Takie rozmowy z kobietami są zapewne bardzo trudne. Kto je prowadzi?
Różnie: psycholog, pedagog, czasem ja, czasem dyrektor ośrodka. Jeżeli chodzi o pierwsze rozmowy, potrzebujemy wywiadu socjalnego. Musimy dowiedzieć się, co w ogóle stoi za taką decyzją. Kiedyś zdarzyła się mama, która miała rzut depresji i próbę samobójczą za sobą. Już po pierwszym spotkaniu z nią było widać, że nieprzytomnie kocha to dziecko i jeżeli dostanie dobrą pomoc psychiatryczną i psychoterapię, to wszystko wskazuje na to, że da radę. Minęło siedem lat, więc potwierdzam – dała radę. Jesteśmy cały czas w kontakcie.
Innym razem przyszła do nas babcia ze swoją córką, lat szesnaście, w drugiej ciąży. Pierwsze dziecko już było z nimi i ta kobieta była przekonana, że po prostu nie dadzą rady wychować drugiego dziecka. Ale tam miłość do tego dziecka była tak wyczuwalna, że ja byłam przekonana, że trzeba im dać wszelką pomoc. Mimo to zdecydowały, że dziecko ma zostać w ośrodku. Umówiłam się z nimi, że jak się bobas urodzi, to przyjadę do szpitala i powiedzą mi, jaka jest ich decyzja. Kiedy to się stało, obie płakały. I w końcu babcia maluszka mówi tak: „Pani Tiso, my nie zmieniłyśmy zdania, ale nie oddamy”. Musiałyśmy te słowa ubrać w konkretne działania. Mama z babcią dziecka zabrały je do domu.
Co pani czuje, gdy Tuliś – jak nazywa się potocznie maluchy z ośrodka – wraca do biologicznej mamy?
Czuję, że to jest takie nasze ogromne zwycięstwo, że zdążyliśmy na czas. Sprawdzamy na różne sposoby, czy ta decyzja jest dobra, czy mama da radę. Długo pomagamy kobietom, jesteśmy z nimi w kontakcie. Myślę, że oddanie noworodka tuż po porodzie – bez względu na powody – to zawsze potworna wyrwa w sercu mamy i w życiu dziecka. Pamiętam, jak na początku mojej pracy w ośrodku Tuli-luli byłam zdziwiona, że dzieci są tak niezwykle dobrze rozwinięte, tak silne, że wysoko trzymają główki. Żadne z moich dzieci tego nie potrafiło w tak młodym wieku. I pamiętam swój szok, kiedy psycholog mi wyjaśniła, że to wynik strachu, napięcie mięśni z przerażenia.
Jaką opiekę mają niemowlaki w ośrodku? Czy to jest dla nich trudne przeżycie, zostawiające ślad na zawsze?
Niestety na zawsze. Chciałabym powiedzieć coś innego, ale ten rodzaj strachu, opuszczenia, to jest coś, co układ nerwowy zapamięta na zawsze. Oczywiście da się tę sytuację poprawić. Większość rodziców decydujących się na takie rodzicielstwo ma nadzieję, że te ślady będą minimalne. Ale powiem tak – zależy, jak to wszystko się odbyło, jak przebiegała ciąża. Nie jestem jednak wielką optymistką w tej kwestii. Po prostu wierzę, że rodzice powinni przyjmować dzieci z całą wiedzą o ich przeszłości i o tym, w jaki sposób ona będzie na te dzieci wpływać. Tylko wtedy będą w stanie skutecznie im pomóc.
Jak długo opuszczone dzieci czekają na nowe rodziny?
W tej chwili tych kandydatów na rodziców adopcyjnych jest mniej, więc dzieci czekają dłużej. W ogóle mam takie wrażenie, że pojawia się pokolenie, które nie bardzo chce mieć swoje biologiczne dzieci, ale nie chcę, aby zabrzmiało to jak krytyka. Z różnych powodów młodzi chętnie decydują się na zwierzęta domowe. Jeżeli coraz mniej ludzi chce mieć biologiczne dzieci, to jest też mniej osób, które byłyby gotowe wychować dziecko z dużymi problemami. Więc tak – kandydatów na rodziców jest coraz mniej, a dzieci coraz więcej. Najnowsze dane resortu zdrowia pokazują, że w 2024 r. drastycznie wzrosła liczba dzieci opuszczonych tuż po porodzie przez rodziców biologicznych. Było ich aż 859. To o 20 proc. więcej niż w 2023 r. i największy dramat od lat. Aż jedno dziecko na każde 300 urodzonych nie wróciło z mamą do domu...