Jak często słyszy pani pytanie o to, dlaczego kawa we Włoszech potrafi kosztować przysłowiowe euro „z hakiem”, a w Polsce musimy zapłacić za nią nawet 20 zł?
Rzeczywiście słyszę je często – i nie bez powodu. We Włoszech picie espresso to rytuał, ale sam produkt jest niskomarżowy, dostępny na każdym rogu. Wiele kawiarni to małe, rodzinne biznesy prowadzone od pokoleń. Sąsiedzi wpadają tam nawet kilka razy dziennie, zamawiają szybkie espresso „al banco” i wracają do swoich zajęć, często nie zajmując stolika. Taki model oznacza niski koszt operacyjny i dużą rotację klientów, co pozwala utrzymać niską cenę.
Prowadzenie dużego lokalu to wyższe koszty najmu i zatrudnienia pracowników. My zatrudniamy średnio dziesięciu baristów w każdym naszym lokalu, a nasi goście nie wypijają przy barze czterech szybkich espresso, tylko często spędzają przy stoliku długie godziny, co oczywiście bardzo nas cieszy. Jakość samego ziarna też ma znaczenie – my pozyskujemy je od sprawdzonych dostawców, bo wiemy, że jest ono etycznie uprawiane, a później wypalamy we własnej londyńskiej palarni. Poza tym nie porównujmy też 35 ml espresso za 1,5 euro do dużej – czasem nawet półlitrowej – smakowej kawy z dodatkami za 25 zł. To dwa zupełnie różne produkty.
Czym różni się zarządzanie firmą z sektora kawowego od działania w tych, w których pracowała pani dotychczas, czyli Peek & Cloppenburg i Pandorze?
Każda branża ma swoją specyfikę, ale pewne zasady zarządzania są uniwersalne: dbałość o jakość, budowanie silnej marki, umiejętność słuchania klientów. W branży modowej i jubilerskiej klienci podejmują jednak decyzje znacznie dłużej, bo oferowane im produkty to dobra luksusowe, a więc ich nabycie to też forma inwestycji.
Decyzja o zakupie kawy jest zaś znacznie szybsza, ale za to powtarzana każdego dnia. Zamiast więc kreować narrację wokół pojedynczego produktu, budujemy relacje, na której opiera się codzienny rytuał. Ten biznes wymaga błyskawicznej reakcji na popyt, dynamicznego zarządzania łańcuchem dostaw i minimalizowania strat, bo w nim niczego nie da się odłożyć „na później”. Do tego dochodzi specyfika tzw. penny business, w którym średni rachunek jest niski, ale każda transakcja wymaga tyle samo uwagi, co ta dokonywana w sektorze dóbr luksusowych – tyle, że w znacznie szybszym tempie. Klient nie ma czasu na długie opowieści, oczekuje jakościowej i sprawnie świadczonej usługi w ciągu kilkudziesięciu sekund.
Czytaj więcej
Lidia Deja, pomysłodawczyni studiów podyplomowych Women on Boards w Szkole Głównej Handlowej i li...