Trochę odwagi to wymaga, ale nie byłam przecież sama. Takie jest życie, nie wszyscy potrafią się spierać z godnością, czasem używają siły. Gdy człowiek stoi w obliczu utraty swojego majątku i utraty władzy w spółce, posuwa się do różnych rzeczy, także naruszających prawo. A naszą rolą jako prawników jest, by działać na rzecz przestrzegania prawa.

Reklama
Reklama

Walczy pani też z instytucjami. Tu chyba się używa innych metod?

Mam nadzieję, że wyróżnienie od „Rzeczpospolitej” dostałam nie za akcje z ochroniarzami, ale właśnie za obronę obywateli przed urzędami naruszającymi prawo. Zdarza się to na przykład Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych. Prowadziłam sprawy, w których ZUS twierdził, że kontrakty danej firmy z jej współpracownikami są umowami o pracę. Udało się udowodnić, używając świadków i dokumentów, że ci współpracownicy byli niezależni i nie podlegali bezpośrednim poleceniom zamawiającego. Proszę uwierzyć, to nie było łatwe. Zresztą często spory z ZUS są uważane za takie, których nie da się wygrać. A jednak się udaje, tylko trzeba przyjąć taktykę jak w procesie karnym. Trzeba założyć, że po drugiej stronie jest nie tyle państwo, co przeciwnik, który nie przebiera w środkach i nagina prawo do swoich potrzeb. I niby od strony formalnej nie jest to sfera prawa karnego, ale jednak trzeba tu przyjąć taktykę obrońcy. Bo przecież bronię kogoś, komu wyrządzono krzywdę. I zrobił to potężny przeciwnik: państwo.

A która przegrana panią najbardziej zabolała?

Zdarzyły mi się sprawy, w których sądy orzekły na niekorzyść moich klientów. Ale to jest tak, że przed rozprawą zawsze ich uświadamiam o tym, jakie są szanse na pomyślne dla niego orzeczenie, choć oczywiście nigdy się tego nie da przewidzieć stuprocentowo. Analizuję orzecznictwo w podobnych przypadkach, a nawet orzeczenia konkretnego sędziego. W sprawach, które sąd rozstrzygnął na niekorzyść klienta zawsze było duże ryzyko przegranej. Dlatego nie było to jakimś bolesnym zaskoczeniem.

Uczestniczyła pani w inicjatywie „Kobiety Na Wybory”. Jak pani to wspomina?

To było przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Agitowałam kobiety, by w nich uczestniczyły i w ten sposób decydowały o swoim życiu. Daje się zauważyć, zwłaszcza u nas na Śląsku, niechęć kobiet do głosowania i w ogóle do polityki. Wiele z nich, szczególnie ze starszego pokolenia, uważa, że to sprawy męskie i nie ma sensu się w to angażować. Bo wciąż spotyka się tu model rodziny, w którym kobieta rządzi, ale tylko w domu. We wszystkich pozostałych spawach decyduje mężczyzna. Zdarzają się sytuacje w lokalach wyborczych, że mąż zagląda żonie przez ramię do kartki wyborczej i wskazuje jej, na kogo głosować.

Skąd takie postawy w dzisiejszych czasach?

To się bierze z tradycyjnego modelu wychowania w naszym regionie. Dziewczynka ma być grzeczna, ma się podporządkować rodzicom, a potem mężowi. Dopóki tego się nie zmieni, kobiety nie będą miały realnego prawa głosu. Starałam się w ramach tej wyborczej akcji uświadamiać kobietom, że samodzielne myślenie będzie z korzyścią dla nich.

Nie wywiozły pani na taczce?

Obawiam się, że kiedyś mnie to czeka (śmiech). Bo ja mam charakter zupełnie inny. Czasem mnie nawet nazywają „warszawską prawniczką”, chociaż wcale z Warszawy nie pochodzę. Wielu kobietom na Śląsku nie podoba się, że samodzielnie robię karierę. Także mężczyźni, którzy są mężami kobiet silnych osiągających sukcesy, też bywają obiektem docinków. Ba, nawet gdy małżeństwu rodzi się dziecko, a mąż chce żonę wspomóc i przyrządza obiady, słyszy: „no co ty, babie gotujesz?” Bo jest stereotyp: chłop chodzi na kopalnię, baba zostaje w domu. A jeśli pracuje, to słyszy zarzut, że powinna się raczej dziećmi zajmować.

Czytaj więcej

Adwokatka Joanna Affre: Dla szefa nie ma nic gorszego niż poczucie samotności decyzyjnej
Reklama
Reklama

Czy pani samodzielny i waleczny charakter nie przeszkadza w relacjach ze wspólnikami? Bo przecież trzeba czasem z nimi coś uzgodnić, zrezygnować ze swoich ambicji na rzecz sukcesu zespołu…

W kancelarii Żyglicka i Wspólnicy jestem jedną z młodszych wspólniczek i na wiele spraw mam inny pogląd niż prawnicy starszej daty. Ale na szczęście od początku mieli podejście tolerancyjne. Mówili: „ a niech Beata zamiesza w tym kotle”. Pewnie zdawali sobie sprawę, że niektóre schematy działania kancelarii czy podejścia do klientów są skostniałe i mało efektywne, a ja wniosę coś nowego. Zresztą teraz są w kancelarii osoby młodsze ode mnie, które pewne sprawy widzą jeszcze inaczej. Na szczęście potrafimy się dogadać w ramach różnych pokoleń. Nauczył nas tego nieżyjący już nasz wspólnik Janusz Zieliński. Twierdził, że zespół powinien wykorzystywać najlepsze cechy poszczególnych jego członków. Gdy trzeba walczyć – wysyłamy do boju kogoś walecznego, a gdy można negocjować – układnego.

Wiele dobrze funkcjonujących kancelarii rozpada się, bo wspólnicy nie są w stanie zrezygnować z usilnego forsowania swojego zdania…

Nasza działa już prawie 30 lat. Owszem, spieramy się, ale potrafimy dojść do kompromisu.

Trudno było się pani tego nauczyć?

Nie odpowiem (śmiech).

Nagrodziliśmy panią jako specjalistkę od przestępstw białych kołnierzyków, a ja zajrzałem na pani profil społecznościowy i co widzę? Instruktorka fitnessu...

To prawda. Całe życie byłam związana ze sportem. Jestem wicemistrzynią juniorów Katowic w biegach na 300 i 600 metrów. Chyba stąd się wzięła moja skłonność do walki i współzawodnictwa. To mnie naprawdę kręci.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Prawo
Prawniczka o zmianie formalności po utracie ciąży: Ochrona kobiet nie jest wystarczająca
Prawo
Ewelina Gee-Milan: AI jest w stanie zaoszczędzić około 4 godzin pracy prawnika w tygodniu
Prawo
Małgorzata Mączka-Pacholak: W trybunale w Strasburgu nawet doświadczony prawnik ma ciarki na plecach
Prawo
Co zrobić, gdy zostało się okradzionym i straciło dokumenty na wakacjach za granicą?
Prawo
Adwokat Anna Olszewska: Kontrakty informatyczne dopinam nawet w Sylwestra
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama