Nagrodziliśmy panią jako specjalistkę od przestępstw białych kołnierzyków, a ja zajrzałem na pani profil społecznościowy i co widzę? Instruktorka fitnessu...
To prawda. Całe życie byłam związana ze sportem. Jestem wicemistrzynią juniorów Katowic w biegach na 300 i 600 metrów. Chyba stąd się wzięła moja skłonność do walki i współzawodnictwa. To mnie naprawdę kręci.
I to dlatego walczy pani nie tylko na bieżni, ale i w sądzie?
Już w dzieciństwie na podwórku stawałam w obronie bitych kolegów czy koleżanek. Nawet gdy jakiś nauczyciel niesłusznie oskarżał kogoś o przewinienie, ja wstawałam i wprost mówiłam: ależ to nie tak było! Po czym przedstawiałam jego racje. Koledzy śmiali się ze mnie, mówili że jestem prokuratorem. A ja rzeczywiście już w wieku 12 lat chciałam zostać prawniczką. Tylko, że prokuratura to struktura hierarchiczna, a ja nie bardzo lubię słuchać czyichś poleceń. To by mnie wykończyło. Zostałam więc adwokatką.
A skąd zainteresowanie akurat prawem karnym gospodarczym?
Czytaj więcej
Prowadzę procesy w obronie praw człowieka, bo chcę zmieniać świat na lepsze – przyznaje adwokatka...
Jako aplikantka praktykowałam w kancelarii zajmującej się bardzo różnymi sprawami. Trafiały tam między innymi spory korporacyjne czyli takie między wspólnikami jednej spółki. Wtedy jeszcze nie miałam doświadczenia zawodowego, ale mój zadziorny i waleczny charakter podobał się klientom. Mówili wprost: „Ta kobieta ma jaja! Chcemy, żeby walczyła w naszym imieniu!
Czego się nauczyła pani w ciągu kolejnych lat? Pewnie tego, by nie zawsze uderzać, a czasem odpuścić?
Tak, bo zawsze należy dobierać indywidualną taktykę do przeciwnika. To czasem wymaga wycofania się. Przyznaję, to było trudne, bo nie od razu nauczyłam się, ze czasem warto pójść na ugodę. Na szczęście miałam w kancelarii kolegów i koleżanki, którzy nauczyli mnie, co to są negocjacje i jak wielką mogą mieć wartość. Zresztą czytam sporo fachowej literatury na temat psychologii i negocjacji.