Znana była ze swojego nietuzinkowego poczucia humoru i niebanalnych umiejętności plecenia zbrodniczych fabuł. Lesio był jej kolegą z biura projektowego. Janka przyjaciółką od czasów szkolnych. Alicja koleżanką z pracy. A Joanna Chmielewska nią samą. Pisarką, która wcześniej była Ireną Kuhn, z domu Becker. Architektką, żoną i matką, którą po raz pierwszy została już na studiach. Pomysły na książki posuwało jej samo życie.
„Człowiek powinien się uczyć na cudzych błędach, bo sam wszystkich popełnić nie zdoła”
Urodzona w 1932 roku dzieciństwo i młode lata spędziła w Grójcu, Warszawie i Bytomiu. Rodzina chciała, żeby została lekarką, jej jednak bardziej podobały się wyzwania zawiązane z odbudową stolicy z gruzów, a przy tym fascynowała się nowoczesnymi trendami architektonicznymi. W szkole średniej poznała Stanisława, przez przypadek odbijając go koleżance, z którym niebawem zaszła w ciążę i wzięła ślub. Najpierw urodził się Jerzy, pięć lat później Stanisław Robert, który używa tego drugiego imienia. Jedną ciążę straciła.
Życie rodzinne nieco utrudniło studiowanie, ale nie zmieniło jej planów. Ukończyła studia na Politechnice Warszawskiej, a po nich pracowała w Biurze Projektów Stolica oraz w Energoprojekcie. Brała udział w projektowaniu słynnego Domu Chłopa.
Pierwszy mąż był miłością jej życia, ale małżeństwo skończyło się rozwodem. Bardzo przeżyła ich rozstanie. Chciała popełnić samobójstwo, okręciła gaz, ale – jak bardzo to w jej stylu – kiedy wyobraziła sobie siebie z głową w piekarniku, zaczęła się śmiać i zakręciła kurek.
„Człowiek, który stracił wszystko, siłą rzeczy nie ma już nic do stracenia”
Swoistą terapią po utracie ukochanego stało się pisanie. Na pożyczonej od cioci maszynie napisała "Klin". Z maszynopisem pojechała z polecenia do Krakowa, do Mariana Eilego, ówczesnego redaktora naczelnego "Przekroju". On, zachwycony, skierował ją do wydawnictwa Czytelnik, które z miejsca przyjęło debiutującą Joannę Chmielewską, bo taki przyjęła przydomek artystyczny Irena Kuhn.