Beata Pawłowska: Tkwienie za długo w jednej firmie jest dzisiaj personalnie niebezpieczne

- Do lat dwutysięcznych pracownikom, którzy byli dobrymi – nazwijmy to – rzemieślnikami, firmy zapewniały pracę, stabilność i bezpieczeństwo. Tego nie można powiedzieć o współczesnym biznesie. Obecnie atutem dla pracodawców jest wiedza z różnych przedsiębiorstw i branż - mówi menadżerka z 30-letnim doświadczeniem w międzynarodowych korporacjach, polskich firmach prywatnych, a także na stanowiskach w radach nadzorczych.

Publikacja: 11.09.2023 13:22

Beata Pawłowska: "Radzono mi, żebym była bardziej męska, jeśli chcę przetrwać".

Beata Pawłowska: "Radzono mi, żebym była bardziej męska, jeśli chcę przetrwać".

Foto: PAP

Beata Pawłowska mówi, że zaczynała karierę zaczynała w najlepszej szkole biznesu, jaka wtedy istniała – P&G. Zajmowała kierownicze i zarządcze stanowiska m.in. International Paper, The Coca-Cola Company, Hoop S.A., Royal Unibrew Polska, Selena FM S.A. oraz w Oriflame, gdzie zarządzała rynkiem Polski, Słowacji i Czech. Otwarcie przyznaje, że żeby przetrwać, musiała dostosować się do męskich reguł gry.

Czy to prawda, że do rozpoczęcia zawodowej kariery zmotywowało panią marzenie o kupieniu markowej torebki w Paryżu?

Beata Pawłowska: To prawda. W latach osiemdziesiątych, będąc studentką, wyjechałam do Paryża i szybko zorientowałam się, że nie stać mnie tam na nic. Nawet kupienie croissanta z kawą było poza moim zasięgiem! Pewnego dnia, patrząc na Polach Elizejskich na eleganckie paryżanki, kolorowe butiki i urocze kafejki, pomyślałam, że wrócę do Paryża tylko wtedy, gdy będę mogła to miasto nie tylko oglądać, ale też smakować.

W czasie swojej kariery pracowała pani w trzech różnych branżach: FMCG, usługowej i mediowej. Czy była to przemyślana strategia czy kwestia przypadku?

Do pierwszej pracy, w Procter & Gamble, trafiłam przez przypadek. Ale już kolejne wynikały z możliwości, które pojawiały się na mojej drodze. Ludzie bardzo często nie zwracają uwagi na okazje, które do nich przychodzą. Mnie dorosłe życie nauczyło, że trzeba je chwytać, bo miną bezpowrotnie. Największą motywacją do zmiany zawsze było dla mnie to, żeby nowa praca mnie rozwijała i pomagała mi stać się lepszą liderką. Napędzała mnie świadomość, że muszę się uczyć i stawiać czoła wyzwaniom.

Wyzwania często wymagają od nas wyjścia z naszej strefy komfortu, co nie zawsze jest łatwe i przyjemne. W jaki sposób radziła sobie pani z tym?  

Z jednej strony zmiana jest ekscytująca, bo rodzi coś nowego. Z drugiej – sprawia, że czujemy ścisk w żołądku, ponieważ w naturze ludzkiej głęboko zakorzeniona jest potrzeba stabilizacji. Zawsze jest więc wyzwaniem. Kiedyś wydawało mi się, że jeśli raz się czegoś nauczę, to będę to miała odhaczone na zawsze. Bardzo szybko przekonałam się jednak, że jeśli chcę być w biznesie na wysokich stanowiskach, to nie mogę zatrzymać się w jednym punkcie, a moja wiedza i umiejętności muszą nadążać za rozwojem rynku, modeli biznesowych i produktów.  Mam świadomość tego, że nieustannie muszę się uczyć i wystawiać się na wyzwania. Do lat dwutysięcznych pracownikom, którzy byli dobrymi – nazwijmy to – rzemieślnikami, firmy zapewniały pracę, stabilność i bezpieczeństwo. Tego nie można powiedzieć o współczesnym biznesie. Dzisiaj tkwienie za długo w jednej firmie jest personalnie niebezpieczne, ponieważ obecnie atutem dla pracodawców jest wiedza z różnych przedsiębiorstw i branż.

Jakie cechy według pani są pomoce w tym, żeby ta zmiana dokonywała się bez wspomnianego ścisku w żołądku?

Przede wszystkim trzeba mieć przekonanie o własnej wartości. Pewność, że damy radę i wewnętrzną motywację, która pojawia się, kiedy mamy jasno określony cel. Bardzo ważna jest też odporność na stres. On będzie nam towarzyszył już zawsze, dlatego dobrze jest się z nim zaprzyjaźnić, a przede wszystkim nauczyć się, jak sobie z nim radzić. Jeśli tego nie zrobimy, lepiej od razu zmienić zawód, bo nie ma sensu budzić się codziennie ze ściśniętym żołądkiem. Kolejna ważna kwestia to nie dawać się wytrącać z drogi obranego celu. Często ludzie wokół nas mówią: „Ty się do tego nie nadajesz”, „Po co ci to? Przecież jest ci dobrze tu, gdzie jesteś”. Uważam, że nikt nie ma prawa mówić nam, że do czegoś się nadajemy, albo nie nadajemy. My same musimy to odkryć w praktyce. Dlatego do takich rad trzeba podchodzić z dystansem, a nawet być na nie głuchą. Ludzie, nawet ci najbliżsi, często patrzą na innych stereotypowo. Szczególnie na kobiety.

Spotkała się pani w swojej karierze z tym mitycznym szklanym sufitem?

Oczywiście, że tak. Jako kobieta spotkałam się z brakiem akceptacji. Usłyszałam, że jakieś stanowisko nie jest dla mnie, bo nigdy wcześniej nie było na nim kobiety. Słyszałam komentarze, że jesteśmy słabe, nie nadajemy się do długich służbowych podróży, powinnyśmy być w domu z dziećmi. Pytano mnie, jak sobie poradzę w biznesie, mając dziecko. Jak poradzę sobie w męskiej branży. Radzono mi, żebym była bardziej męska, jeśli chcę przetrwać.

Biznes nadal jest sferą męską – zmiany następują, ale wolno.

Dokładnie tak i mówię to nie dlatego, że chciałabym, żeby tak nadal było. Na niższych stanowiskach jest pięćdziesiąt procent kobiet i pięćdziesiąt procent mężczyzn. Ale im wyżej, tym mniej kobiet – w zarządach zasiada ich tylko dziesięć procent!

Na czym – pani zdaniem – polega problem?

Żeby to wyjaśnić, porównam biznes do gry. Możemy grać w chińczyka albo w pokera - i jedno, i drugie to gra. Tyle że chińczyk jest łatwą i przyjemną grą towarzyską o prostych regułach. Zasady pokera są o wiele bardziej skomplikowane. Z reguły w pokerze pojawiają się pieniądze - małe, ale jednak. Pojawia się też u graczy ambicja, by wygrać. Trzeba więc analizować ruchy przeciwników, a najlepiej je wyprzedzać. W biznesie jest tak samo. A ponieważ to mężczyźni stworzyli zasady tej biznesowej „gry”, są one twarde i niedostosowane do kobiet, do naszych cech charakteru czy emocji. Gdy będziemy się do nich stosować, wygramy. Jeśli jednak będziemy uważały, że wygramy ot tak – nasza przegrana jest więcej niż pewna.

Co, pani zdaniem, najbardziej przeszkadza kobietom w awansach zawodowych?

Powiem przewrotnie, że często same nie dajemy sobie szansy na rozwój zawodowy. Uważamy, że nie będziemy w stanie pogodzić roli matki i opiekunki rodziny z byciem liderką i jest to klatka, którą same sobie tworzymy. Jestem w biznesie od trzydziestu lat i nie raz dostałam od head hunterów o wiele więcej CV mężczyzn niż kobiet, bo kobiety po prostu się nie zgłaszały do rekrutacji. Często pytam kobiety, z którymi pracuję, dlaczego nie aplikują do programów rozwojowych. Słyszę wtedy: „Jeszcze tego nie umiem”, „Jeszcze nie czuję się gotowa”. Mężczyźni w ogóle nie mają takich dylematów! Mogą mieć dziesięć procent kompetencji, ale i tak będą ubiegać się o wyższe stanowisko. Kobieta musi czuć, że ma sto procent umiejętności, żeby w ogóle o tym pomyśleć. A przecież nikt nie oczekuje, że na nowym stanowisku będziemy wszystko wiedzieć!

Mówiąc o biznesie, najczęściej mówimy o sukcesach. Kiedy stała pani na czele Oriflame, firma miała najlepszy rok, jeśli chodzi o sprzedaż i zyski, w swojej trzydziestoletniej historii w Polsce. Wcześniej, Selena, której była pani wiceprezeską, też zanotowała rekordową sprzedaż, a kurs jej akcji wzrósł o trzysta osiemdziesiąt pięć procent. Jaką cenę płaci się za takie wyniki?

Jeśli rozmawiamy o tej drugie stronie medalu, warto rozróżnić, co jest ceną, a co elementem sukcesu. Dla mnie cena pojawia się, kiedy coś staje się trudne, kosztuje dużo emocji i zmusza do rezygnacji ze zbyt wielu ważnych dla nas rzeczy. Tego nie warto płacić. Jeśli natomiast pomimo stresu i nerwów sukces jest przyjemnością, nazwałabym to elementem. Dla mnie sukces zawsze był jak wypicie filiżanki słodkiej, mlecznej czekolady. To wynagradzało mi trudne momenty po drodze.

Oczywiście, że zapłaciłam za niego cenę. Tylko dlatego, że byłam kobietą, na „dzień dobry” startowałam z gorszej pozycji. Nie raz nie przespałam nocy, bo musiałam się bardzo dobrze przygotować do wystąpienia albo do negocjacji z przedstawicielami klienta, którymi byli sami mężczyźni. Nigdy nie odwiozłam syna do szkoły. Nigdy nie ugotowałam mu obiadu, bo po prostu nie miałam czasu nauczyć się gotować. Miałam wyrzuty sumienia, że nie zawsze mogę być z moim dzieckiem i nie zawsze wytrę mu łzy. Wydaje mi się jednak, że byłam dla niego dobrym przykładem, bo wyrósł na mężczyznę, który pięknie patrzy na świat. Szanuje nie tylko kobiety, ale też inne kultury i wyznania. Niedawno powiedział mi: „Jestem z Ciebie dumny i się Tobą chwalę”. Bo choć nie odwoziłam go do szkoły, to byłam z nim w ważnych dla niego chwilach.

Powiedziała pani, że walka o wysokie stanowiska to tak naprawdę walka o wolność kobiet.

Wiele kobiet mówi mi: „Jesteś prezeską - Twoja perspektywa jest inna niż nasza”. To prawda i dlatego warto być na górze. Nie chcę powiedzieć, że wysokie stanowiska dają wolność, bo wszyscy podlegamy jakimś regułom, ale na pewno ma się jej więcej. Przede wszystkim jednak zajmowanie ich pozwala kreować świat, a to sprawia dużo przyjemności.

Gdy zaczynałam karierę, nie śmiałam walczyć o prawa kobiet w biznesie. Żeby przetrwać, musiałam dostosować się do męskich zasad gry. Dlatego bardzo cieszy mnie, że dzisiaj mówimy głośno o parytetach w biznesie i wymagamy od mężczyzn, z którymi pracujemy równego traktowania, a przede wszystkim szacunku dla nas i naszego wkładu w rozwój firm. To, że kobiety pną się do góry, sprawia, że świat biznesu zaczyna być bardziej zdywersyfikowany, a przez to staje się lepszy. Uważam, że żadna monolityczna organizacja nie jest dobra. Same kobiety, w tym samym wieku, tego samego wyznania, tej samej rasy i o tych samych przekonaniach stworzą niszczący siebie organizm. Tak samo będzie w przypadku mężczyzn. Dywersyfikacja zapewnia równowagę i rodzi nowe, lepsze rozwiązania.

Branża beauty, z którą związana jest pani od lat, bardzo dynamicznie się zmienia. 20 lat temu marki kosmetyczne można było policzyć na palcach obu rąk. Dziś wyrastają one jak grzyby po deszczu, bo każdy może „stworzyć” własny brand. Kiedyś liczyło się zdanie ekspertów, dzisiaj w cenie jest opinia influencerek. Klienci też się zmieniają. Są bardziej świadomi, przykładają wagę do kwestii różnorodności i inkluzywności. Z jakimi największymi biznesowymi wyzwaniami obecnie się pani mierzy?

Wielkim wyzwaniem jest wyprodukowanie produktu innego niż konkurencji. Kiedy 30 lat temu zaczynałam pracę w Procter & Gamble, nowoczesna i skomplikowana technologia była dostępna dla niewielu firm, a żeby mieć własny produkt i własną markę, trzeba było najpierw zbudować fabrykę. Dzisiaj nie trzeba mieć własnej fabryki, żeby mieć własny produkt – wystarczy zgłosić się do firm, które go zrobią. To skraca drogę do założenia własnej marki kosmetycznej, ale jednocześnie sprawia, że każda marka ma dostęp do tej samej technologii. Wiele osób myśli, że łatwo jest stworzyć dobry produkt. To nieprawda, bo konsument – jak w pokerze - mówi: „Sprawdzam”. To znaczy: czyta etykietę i sprawdza wszystkie składniki - czy są to wypełniacze, które nic nie dają, czy aktywne składniki, które naprawdę działają. Współczesny klient nie zadowala się testami konsumenckimi, w których tysiąc kobiet deklaruje, że widzi różnicę po użyciu kremu. Teraz konsumenci zaczynają domagać się wiarygodnych testów klinicznych. Przed branżą urodową stoją też duże wyzwania marketingowe, ponieważ musi ona zacząć mówić językiem korzyści. Nie może kłamać, bo nikt już się nie nabierze na pięknie napisaną reklamę. Klienci chcą widzieć, że za marką stoją takie wartości jak szacunek dla kobiet, troska o przyrodę, nietestowanie produktów na zwierzętach, pomoc potrzebującym. Firma musi pokazywać, że jest w tym autentyczna, bo oszukany klient nie kupi produktu po raz drugi. Dla biznesu kosmetycznego to na pewno ogromne zmiany, ale na dobre. Dzięki nim ta branża staje się bardziej etyczna i prawdziwa.

Beata Pawłowska mówi, że zaczynała karierę zaczynała w najlepszej szkole biznesu, jaka wtedy istniała – P&G. Zajmowała kierownicze i zarządcze stanowiska m.in. International Paper, The Coca-Cola Company, Hoop S.A., Royal Unibrew Polska, Selena FM S.A. oraz w Oriflame, gdzie zarządzała rynkiem Polski, Słowacji i Czech. Otwarcie przyznaje, że żeby przetrwać, musiała dostosować się do męskich reguł gry.

Czy to prawda, że do rozpoczęcia zawodowej kariery zmotywowało panią marzenie o kupieniu markowej torebki w Paryżu?

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Małgorzata Kobylarczyk na czele zbrojeniowego giganta. "Płeć nie jest najważniejsza"
Biznes
Szef ważniejszy niż wynagrodzenie. Co dziś najbardziej cenią pracownicy i jak im to zapewnić?
Biznes
Japonia: budżety domowe pod ścisłą kontrolą kobiet
Materiał partnera
W branży motoryzacyjnej mężczyźni traktują kobiety jak równe sobie
Biznes
Droga do równości szans dla kobiet
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej