Przeprowadziłam wywiady z wieloma niezwykłymi czołowymi postaciami, ale tak naprawdę to zwykli ludzie, których spotkałam w terenie są dla mnie najbardziej inspirujący. Głęboko w pamięć zapada zdolność ludzi do znoszenia cierpienia i trudności przy jednoczesnym prowadzeniu normalnego życia. Gdy wracam myślami do Bośni, widzę zwykłych mężczyzn i kobiety uchylających się przed ostrzałem snajperów, by zdobyć chleb z jakiejkolwiek otwartej piekarni lub wodę ze studni, którą uda im się znaleźć. Serbowie odcięli prąd, ale pamiętam też, że w momentach, gdy elektryczność została przywrócona, kobiety biegały do salonów piękności w Sarajewie. To ciekawe, że kiedy podczas konfliktu pojawia się chwila spokoju, ulice ożywają – sklepy się otwierają, a ludzie pędzą robić rzeczy, których nie mogli robić od tak dawna. Zawsze wspominam, jak kobiety, które miesiącami nie mogły pozwolić sobie na tak prostą rzecz, jak uczesanie włosów, wychodziły z domu i robiły sobie piękne fryzury. Ta prosta czynność była czymś więcej niż tylko zwykłą pielęgnacją, była aktem oporu w środku wojny, podczas której odmawiano im człowieczeństwa. Właśnie wróciłam z podróży po Ukrainie, gdzie spotkałam kobiety szkolące się na pilotów dronów. Ich determinacja, by odegrać swoją rolę w obronie kraju, domów, rodzin i społeczności przed tym wyjątkowo niesprawiedliwym agresorem, również była niezwykle inspirująca.
A kto był pani zawodową inspiracją?
Miałam niesamowite szczęście pracować z kilkoma wybitnymi osobami, z których wiele to kobiety. Ludzie tacy jak Margaret Moth, nieustraszona fotoreporterka, która została postrzelona przez snajpera w Bośni, a także inne pionierki pracujące w terenie, takie jak Cynde Strand i Maria Fleet, Jane Evans, a także serdeczne koleżanki z newsroomu, takie jak Parisa Khosravi. Szczęśliwie trafiłam również na dwóch wyjątkowych szefów – Jima Taricaniego, topowego reportera śledczego, który był moim mentorem podczas pierwszego stażu w WJAR w Providence. Zawsze był bardzo pomocny i wspierający. Ponadto miałam okazję pracować dla dwóch przełomowych postaci współczesnych mediów – Dona Hewitta z CBS 60 Minutes i oczywiście jedynego i niepowtarzalnego Teda Turnera. Niedawno widziałam Teda i z przyjemnością donoszę, że jest w doskonałej formie. Cechuje go niezachwiane zaangażowanie w robienie tego, co słuszne i dążenie do tego, w co naprawdę wierzy. Niezależnie od tego, czy chodzi o zasady, na których zbudował CNN, czy o jego pasję do ochrony środowiska, czy też wiele innych działań na rzecz społeczeństwa. Nadal bardzo cenię jego wkład w powstanie CNN, ponieważ stworzył coś, co ma prawdziwą siłę, a wykorzystanie tego we właściwy sposób jest wielką odpowiedzialnością. Kiedy po odwiedzinach wychodziłyśmy od niego z Parisą, krzyknął: „Nie zapominajcie, że macie moc!”. Wciąż w to wierzy i to prawda!
Kim by pani została, gdyby nie była dziennikarką?
Kiedy dorastałam, przez długi czas chciałam być lekarką. Nie udało mi się jednak dostać do szkoły medycznej. Mój ojciec był Irańczykiem, a matka Angielką. Dorastałam w Teheranie. Kiedy pod koniec lat 70. rozpoczęła się rewolucja islamska, obserwowanie jej przebiegu było w dużej mierze tym, co zainspirowało mnie do bycia dziennikarką. Często powtarzam, że bycie lekarzem na ostrym dyżurze i korespondentem wojennym to tak naprawdę dwie strony tego samego medalu. Obaj mają do czynienia z traumą, zmuszają do trzymania się w ryzach i wykonywania swojej pracy w otoczeniu ludzkiego cierpienia.