Akcja „Mrozy” polegająca na krótkotrwałym przyjmowaniu zwierząt ze schroniska do mieszkań i domów, aby przeczekały w bezpiecznych warunkach niskie temperatury, spotkała się z wyjątkowym odzewem Polaków. Przed weekendem w schroniskach ludzie stali w wielogodzinnych kolejkach, aby pomóc. Co państwo sądzą o tej inicjatywie?
Joanna Burakiewicz: Przyznaję, że jako wieloletni opiekunowie bezdomnych i porzuconych zwierząt mamy mieszane uczucia odnośnie do tej inicjatywy. Byłoby wspaniale, gdyby przyjmowanie przez ludzi psów i kotów do domów kończyło się co najmniej przetrzymaniem ich do czasu znalezienia im stałego domu przez schronisko czy fundację lub adoptowanie na stałe przez osobę uczestniczącą w akcji. Przyjmowanie zwierząt na weekend czy kilka dni, a później oddawanie ich z powrotem do schroniska nie jest dobre dla psychiki tych istot. To dawanie im nadziei, że oto wreszcie znalazły nowy dom i troskliwego opiekuna. Szczególnie może być to bolesne dla zwierząt, które kiedyś miały taki dom, ale z różnych powodów go straciły. Oczywiście trzymamy jednak kciuki za powodzenie akcji oraz za to, żeby jak najmniej psów i kotów po zakończeniu inicjatywy wróciło później pod opiekę schroniska.
Czy jest jednak szansa na „happy end”? Czy może zdarzyć się sytuacja, iż przez ten krótki czas człowiek przywiąże się do czworonoga i postanowi zatrzymać go u siebie na stałe?
Dlaczego nie? Cuda się zdarzają; oby jak najczęściej.
Jakich rad udzieliłaby pani osobie, która rozważa udział w tej akcji?