Śmierć korespondenta na scenie. Kobiety uczciły Waldemara Milewicza

7 maja br. mija 20 rocznica śmierci reportera wojennego Waldemara Milewicza. Jego historia zainspirowała Wiesławę Sujkowską, autorkę tekstu granego na scenie Teatru Polskiego w Warszawie.

Publikacja: 07.05.2024 12:58

Śmierć korespondenta na scenie. Kobiety uczciły Waldemara Milewicza

Foto: Adobe Stock

Życie Milewicza zgasło nagle…,

chwila zadumy po premierze spektaklu, brawa na stojąco wstrząśniętej publiczności i moje osobiste rozterki: co myśleć, w co wierzył Milewicz w chwili, w której poczuł, że koniec jego misji nastąpi już za kilka sekund?

„Wierzę w człowieka, i w zmianę, tę prawdziwą” - te słowa kończą zainspirowany historią Waldemara Milewicza monodram Sławomira Grzymkowskiego. Waldemar Milewicz wiedział, że ryzykuje. Musiał zakładać, że „to” się może zdarzyć, ale czym innym jest myślenie o śmierci, a czym innym prawdziwy koniec. Z relacji świadków wynika, że akcja zamachowców nie trwała dłużej niż piętnaście minut. Kwadrans to mało i dużo czasu, zależy od punku odniesienia. W piętnaście minut można wypić angielską herbatę i pograć w piłkę podczas szkolnej przerwy. Można też dokonać destrukcji znacznie większej niż ostrzelanie cywilnego samochodu, w którym podróżowała ekipa reporterska. W czasie porównywalnym do czasu trwania szkolnej przerwy Hiroszima – wielkie miasto Japonii — po eksplozji amerykańskiej bomby atomowej w 1945 r. zamieniła się w żar chłonący wszystko co żywe, żar, który roztopił stalowe konstrukcje, skruszył granitowe kamienie i wyzwolił wielką czarną chmurę dymu, nabrzmiałą ciężarem ludzkich dusz. Po kilkunastu minutach wiatr ją rozproszył. Może też uniósł dusze zabitych do krainy szczęścia niebiańskiego.

Próba zrozumienia istoty człowieczeństwa

Wyrazisty, zaangażowany, a zarazem nieostentacyjny monolog aktora wybrzmiewa w pustynnej scenografii. Towarzyszą mu jedynie zmienne odgłosy bębna, które podkreślają wagę wypowiadanych słów. W sugestywnym dźwięku słychać zwiastun tragicznej śmierci, wołanie o pomoc, pytania o sens życia. Surowa scenografia spektaklu sugeruje, że kiedyś w podobnym miejscu stał dom, że żyli w nim ludzie, że po nich zostało tylko kilka użytkowych przedmiotów – okaleczone, przewrócone krzesło, miska na wodę leżąca u stóp niewielkiej wydmy pisaku, zachłanna ciemność, lekko zwilżona strumyczkiem skąpego światła. Wątłe punktowe światło nakierowane na twarz bohatera sceny ujawniało wielkie emocje. Ból mieszał się z nadzieją, chęć życia z bezradnością, grymas złości zakłócał uśmiech, czyżby obecny był też spokój, poczucie panowania nad sytuacją? W jednej ze scen bohater pochyla się nad miską wypełnioną wodą i obmywa twarz, nie umywa rąk (jak to zrobił Piłat) - to moment na słowa uznania dla pani Anny Sroki-Hryń, reżyserki spektaklu. To ona sprawiła, że tekst Wiesławy Sujkowskiej na scenie teatralnej wybrzmiał jeszcze dobitniej. Spektakl nie odnosi się tylko do ostatnich dwudziestu lat życia Milewicza. Jest nawiązaniem do odwiecznych zmagań mędrców, prób zrozumienia istoty człowieczeństwa, stąd cytat z Ewangelii Łukasza apostoła, współautora Biblii Nowego Testamentu: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto przyjdą dni, kiedy mówić będą (...)”.

Współodczuwanie bezsilności, dotykało w sposób bezwzględny i tego nie można ująć inaczej. Po obejrzeniu spektaklu byłam wstrząśnięta. Nadal dręczy mnie szereg pytań. Szczerość za szczerość: wyznaję, że wypowiedzianych na sennie słów „Wierzę w człowieka, i w zmianę, tę prawdziwą”, nie czytam w ten sam sposób. Słowa te są dla mnie próbą wzbudzenia nadziei, apelem o opamiętanie się, ale całość to manifest wobec niespójności człowieczeństwa, jego oskarżenie. Nawet, jeśli osobiste zaangażowanie Waldemara Milewicza, jego postawa, śmiałe relacje z terenu walk, świadczą o dobru ludzkiej natury, to, o czym mówił, ile podawał przykładów złego zachowania człowieka w każdym zakątku świata, wśród ludzi wyznających Boga (bez względu na wyznanie), potwierdza jedynie tezę, że człowiek nosi w sobie pierwiastek zła.

Czytaj więcej

Kobiety na wojnie - bardziej niż bomb boją się przemocy seksualnej

Świadek okrucieństw w niejednej wojnie

Waldemar Milewicz, korespondent wojenny zginął w Iraku 7 maja 2004 roku. Razem z nim zabito 36-letniego operatora Mounira Abdallacha Bouamrane urodzonego z matki Polki w Algierze. Ich reportaże nadawano w czasie najwyższej oglądalności telewizyjnej. Milewicz w czasie kilkunastu ostatnich lat swojej aktywności zawodowej relacjonował wydarzenia z terenów konfliktów zbrojnych oraz wielkich katastrof. Znany jest z reportaży m.in. z Bośni, Czeczeni, Kosowa, Abchazji, Rwandy, Kambodży, Somalii, Etiopii, Rumuni, Turcji, Hiszpanii, Zatoki Perskiej. Był świadkiem okrucieństw w niejednej wojnie. Widział, jak umierają ludzie. Poznał ludzką bezwzględność, smak bezsilności obserwatora zdarzeń.

Grób Mounira Bouamrane na Muzułmańskim Cmentarzu Tatarskim na warszawskich Powązkach.

Państwowy pochówek na warszawskich Powązkach, pośmiertny Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, dla bliskich znaczy wiele, lecz życia żaden z bogów nie przywróci.

Przykład ataku na bezbronnych cywilów, nie jest jednostkowym krwawym incydentem wojny w Iraku, tak dzieje się na każdej wojnie. Znowu na usta ciśnie się pytanie, czy zabójca może zaznać spokoju po śmierci? Czy jego bóg otworzy przed duszą zabójcy bramy raju, nawet jeśli to uczynił zło na chwałę swego boga ?

Paradoks tragizmu Milewicza polega na tym, że swoją pracą zabiegał o czas najwyższej oglądalności, pisał o masowych morderstwach, o siekaniu ludzi maczetami, był świadkiem wielu okrucieństw. Czy wysłuchali go możni tego świata, czy gracze wielkiej sceny poświęcili mu chwilę uwagi? Nawet jeśli tak, to najwyraźniej mają inny pogląd na temat wojen. Putin dręczy Ukrainę wojną już drugi rok, stara się kontynuować imperialną politykę Cara Rosji Piotra Wielkiego, czuje się namaszczony i realizuje carski testament. W Palestynie to samo, jej ziemia drży od kilku tygodni (po raz kolejny) i kaleczona jest śmiercionośnymi rakietami Izraelczyków.

Godzina wystarczy, by wstrząsnąć

Jeśli zdarzenia wojenne nie dotykają ludzi bezpośrednio, zwykle życie toczy się według utartych prawideł, ludzie przyzwyczajają się do wojen toczących się poza granicami ich państw. Są jednak na świecie sprawiedliwi, którzy podobnie jak Milewicz, nie chcą milczeć, nie zgadzają się na przemoc. Wśród nich jest Wiesława Sujkowska, która zainspirowana historią Waldemara Milewicza, napisała tekst poświęcony tematyce wojennej i przeniosła go na scenę teatru. Spektakl trwa niewiele ponad godzinę, ale to wystarcza, by wstrząsnąć, by opowiedzieć, co czują ofiary wojny, co dzieje się z psychiką ludzką w czasie wojny, w jak haniebny sposób sąsiad może odebrać życie sąsiadowi, z którym zanim wszczęto wojnę, żył w zgodzie, jak może zachować się obserwator wojny, by „wykrzyczeć” sprzeciw wobec wojny.

Nawet jeśli poznaliśmy smak bezsilności, wiemy, jak to jest, gdy nie można nic zrobić, odpowiedzialnych za wojny należy punktować, to samo w odniesieniu do jednostek dopuszczających się podłych uczynków. To człowiek strzela z zamiarem zabicia, to on zabija, gwałci, rabuje, on jest winien, nawet jeśli zmieni mundur na garnitur. Na nic tłumaczenie, że do złych uczynków skłaniają go okoliczności wojny.

Czytaj więcej

Agnieszka Bieńczyk-Missala: Zmiana świata na lepsze jest możliwa

Przedsięwzięcie pełne uznania — ten dobry i wartościowy spektakl jest wyrazem niezwykłego zaangażowania twórców, artystów i dyrekcji Teatru Polskiego. Premierowe wydanie wstrząsnęło publicznością, ożywiło dysputę w kuluarach teatru. Jeden z moich rozmówców stwierdził, że w spektaklu nie ma odpowiedzi na pytanie, kto wojnę w Iraku rozpoczął, a kto ją zakończył. Zauważył, że człowiek, chociaż rozumny, znający historię i obdarzony wolną wolą, robi to samo od zarania dziejów, uzasadniając decyzję wartościami wyższymi niż życie ludzkie. W tym kontekście energia twórców nie wpłynie na geopolitykę, nie wpłynie na rządzących, ważne wartości są niczym innym, jak tylko „rzucaniem pereł przed wieprze". Jakże to — pytam — Bóg stworzył człowieka na własne podobieństwo, jesteśmy jego wizytówką na ziemi, tożsami z nim...?

- Gdyby tak było, Bóg też musiałby być grzeszny. W czym tkwi przyczyna takiej niezgodności? - Wiarę w pierwiastek boski człowieczeństwa wykluczają dowody świadczące przeciw. Człowiek naznaczony jest pierwiastkiem zła od chwili poczęcia, ale czy jest temu winny? Czy może dzieło stworzenia nie jest doskonałe? Tego nikt nie wie.

Teatr Polski w Warszawie, tekst Wiesława Sujkowska, reżyseria Anna Sroka – Hryń, scenografia i kostiumy Juli Szeweluk, muzyka i wykonanie na żywo Robert Siwak. Premiera odbyła się 13 kwietnia 2024 r.

Życie Milewicza zgasło nagle…,

chwila zadumy po premierze spektaklu, brawa na stojąco wstrząśniętej publiczności i moje osobiste rozterki: co myśleć, w co wierzył Milewicz w chwili, w której poczuł, że koniec jego misji nastąpi już za kilka sekund?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Recenzja
„Love to Love You: Donna Summer”: prawdziwe oblicze wielkiej gwiazdy ery disco
Recenzja
„Sekretne życie pobożnych kobiet” Deeshy Philyaw: olbrzymia dawka emocji