Jest pani jedną z nielicznych kobiet, które w tegorocznym rankingu kancelarii prawnych „Rzeczpospolitej” zostały nagrodzone. Pani kancelaria została wyróżniona za innowacyjność. Czyli za co?
To już druga nagroda za innowacyjność, jaką otrzymaliśmy w tym rankingu. Trzy lata temu nagrodzono nas za używanie prostego i zrozumiałego języka w relacjach z klientami. Szalenie ważne jest, by się dobrze porozumieć w skomplikowanych tematach. Tegoroczna nagroda była za innowacyjność w zarządzaniu kancelarią. Dużo uwagi poświęcamy komunikacji wewnętrznej. Uczymy się mówić wprost, bez owijania w bawełnę. Tu od razu zrobię zastrzeżenie: to nagroda nie tylko dla mnie, ale dla całego zespołu kancelarii. Wszyscy mają otwarte głowy i chętnie godzą się na eksperymentowanie. Bez tej otwartości innowacyjność nie byłaby możliwa.
To jak jest z tym zrozumiałym językiem? Zakazała pani współpracownikom używania jakichś słów?
Zabroniłam używania słów występujących w słowniku, ale nic nie wnoszących do przekazu, a tylko go utrudniających. W komunikacji – również tej z urzędami czy sądami – niepotrzebny jest barok i sztuczne pompowanie treści. Na przykład zamiast słów „niniejszy” lub „przedmiotowy” używamy słowa „ten”. Poza tym, zawsze zachęcam koleżanki i kolegów, by pisali zwięźle. To wyraz szacunku dla sądu, urzędu i innych uczestników postępowania oraz dla klienta. Wolę napisać jedno krótkie zdanie niż rozwijać mglistym językiem pięć linijek tekstu.
Da się wyżyć z doradzania w prawie konkurencji?