Wolisz fotografować kwiaty, czy ludzi?
To są dwa odrębne tematy. Bardzo lubię fotografować ludzi, bo ciekawią mnie spotkania z nimi. Udana sesja jest jak relacja – albo coś zaiskrzy, albo nie. Czasami wcale nie musi. Jeśli natomiast przy dłuższych sesjach ta iskra się między nami zapali, to działa prawie jak narkotyk. Jest coś niezwykle ujmującego i wzruszającego, gdy ma się ludzi przed obiektywem, kiedy widać u nich pewnego rodzaju bezradność ciała, a ich wrażliwość i charakter są wyeksponowane. Czasem próbują je zatuszować, ale zawsze coś im umknie. Mnie, jako fotografowi sprawia niezwykłą przyjemność zagwarantowanie moim modelom wystarczającego komfortu, by mogli się poczuć zupełnie zrelaksowani. W moim przekonaniu liczy się efekt końcowy, a zdjęcia zrobione komuś kto jest spięty nie mają sensu i nie będą udane.
Kwiaty są również niezwykle wdzięcznym tematem, czasami nawet bardziej niż spięci ludzie, niedopuszczający do siebie aparatu i mnie. Śmieję się, że projekt kwiatowy bardziej wybrał mnie, niż ja jego. Kwiaty można sfotografować praktycznie w każdej chwili. Mam małe studio i jeśli jest ono gotowe do pracy, mogę kwiatu poświęcić 15 minut i wrócić do codziennych zajęć. Fotografowanie ludzi zajmuje znacznie więcej czasu. Zdjęcia kwiatów są więc moją odskocznią od portretów, ale uważam je za równie wdzięczne.
Nie fotografujesz pięknych kwiatów, w szczycie swojej formy, ale te, które przemijają.
Ta granica jest bardzo delikatna. Nie chciałam fotografować suszonych kwiatów, bo takich zdjęć wszędzie jest pełno. Suszone kwiaty są piękne, ale mnie nie interesuje koniec. Fascynuje mnie moment, który czasami trwa pół dnia, w których kwiat ze świeżego przeistacza się w półzwiędły. Francuzi nazywają ten stan "faner, czego odpowiednik ciężko jest znaleźć w języku polskim. Nie zwiędły, ale już nie świeży.