Zapewne dzisiaj raczej nazwalibyśmy ją znachorką - patrząc choćby na metody, które stosowała do przywracania do życia niemowląt: nakrywała je misą do wyrabiania ciasta. Wierzyła w medycynę, choć nigdy jej nie studiowała, ale równie mocno ufała magii i religii.
Urodzona w okolicach Nowogródka w 1718 roku, Regina Salomea Rusiecka pierwsze kroki w medycynie stawiała w wieku 14 lat. Wtedy to przyglądała się pracy swojego ówczesnego męża, Jakuba Halpira, specjalizującego się w leczeniu chorób oczu. Przenieśli się do Stambułu. Tam nastoletnia żona, która wcześniej zdołała się nauczyć czytania i pisania, pobierała od małżonka nauki medyczne, studiowała jego podręczniki i uczyła się z nim łaciny, której znajomość potrzebna była przy wpisywaniu recept. To otworzyło jej drzwi do świata luksusów, podróży i wielu przygód, które opisywała w pamiętnikach "Proceder Podróży i Życia Mego Awantur", którego oryginał znajduje się w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Jej zapiski zainspirowały pisarza i scenarzystę Cezarego Harasimowicza do napisania książki z jej przygodami, utrzymanej w stylu opowieści Reginy.
"W wielu już byłam niebezpieczeństwach życia i wiele razy fortuna mnie bogaciła i nazbyt zubożywała"
– Regina Salomea von Pilsztyn, była tak niezwykłą kobietą, że trudno w to uwierzyć, iż żyła naprawdę. Na szczęście pozostawiła po sobie soczyste pamiętniki, a ja zbeletryzowałem owe memuary. Powstała łotrzykowska, awanturnicza powieść o oszałamiających przygodach osiemnastowiecznej lekarki, matki, żony i kochanki, bizneswoman, handlarki "żywym towarem", której losy wiodły przez Europę od wschodnich kresów Polski przez Stambuł, Sofię, Petersburg i Wiedeń. Przebojowa Polka sprytem, medycznym talentem i urodą potrafiła oczarować osmańskiego sułtana i austriackiego cesarza, i pruskiego króla, i rosyjską carycę, i tureckiego rozbójnika – mówi Cezary Harasimowicz, autor powieści "Awantury i przygody Reginy Salomei Pilsztynowej".
Kiedy po kolejnej awanturze 17-letnią Reginę z malutką córką Konstancją opuścił mąż, postanowiła wyjechać z Turcji. Podróżowała po terenach dzisiejszych Bałkanów, ponoć spotykając się jeszcze z małżonkiem raz, w Sofii. Niebawem dotarła do niej wiadomość o jego śmierci. Nie było lepszej okazji, żeby rozpocząć pełnowymiarową praktykę lekarską – wystarczyło przejąć jego pacjentów.
"I tak mnie pan Jezus pomógł, żem tego pacjenta swego doskonale wykurowała we dni 40"
Wróciła do Stambułu i nie tylko zaczęła znów leczyć, ale i rozwijać swoją wiedzę o najnowszych osiągnięciach medycyny europejskiej i arabskiej. Kiedy nie dawała sobie rady wiedzą, wspomagała się zabobonami albo modlitwą. Najwyraźniej odnosiła jednak w ozdrowieniach sukcesy. Na początku miała uprawnienia jedynie do zabiegów związanych z okulistyką i nie wolno jej było leczyć mężczyzn - do czasu, gdy trafił do niej Turek z kamieniem w cewce moczowej. Kiedy pomogła mu się go pozbyć, zaprotegował ją u wezyra, który w nagrodę za wyleczenie ociemniałej starszej kobiety obiecał jej, że będzie mogła wykonywać zawód lekarza w pełni. Kiedy swoje zadanie wykonała, oprócz przywilejów dostała też pałacyk i aptekę w Konstantynopolu. Gdy sama zapadła na tajemniczą chorobę, postanowiła wracać do Polski. Po drodze została napadnięta i obrabowana dwa razy. Za drugim udało jej się odzyskać wolność dzięki wyleczeniu wodza bandy i kogoś z jego rodziny. Jednak zamiast do ojczyzny, dotarła między innymi do Bułgarii i na Maltę. Młoda, atrakcyjna wdowa nie narzekała na brak adoratorów i chętnie to zainteresowanie wykorzystywała.