Zdobyła pani tytuł Nauczycielki Roku. Co to dla pani znaczy?
Zgłosiłam się do konkursu, ponieważ jak wielu nauczycieli po dziesięciu latach w szkole, mam poczucie, że moja praca jest totalnie bez sensu. Poświęcałam jej mnóstwo czasu, robiłam mnóstwo projektów i stwierdziłam, że po tych dziesięciu latach chyba czas zadbać o siebie. Że jeśli nie teraz, to nigdy. Okazało się, że wygrałam. Totalnie nie byłam na to przygotowana. W ogóle nie brałam tego pod uwagę. Pomyślałam: kilka lat temu Nauczycielem Roku został Przemek Staroń, też z Sopotu, z sąsiedniego liceum, na pewno są ludzie z większymi osiągnięciami niż ja. Jestem też skłonna powiedzieć, jak to w internecie pisze Paweł Łęcki, że skoro Nauczycielka Roku ma poczucie, że uczniowie jej nie słuchają, to co dopiero mają powiedzieć ludzie, którzy nie mają nawet poczucia, że są nauczycielami tygodnia. Na co dzień ten tytuł pomaga mi o tyle, że instytucje chcą ze mną teraz rozmawiać, a wcześniej nie chciały. Media są zainteresowane moją pracą. Natomiast w innych aspektach zupełnie go nie odczuwam.