W Polsce ukończyłaś studia doktoranckie z biotechnologii roślin. Od prawie 8 lat mieszkasz i pracujesz w Nowej Zelandii w branży kosmetycznej. Jak cię tam przyjęto?
Przyjęto mnie świetnie. Na antypodach osoby z moim wykształceniem są bardzo doceniane, bo tutaj specjalistów w moim zawodzie jest niewielu. Pracuję dla nowozelandzkiej firmy kosmetycznej, która może pochwalić się 60-letnim doświadczeniem w branży. Odpowiadam za opracowywanie nowych produktów.
Rozwijam także własny biznes konsultingowy pod marką Beauty Brand Formula i przygotowuję formulacje dla marek kosmetycznych ze Stanów Zjednoczonych czy z Europy. Napisałam również książkę, w której dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem z zakresu budowania marki kosmetycznej.
W Polsce nie było cię 11 lat.
Zanim znalazłam się w Nowej Zelandii, przez prawie cztery lata pracowałam w Norwegii. Wyjechałam tam jeszcze jako doktorantka biotechnologii roślin Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie na 3-miesięczny staż w ramach Erasmusa. Nim się obejrzałam, zaproponowano mi pracę w norweskiej firmie. Zostałam więc na kolejne lata.
Czym się tam zajmowałaś?
Moją specjalnością jest lawenda. Po studiach magisterskich zapisałam się na studia podyplomowe z chemii kosmetycznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na zajęciach poznałam koleżankę, która w swoich badaniach do rozprawy doktorskiej wykorzystywała lawendę. Dostałam od niej kilka próbek tej rośliny i zaczęłam namnażać ją w warunkach in vitro.
Spotkanie z Michaliną Adaszyńską-Skwirzyńską (teraz już panią doktor) było przełomowe. Zainspirowała mnie! I jeśli chodzi o dalszą pracę naukową i wykorzystywanie w kosmetologii tej aromatycznej rośliny.