Trybunał Karny w Hadze uznał prezydenta Władimira Putina i rzeczniczkę praw dziecka Marię Lwową–Biełową za głównych podejrzanych w sprawie przymusowych transferów i deportacji ukraińskich dzieci do Rosji. Przemawiały za tym mocne argumenty. Przede wszystkim zorganizowany centralnie system, który służył adopcji nieletnich oraz ich reedukacji, a także otwarte zaangażowanie w ten proceder Putina i Lwowej-Biełowej.
Podczas konferencji prasowych rzeczniczka chętnie wypowiadała się na temat postępów w kwestiach adopcyjnych. W październiku 2022 r. przyznała, że Rosjanie adoptowali już 350 dzieci, a ona sama przyjęła chłopca z Mariupola, którego mieli wyrzec się rodzice. Kilka miesięcy później prezydent Putin w czasie noworocznego przemówienia pogratulował jej zaangażowania i podziękował obywatelom Rosji za wysyłanie dzieci z nowo anektowanych terytoriów na wakacje do Rosji. Polecił identyfikowanie mieszkających tam nieletnich, pozostawionych bez opieki rodzicielskiej i niezwłoczne zapewnianie im wsparcia, zgodnie z prawem Federacji Rosyjskiej. Wypowiedzi prezydenta i relacje w telewizji pokazujące „uratowane” dzieci miały dopomóc władzy w uzasadnianiu kosztownej wojny, a przy okazji reperować demograficzną przepaść między systematycznie spadającą liczbą urodzeń a liczbą zgonów. Według rządu Ukrainy od początku wojny wywieziono z kraju około 20 tys. dzieci.
Jak przebiegała operacja?
Władimir Putin postarał się, aby maksymalnie uprościć wymogi prawne. Już 12 marca 2022 r. podpisał dekret, w którym określił, do których obwodów w Rosji mają trafiać dzieci z Ukrainy. 30 maja zadecydował o uproszczonej procedurze uzyskiwania rosyjskiego obywatelstwa. Dorośli, którzy adoptowali dziecko, mieli prawo do zmiany jego imienia i nazwiska.
Nie tylko dzieci osierocone leżały w zainteresowaniu władz rosyjskich. Przymusowe transfery dotykały także tych, objętych opieką społeczną i medyczną oraz przebywających na obozach wypoczynkowych. W niektórych przypadkach rodzice nawet podpisywali zgodę na wyjazd dziecka, po czym okazywało się, że pobyt się przedłużał, a kontakt pozostawał utrudniony. Organizacje badające przebieg przymusowych deportacji i transferów uznały, że nie były one uzasadnione względami medycznymi ani bezpieczeństwa. W wyjątkowych sytuacjach uprawomocniałyby one wspomniane transfery.