„Mnie płacą w prestiżach” – język nauczycieli pod lupą językoznawczyni

Dlaczego niektóre stwierdzenia nauczycieli przetrwały lata i są przekazywane z pokolenia na pokolenie - wyjaśnia prof. Anna Wileczek, językoznawczyni z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Publikacja: 23.01.2024 10:35

prof. Anna Wileczek: Zmiana w pojmowaniu edukacji nie jako transmisji wiedzy, ale partnerskiej relac

prof. Anna Wileczek: Zmiana w pojmowaniu edukacji nie jako transmisji wiedzy, ale partnerskiej relacji o charakterze komunikacyjnym powoduje, że nauczyciele często nie identyfikują się z sarkastycznymi ripostami, które przytaczają ich uczniowie.

Foto: Adobe Stock

Co to znaczy „mówić po nauczycielsku”?

W potocznym rozumieniu zwrot ten określa specyfikę stylu komunikacyjnego nauczycieli, która wynika z głównie z charakteru relacji edukacyjnych w szkołach i instytucjach. To osobliwość kontaktu z uczniami generuje powiedzenia, określane często jako: „śmieszne teksty nauczycieli”, „kultowe teksty nauczycieli”, „najlepsze teksty nauczycieli”. Są zamieszczane na portalach społecznościowych z okazji tzw. Dnia Nauczyciela lub bez okazji, bo utkwiły nam – byłym uczniom - w pamięci niczym „skrzydlate słowa”. Dodatkowo są popularyzowane przez memy, wirale, a nawet na Youtube w formie „piosenek z tekstów nauczycieli”. To specyficzny dyskurs lekcyjny pozwala wytwarzać te teksty, ale też rozumieć je w określony sposób - zwykle niedosłowny, za to wywołujący uśmiech. Pamiętamy więc je ze szkoły jako efekty nauczycielskich ripost lub rozgrywek komunikacyjnych, jako próby „zgaszenia” niesfornych uczniów lub efekty różnorakich oddziaływań retorycznych. To szkolna pragmatyka produkuje „nieśmiertelne” frazy w stylu: „Wyciągamy karteczki”, „A teraz siadamy osobno”; „Nie obchodzi mnie, kto zaczął”; „Mam wam podzielić ocenę na pół?”; „Jesteście najgorszą klasą w szkole” i – jak moja ulubiona – „Wstań i zobacz, jak siedzisz”. Powiedzenia te są zwykle bardzo ekspresywne, przyciągają uwagę ze względu na komizm słowny lub sytuacyjny i wymykają się rutynie lekcji. Nie są sztampowe i kostyczne.

Jakie są obecnie najpopularniejsze powiedzonka nauczycieli? Czy one na przestrzeni lat się zmieniają?

Jeśli sięgniemy do społeczności internetowych, to możemy takich typowych, czasem zabawnych, czasem sarkastycznych „tekstów” znaleźć setki. Niedawno nawet facebookowa grupa „Kraina Belfra” zainicjowała ich zbieranie. W 19 godzin pojawiło się ponad 700 komentarzy z wieloma propozycjami. Wśród nich są te bardziej znane, np. „Nie huśtaj się na krześle”,; „Dzwonek jest dla nauczyciela”; „Nie za wesoło Wam tam z tyłu?”, „Proszę się ładnie ustawić za mną”, „Ja nawet jak nie patrzę, to widzę”; „Panów z ostatniej ławki zapraszam do przodu”; „Tak. Dzisiaj się przebieramy”, ale też te bardziej „progresywne”, utrzymane w tonie refleksji nad trudnym życiem współczesnego belfra: „Można się przyzwyczaić do zimnej kawy”; „Czas umierać, ewentualnie na emeryturę”; „Dzień dobry, że tak pozwolę sobie skłamać”; „Ja mam czas, wam właśnie ucieka”, „Pracuje w zawodzie, gdzie wynoszę rzeczy z domu do pracy, a nie odwrotnie”. „Mam 3 kierunki studiów, pracuję w zawodzie 15 lat, zarabiam 3400”. Jednak przeważająca liczba przytaczanych jednostek służy wywieraniu wpływu na ucznia. Jest elementem komunikacyjnych gier szkolnych. Chodzi o dyscyplinowanie, przywoływanie do porządku, uzyskanie odpowiedniego zachowania lub postawy. Są wśród nich na przykład bezpośrednie zwroty do odbiorcy i formy imperatywne: „Obudzę cię w nocy o północy i masz to umieć”, są też ostrzeżenia: „Mam trzy minuty do dzwonka i nie zawaham się ich użyć”, „Ty dziś dostaniesz jedynkę, ale nie uprzedzajmy faktów”, a także rady, np. „Nie wierzycie, to spytajcie starszych rówieśników” lub „Otwieramy zeszyty, nie buzie” .

prof. Anna Wileczek

prof. Anna Wileczek

archiwum prywatne

Jaki cel chcą osiągnąć nauczyciele, używając takich stwierdzeń, które stają się potem bon motami?

Oczywiście każdy z pedagogów ma swój zestaw ulubionych powiedzeń, których używa jak „cytatów” z samego siebie, należą one do jego idiolektu. W określonym kontekście sytuacyjnym stają się źródłem komizmu. Jeden z pedagogów mówił: „Moje standardowe teksty to „Śmiej się wewnętrznie” lub „Urzekła mnie twoja historia, ale…”, „Kto mnie nie widzi, ten macha”. Służą one do ocieplania swojego wizerunku i skracania dystansu komunikacyjnego. Ale rzadko uczący przyznają się do stosowania zwrotów – mniej lub bardziej świadomie – które wpisują się w retorykę dominacji czy dystans międzypokoleniowy. Nauczyciel i uczeń, z racji swoich uwarunkowań i dzielących ich różnic ideowych i aksjologicznych, są pozycjonowani w permanentnym „sporze”. W szkolnej erystyce dominująca pozycja jednej ze stron daje przyzwolenia na nadmierną dyrektywność i operowanie argumentami, bynajmniej nie sprzyjającymi przekonaniu odbiorcy, ale obliczonymi na jego pokonanie. Można nawet pokusić się o podanie przykładów takich argumentów. Na przykład argument odwołujący się do groźby (argumentum ad baculum) słychać w takich sformułowaniach jak: „Albo przesiadasz się do pierwszej ławki, albo do dyrektora”; „Uspokójcie się, bo postawię mu pałkę”. Z kolei argument odwołujący się do litości (argumentum ad misericordiam) jest ukryty w przykładach: „Już z wami nie mogę. Zaraz serce mi siądzie!”; „Niby po cichu, ale krzyczycie”; „Ja zrezygnuję z tej pracy i zostanę operatorem walca, bo tam, jak będę jechać, to za sobą będę widziała efekty mojej pracy”; „Wyjdę z siebie i stanę obok!”. Z kolei atak na osobę (argumentum ad personam) można dostrzec w powiedzeniach: „Jak ktoś odpowiada, to ty podpowiadasz, jak ja cię pytam to milczysz. Co z ciebie za dziwoląg!”; „Przestańcie rechotać jak konie!”; „Wy nadajecie się jedynie do kopania rowów, ale nawet do tego się nie nadajecie, bo byście się zakopali”; „Co wy dzisiaj tacy trąbalscy jesteście?”; „Ani z ciebie Banderas ani Pitagoras, a zarzut niewiedzy (argumentum ad ignorantiam) – w wypowiedziach: „Nie jesteś taki mądry, jak ci się wydaje”; „Nie wiesz, że dzwonek jest dla nauczyciela?”; „Skoro masz tak dużo do powiedzenia, to zamieńmy się miejscami”; ”Macie mentalność disco polo i kiszoną kapustę w głowie”.

Czy pedagodzy używają ich świadomie, czy raczej robią to instrumentalnie?

Wydaje się, że zmiana w pojmowaniu edukacji nie jako transmisji wiedzy, ale partnerskiej relacji o charakterze komunikacyjnym powoduje, że nauczyciele często nie identyfikują się z sarkastycznymi ripostami, które przytaczają ich uczniowie. Ci drudzy z kolei oceniają te mikroteksty w ramach pewnej konwencji stylistycznej. W retorycznej triadzie ten ekspresywny sposób werbalizacji treści można usytuować po stronie páthos – swoistej i rodzącej komizm hiperbolizacji (przesadni). Oczywiście wiąże się to także ze znanym ze szkoły dualizmem systemu wartości i powinności (éthos) i kulturowo pojmowanym „uwiarygodnieniem”. Po stronie nauczyciela jest przecież stereotypowo sytuowany obszar wiedzy, obowiązku, powagi, dobra, a po stronie ucznia – obszar niewiedzy, niechęci, antysystemowości itp. W tej konfrontacyjnej sytuacji niechętnie rezygnuje się z takiego prostego dyscyplinującego „narzędzia”. A jako dowód można przytoczyć kolejne powiedzenie, że „Nauczyciel nie jest od kochania, tylko od uczenia”…

Czy te teksty są zawsze śmieszne? Bo czym innym są memy w internecie, a czym innym usłyszeć, że jest się głąbem albo o uczniu ubranym w koszulkę w ćmy i z napisem „Zaćmiło mnie” – że ma strój adekwatną do stanu umysłu…

Ta doraźna dotkliwość wypowiedzi związana np. z konkretnym działaniem językowym w danej sytuacji, jest neutralizowana przez jakości takie jak komizm, błyskotliwość czy ironia charakterystyczne dla zabawnych porzekadeł. Wydaje się, że ze względu właśnie na te wartości dochodzi do utrwalenia takich wypowiedzi. Są zapamiętywane i „krażą” po internecie. Zresztą sygnały gatunkowe o walorze dodatnim, tj. „dowcipne/ zabawne/ śmieszne ” teksty nauczycieli przeważają nad określeniami negatywnymi: „wkurzające/ głupie/ najgorsze/ ostre”. Poza tym można tu wskazać całą gamę środków, generujących komizm. Wśród nich są zarówno aluzje do struktury i znaczeń znanych tekstów kultury, np. „Rozumiem, że nic nie rozumiesz”; „Przyjąłem, rozpatrzyłem, odrzuciłem”; „A teraz popytamy, bo kto pyta nie błądzi”; „I otworzyły się głowy wasze, i zapachniało sianem”; „Homo ledwo sapiens, oraz stylizacje na język młodzieżowy, np. „Dno i dwa metry mułu”; „Tak dwa na dziesięć”; „Nic nie umiecie, samo dno i wodorosty”; „A co to za śmiechówa na lekcji?”; „Takie pranki to nie ze mną”. Źródłem humory są także zamierzone lub przypadkowe błędy semantyczno-logiczne, np. „Bardzo dobrze, siadaj, trzy”; „Nie pyskuj oczami”; „Proste jak rogalik”; „Milcz, jak do mnie mówisz”; „Po co się uczyć tego na pamięć? Wystarczy to zapamiętać”, a także pytania retoryczne w zderzeniu z trywialną treścią, np. „Co to za wędrówki ludów po klasie?”; „Kto mi tam z panów tak trzaska dziobem?”; „Czy mógłbyś zmoczyć sobie ścierkę i rekultywować tablicę?”; „Czemu nie słyszę ciszy?”; „Nie widzisz, że stopień dostałeś?”. Nierzadko źródłem humoru jest też ironia w formie żartu, hiperboli, sarkazmu jako deprecjonująca odbiorcę sprzeczność pomiędzy zamierzoną treścią i formą, np. „A ja mam w domu żyrafę w szafie, metro pod łóżkiem i słonia w karafce”; „Uwaga dyktuję zadanie! Trudne! Osoby o słabych nerwach proszę zamknąć oczy!”; „Zamknijcie okno, bo ten orzeł wyfrunie!”; „Wąsy rosną, a materiał leży”; „Reklamacje możecie składać do pana Boga”. 

W jaki sposób te teksty wpływają na uczniów? Czy bardziej przeszkadzają czy pomagają w współpracy na lekcji?

Wskazane struktury mogą posłużyć także do krytycznej analizy dyskursu szkolnego jako przejawu retoryki dominacji wyrastającej z normatywizmu – tego swoistego atrybutu „nauczycielskości”. Stanowią bowiem ciąg wyrażeń, których celem jest nakłanianie, realizowane na płaszczyźnie retorycznej w formie uzasadniania lub negowania. Do pierwszych należy, np. moralizowanie, pouczanie, uspokajanie (np. „Nie ma mniejszej połowy i większej połowy, połowy są równe, a nie wiecie tego, bo większa połowa nie uważa”; „Nie musicie się uczyć, ja nie muszę wam wystawiać dobrych ocen”; „Cała klasa dostaje uwagę. Możecie podziękować koledze”, do drugich – rozkazywanie, ostrzeganie, grożenie, komenderowanie; ośmieszanie, szydzenie (np. „Zgaście, matołki, to światło i tak was nic już nie oświeci”; „Widzę las rąk”; „Idź już i nie zabieraj mi powietrza”; „Będziesz rowy kopał! Ale uważaj, bo cała klasa konkurencji”; „A co to za ciasny berecik w dzieciństwie się nosiło, że teraz główka nie pracuje?”). Na powszechność aktów deprecjonujących w interakcjach szkolnych zwracał już uwagę m.in. Thomas Gordon zestawiając je w tzw. „brudną dwunastkę” przeszkód komunikacyjnych, uniemożliwiających efektywną współpracę. Siła oddziaływania tych tekstów zależy jednak od charakteru relacji nauczyciela z klasą, wieku uczniów, ich wrażliwości, konkretnej sytuacji, konwencji, a nawet czynników pozawerbalnych. Po latach stają się jednak swoistą „skamieliną” językową, którą ożywia wezwanie: „Powiedz, to pośmiejemy się razem”.

Co to znaczy „mówić po nauczycielsku”?

W potocznym rozumieniu zwrot ten określa specyfikę stylu komunikacyjnego nauczycieli, która wynika z głównie z charakteru relacji edukacyjnych w szkołach i instytucjach. To osobliwość kontaktu z uczniami generuje powiedzenia, określane często jako: „śmieszne teksty nauczycieli”, „kultowe teksty nauczycieli”, „najlepsze teksty nauczycieli”. Są zamieszczane na portalach społecznościowych z okazji tzw. Dnia Nauczyciela lub bez okazji, bo utkwiły nam – byłym uczniom - w pamięci niczym „skrzydlate słowa”. Dodatkowo są popularyzowane przez memy, wirale, a nawet na Youtube w formie „piosenek z tekstów nauczycieli”. To specyficzny dyskurs lekcyjny pozwala wytwarzać te teksty, ale też rozumieć je w określony sposób - zwykle niedosłowny, za to wywołujący uśmiech. Pamiętamy więc je ze szkoły jako efekty nauczycielskich ripost lub rozgrywek komunikacyjnych, jako próby „zgaszenia” niesfornych uczniów lub efekty różnorakich oddziaływań retorycznych. To szkolna pragmatyka produkuje „nieśmiertelne” frazy w stylu: „Wyciągamy karteczki”, „A teraz siadamy osobno”; „Nie obchodzi mnie, kto zaczął”; „Mam wam podzielić ocenę na pół?”; „Jesteście najgorszą klasą w szkole” i – jak moja ulubiona – „Wstań i zobacz, jak siedzisz”. Powiedzenia te są zwykle bardzo ekspresywne, przyciągają uwagę ze względu na komizm słowny lub sytuacyjny i wymykają się rutynie lekcji. Nie są sztampowe i kostyczne.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Reżyserka obsady Ewa Brodzka: Szukając bohaterów serialu, zwracam uwagę nie tylko na talent
Wywiad
Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki
Wywiad
Profesor Katarzyna Pisarska o roli kobiet w dyplomacji. "Dorównują mężczyznom"
Wywiad
Polka w Wenezueli: Alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków