Reklama

Diana Łapińska-Sanocka o pracy w Google: Popełniłam wiele gaf kulturowych

Diana Łapińska zaczynała karierę w polskim start-upie, który z 6-osobowej małej firmy przeistoczył się w dużego gracza. I choć ostatecznie firma nie przetrwała, dziś Polka wykorzystuje swoje doświadczenie pracując dla Google w Irlandii– potentata na rynku technologicznym.

Publikacja: 02.09.2025 20:43

Diana Łapińska-Sanocka, Sales Leader w Google Ireland: Moja definicja sukcesu zmienia się w zależnoś

Diana Łapińska-Sanocka, Sales Leader w Google Ireland: Moja definicja sukcesu zmienia się w zależności od etapu, na którym jestem.

Foto: Archiwum prywatne

Pochodzi pani z Łap, z okolic Białegostoku, tam studiowała pani prawo, a także w Warszawie pedagogikę specjalną. Teraz pracuje pani w Dublinie dla giganta technologicznego. Czy wyobrażała sobie pani w wieku 19 lat, że tak potoczy się pani kariera?

Nie, nigdy. Na początku moja ścieżka kariery nie była przemyślana. Musiało minąć trochę czasu zanim zaczęłam budować świadomość biznesową.

Prowadziło mnie przekonanie wpojone przez rodziców: „Spróbuj! Najwyżej się nie uda, ale nigdy się nie poddawaj. Miej w sercu odwagę, żeby próbować i testować własne granice”. Te słowa towarzyszyły mi, kiedy studiowałam pierwszy kierunek studiów, potem drugi oraz kiedy zapisywałam się na dodatkowe szkolenia i podejmowałam kolejne wyzwania. Bardzo mocno inwestowałam w swoje kompetencje. To był nieustanny rozwój przez cały czas. Wiedza połączona z praktyką zdobywaną w bardzo ciekawych miejscach pozwoliły mi nabrać wymiernego doświadczenia.

Jestem też niezwykle dumna, że udało mi się zbudować moją własną „wioskę” w świecie biznesu. Jest powiedzenie, że „aby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska”, wierzę, że w karierze jest dokładnie tak samo. Bardzo świadomie buduję relacje z osobami, które mnie inspirują, od których mogę się czegoś nauczyć lub wymienić się z nimi swoją wiedzą. Znajdowałam je w każdym miejscu pracy, a to, w którym teraz jestem, mogę z całego serca polecić.

Myślę, że przez ostatnie 20 lat udało mi się zbudować jakość pracy i mocne zaufanie, jakim obdarzają mnie zarówno kontrahenci biznesowi, jak i przełożeni, powierzając mi prowadzenie zespołów. To jest najbardziej wartościowa waluta w biznesie.

Swoją karierę zaczęła pani w GoldenLine. Dziś już nie ma tej platformy, ale swego czasu odegrała ważną rolę w kształtowaniu mediów społecznościowych w Polsce.

To była moja pierwsza rola w tym polskim start-upie. Nauczyłam się tu, jak buduje się biznes, w jaki sposób się go skaluje – od bardzo małej 6-osobowej firmy do później sporego giganta. Mogłam obserwować jak przepięknie z GoldenLine zrodził się DocPlanner, czyli jeden z naszych polskich unicornów.

Reklama
Reklama

Myślę, że ani ja, ani moi koledzy z GoldenLine nie wiedzieliśmy, że to jest początek mediów społecznościowych. Po prostu szliśmy z prądem. Chcieliśmy rozwiązywać problemy, odpowiadać na wyzwania biznesowe naszych klientów, działów HR i marketingu oraz przede wszystkim nieść dużą wartość użytkownikom.

Były momenty, kiedy serwis miał ich dużo więcej niż dzisiejszy LinkedIn. Być może finalnie sam biznes nie przetrwał, ale przetrwały kontakty i są one bezcenne. Większość osób, które tam ze mną pracowały, albo prowadzi swoje własne start-upy, albo są biznesmenami, albo świetnie odnalazło się w polskim biznesie. Doświadczenie pracy w GoldenLine zbudowało we mnie przekonanie, że Google może być dla mnie świetnym miejscem pracy, bo w polskiej firmie nauczyłam się podwalin cyfrowego marketingu, który teraz wykorzystuję w big techu.

Czy kiedykolwiek wyobrażała sobie pani, że będzie pracować w Google?

Nigdy nie przeszło mi to nawet przez głowę.

Odezwał się do mnie rekruter na LinkedInie z propozycją, czy nie chciałabym rozważyć możliwości zaaplikowania do Google i spróbować swoich sił. Wahałam się. Zastanawiałam się, czy będę wystarczająca. Czy jestem gotowa na takie wyzwanie? Ale w myśl zasady: „Spróbuj! Najwyżej się nie uda” – złożyłam swoją ofertę. Przeszłam kilkuetapową rygorystyczną rekrutację, ale jednocześnie sprawiedliwą i trzymającą bardzo wysokie standardy, i jestem tu, gdzie jestem.

Mimo wszystko nie była to najłatwiejsza decyzja, bo choć z jednej strony byłam przekonana, że szansa na dobrą pracę pojawiła się w dobrym momencie, to z drugiej strony musiałam podjąć wyzwanie. Przyjęcie pracy w Google wiązało się z przeprowadzką do innego kraju – do Dublina w Irlandii. A to było tuż na początku pandemii COVID-19, kiedy zakazano przemieszczania się i zamknięto granice.

Z iloma osobami rywalizowała pani o to stanowisko?

Szanuję moją firmę za to, że dochowano absolutnej poufności i nie powiedziano mi z iloma osobami konkurowałam. Wiem tylko, że na to stanowisko poszukiwano odpowiedniego kandydata przez około siedem czy osiem miesięcy, a w procesie rekrutacji wzięło udział bardzo wielu zainteresowanych.

Reklama
Reklama

Myślę, że dobrze się stało, bo gdybym dowiedziała się, jak ogromna liczba specjalistów aplikowała na moje stanowisko, to byłoby mi znacznie trudniej odnaleźć się w organizacji.

Jaka jest kultura pracy w Google?

Google wyznacza sobie bardzo ambitne cele i celebruje zarówno te malutkie, jak i te duże sukcesy. Kultura pracy oparta jest z jednej strony na współpracy, a z drugiej na wymianie wiedzy. Jeżeli robisz coś dobrze, pokaż, jak to robisz, tak, żeby twoje działanie miało wpływ na pracę nie tylko twoją, ale też innych. To jest jedyne miejsce, w którym na etapie onboardingu, czyli pierwszego dnia w Google, usłyszałam: "Pytaj, ile tylko potrzebujesz, każdy ci odpowie". Szybko się przekonałam, że to nie są puste słowa. To jest niezwykłe, jak bardzo wszyscy sobie tutaj pomagają.

A co z rywalizacją?

Nie czuję rywalizacji, mimo że prowadzę zespół zajmujący się sprzedażą. Wszyscy gramy do jednej bramki. Z punktu widzenia rozwoju biznesu naszych klientów, jeśli mogę się czegoś od kogoś nauczyć lub podzielić z kimś swoją wiedzą i doświadczeniem, to tylko lepiej, bo będę w stanie wnieść większą wartość do organizacji.

Pracujemy bardzo szybko, w bardzo dynamicznym i bardzo innowacyjnym środowisku, w którym sprawdza się dewiza: „W życiu pewne są podatki i to, że w Google będzie zmiana”. Jest to niezwykle inspirujące, ponieważ dzięki temu krzywa postępów w uczeniu się potrafi być naprawdę stroma. Tylko od ciebie zależy, ile jesteś w stanie z tej wiedzy wykorzystać i w jakim kierunku rozwojowym chcesz podążyć. Google oferuje naprawdę szerokie spektrum możliwości. To jest miejsce, w którym „sky is the limit”, o ile oczywiście jesteś w stanie pracować naprawdę w dynamicznym środowisku i jesteś ciekawy świata.

Poza tym tutaj rozwój jest ważniejszy od perfekcjonizmu. Wiemy, że chcąc iść do przodu, trzeba testować. Każdy kolejny test da nam odpowiedź, czy dane rozwiązanie wprowadzamy na rynek czy pracujemy nad nowym.

Pracując w tej firmie trzeba mieć otwartą głowę i nie można się bać popełniania błędów. Sama się przekonałam, jaką wartością jest burza mózgów, bardzo ją doceniam i promuję w swoim zespole, bo już wielokrotnie przekonałam się, że dzięki pomysłom rzuconym ad hoc praca posuwa się o lata świetlne do przodu.

Reklama
Reklama

Czy bała się pani czegoś, zaczynając pracę w Google?

To jest ogromna organizacja. Obawiałam się więc ogromu procesów i struktur. Wychodząc ze środowiska start-upowego, zastanawiałam się, czy Google będzie „zwinne”. Jestem bardzo zaskoczona, jak szybko, biorąc pod uwagę skalę organizacji, jesteśmy w stanie iść do przodu i zmieniać kierunki działania, mając jednocześnie autonomię i dużą swobodę działania, bo tu się mocno promuje odpowiedzialność za swój kawałek biznesu.

Czym się pani zajmuje w Google?

Odpowiadam za biznesy klientów z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Udało mi się osiągnąć na tym polu kilka sukcesów. Poprowadziłam też kilka projektów na poziomie Europy Środkowo-Wschodniej, dzięki czemu zyskałam dużo cennego doświadczenia.

Jak wygląda ścieżka awansu w firmie?

Mój awans nie pojawił się z dnia na dzień. Wspólnie z zespołem ciężko na niego przez kilka lat pracowałam. Gdyby nie „moi ludzie”, nie osiągnęłabym sukcesu. Jestem im za to szalenie wdzięczna, ale też wszystkim moim menedżerom. To oni zachęcali mnie do rozwoju i pozwalali mi wychodzić poza swoją strefę komfortu. Takie podejście pozwalało mi się rozwijać, mieć dużo radości z tego, co robię, a jednocześnie widzieć realny wpływ i na biznesy naszych klientów, i na członków mojego zespołu. To ogromna satysfakcja widzieć, jak się rozwijają.

Żeby awansować w Google, trzeba pokazać swoją wartość, mierzoną sukcesami w projektach, umiejętnością motywowania innych, efektywnością w rozwiązywaniu problemów czy budowaniem pozytywnej atmosfery w zespole. Takiego efektu nie osiąga się w sposób jednorazowy, to wieloaspektowa praca rozłożona w czasie.

Co to znaczy dla pani być dobrym liderem?

Trzeba być autentycznym, nie starać się kogoś kopiować, tylko być naprawdę sobą. Trzeba budować pozycję na własnych mocnych stronach i na tym opierać to, jakim się jest menedżerem albo specjalistą. I ja w ten właśnie sposób prowadzę swój zespół. Staram się zobaczyć, w czym każda osoba jest dobra i jakie ma kompetencje, a potem wykorzystać jej naturalne umiejętności. Z mojego punktu widzenia jest to dużo szybszy proces, dużo efektywniejszy i jednocześnie daje dużo radości. Da się to zrobić robić absolutnie u każdego, tylko trzeba chcieć.

Reklama
Reklama

Zawsze miałam dużo szczęścia do zespołów. Wysoko stawiam poprzeczkę, dużo oczekuję od swojego zespołu, ale też wiele wymagam od siebie. Pracuję ramię w ramię z moimi ludźmi. Mamy wspólne cele, razem celebrujemy małe zwycięstwa. Czasem łapię się na tym, że bywam bardziej dumna z ich sukcesów niż z własnych.

Panuje przekonanie, że w Google pracuje się po 10-12 godzin.

Google jest ambitnym środowiskiem. Pracuję z bardzo kompetentnymi osobami, które mnie inspirują i podnoszą mnie do poziomu, o którym bym nie śniła, ale trzeba mieć z tyłu głowy, że to nie jest sprint, tylko maraton.

Nie chcę mieć zespołu, który będzie pracował 12-13 godzin dziennie i padnie po tygodniu. Chcę mieć załogę, z którą będę mogła współpracować długofalowo i która będzie lubiła tę pracę. Żeby móc długotrwale funkcjonować, trzeba mądrze rozłożyć siły. Nawet w maratonie zdarzają się przecież sytuacje, gdy potrzebujemy wsparcia.

Czy przypomina pani sobie trudne momenty w pani karierze i jak sobie pani z nimi radziła? 

Na początku trafiając do międzynarodowego środowiska pełnego bardzo zdolnych, ambitnych, kompetentnych osób, które do tego mówią przepięknie po angielsku, czułam się przytłoczona. Zastanawiałam się, czy mój zakres wiedzy, kompetencji i poziom języka będzie wystarczający. Google jest wielowymiarowy, jeśli chodzi o departamenty. Pracuje na dużej liczbie danych, stosuje ogrom skrótów. Na początku miałam więc mocne zderzenie z syndromem oszustki (imposter syndrome). Trudno mi powiedzieć, kiedy zniknął. Czy było to po tygodniu, miesiącu czy po kilku latach? Czasem nawet teraz się pojawia. Trochę czasu zajęło mi zrozumienie tego, że nie muszę być najlepsza, nie muszę być lepszą wersją samej siebie ani tworzyć czyjejś kopii. 

Poza tym myślę, że pracując w międzynarodowym środowisku, popełniłam wiele gaf kulturowych. Prowadziłam kilka projektów, między innymi dotyczących onboardingu nowych pracowników, i wtedy uświadomiłam sobie, że moja komunikacja jest zbyt bezpośrednia. My Polacy raczej nie uprawiamy small talków i od razu przechodzimy do sedna. Wyciągnęłam więc z tego doświadczenia lekcję, że muszę zrozumieć, kto jest po drugiej stronie, biorąc pod uwagę nie tylko osobowość, ale też kulturę pochodzenia. To był bardzo szybki kurs dyplomacji, a jednocześnie skutecznej komunikacji. 

Reklama
Reklama

Jak definiuje pani sukces?

Moja definicja sukcesu zmienia się w zależności od etapu, na którym jestem. Teraz jestem w momencie, kiedy mam wysoki poziom kompetencji, a zdobyte dzięki temu zaufanie przykłada się na wartość, jaką dostrzegam w sobie gołym okiem.

Ważne są dla mnie trzy płaszczyzny. Pierwsza to rozwój mojego zespołu - na ile podnosi swoje kompetencje, na ile jest z siebie dumny, jakie ma sukcesy i jak je celebruje. Osiągnięcia mojej ekipy są dla mnie źródłem energii i napędzają mnie do działania.

A drugim elementem, który przynosi mi satysfakcję i przekłada się na sukces, jest moja strategiczna praca i to, w jaki sposób rośnie biznes klientów. To, co robię, często nie przynosi natychmiastowego efektu, ale czasem warto poczekać i wtedy otrzymać dobitny dowód, że cel został osiągnięty.

A po trzecie liczy się  dla mnie to, że kiedy patrzę w lustro, mogę sobie powiedzieć: Jesteś w porządku.

Mam taką przeogromną nadzieję, że największe sukcesy są jeszcze przede mną (uśmiech).

Reklama
Reklama

Co powiedziałaby pani małej Dianie, która zaczyna zastanawiać się nad wyborem szkoły? Jak będzie wyglądała jej przyszłość?

Chciałabym jej powiedzieć, żeby budowała w sobie odwagę i żeby była po prostu sobą  - niedoskonała, ale autentyczna.

A sobie dzisiaj życzę, żebym nigdy nie dorosła i zawsze miała w sobie nutkę szaleństwa i kreatywności.

Pochodzi pani z Łap, z okolic Białegostoku, tam studiowała pani prawo, a także w Warszawie pedagogikę specjalną. Teraz pracuje pani w Dublinie dla giganta technologicznego. Czy wyobrażała sobie pani w wieku 19 lat, że tak potoczy się pani kariera?

Nie, nigdy. Na początku moja ścieżka kariery nie była przemyślana. Musiało minąć trochę czasu zanim zaczęłam budować świadomość biznesową.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Wywiad
Z baletu do biznesu. Była primabalerina ma dziś firmę organizującą śluby marzeń
Wywiad
17-letnia naukowczyni Kornelia Wieczorek na prestiżowej liście magazynu „Time”
Wywiad
13-letnia Amelia Golda zadebiutowała u boku Arka Jakubika. „Pod koniec zdjęć wydawało mi się, że nie mam już łez”
Wywiad
Agnieszka Specjalska zamieniła korporację na własny biznes z misją. „Warto się odważyć”
Wywiad
Pierwsza dama Marta Nawrocka: Kobieca siła tkwi w każdej z nas
Reklama
Reklama