W sieci padały nie tylko słowa oburzenia wobec traktowania sali sejmowej, jak to określano, niczym przedszkola. Pojawiły się wątpliwości, czy to zgodne z prawem i dobrymi obyczajami, a nawet pytania o to, czy polityczka także „pokaże cyca” (dla przypomnienia: jej dziecko ma już 4 lata). Pomijając absurdalność niektórych komentarzy i fakt, że status posła nie pozwala na postawienie znaku równości pomiędzy nim a etatowym pracownikiem, warto zastanowić się, dlaczego macierzyństwo i wszystko, co z nim związane, wywołuje nadal tak wiele kontrowersji i skłania do polaryzacji. Tacierzyństwo tego rodzaju emocji przecież nie wzbudza. Niemniej jednak warto wiedzieć, czy na gruncie obowiązujących w Polsce przepisów przyjście do pracy z dzieckiem jest w ogóle możliwe.
Zacznijmy od początku
Niejedna kobieta choć raz w życiu usłyszała podczas rozmowy o pracę mniej lub bardziej bezpośrednio zadawane pytania o to, czy ma już dzieci, czy je planuje w przyszłości oraz jak będzie łączyła obowiązki służbowe z domowymi. Prawdopodobnie mało który mężczyzna choć raz w życiu został zapytany o to samo. W świetle prawa, w odniesieniu do przedstawicieli obu płci, tego rodzaju zagadnienia nie powinny przesądzać o zatrudnieniu. Oczywiste jest jednak, że to kobietom przypisuje się większe zaangażowanie w rodzinę niż w działania zawodowe. To matki widzimy w roli rodziców wzywanych do szkoły w razie problemów, choroby dziecka, pierwszorzędnych opiekunów i zarazem osób, które mają większą łatwość w braniu zwolnienia z powodu choroby swojej pociechy, choć jako żywo także ojcowie mają do niego prawo. Przenosząc rozważania na grunt najlepiej znanej mi branży: nigdy nie słyszałam, aby moi koledzy prawnicy ubiegając się o zatrudnienie, zastanawiali się, czy uda im się pogodzić rodzicielstwo z godzinami pracy kancelarii. Nigdy nie byli pytani o to przez swoich patronów czy pracodawców. Nie są mi też znane przypadki skierowanych do ojców pochwał za to, że w sezonie przeziębieniowym zostają w domu z dziećmi. Nie raz jednak słyszałam pretensje do koleżanek o to, że zatrudnienie kobiety to problem, zwłaszcza, gdy jest mamą dziecka w wieku najbardziej skłonnym do infekcji, czyli w okresie wczesnoszkolnym.
Polskie społeczeństwo ma skłonność do przypisywania sobie przekonania o równości obu płci, zaś polscy politycy prześcigają się w deklarowaniu swego szacunku do rodziny i dostrzeganiu potrzeby wspierania tej podstawowej komórki organizacyjnej państwa. W prawdziwym życiu okazuje się jednak, że zarówno jedna jak i druga postawa mają wymiar głównie teoretyczny. Matka przyprowadzająca do pracy dziecko odbierana jest inaczej niż mężczyzna w podobnej (choć nieczęsto zdarzającej się) sytuacji. Jej łatwiej przypisać takie cechy jak brak umiejętności prawidłowego zorganizowania czasu, niepoważne podejście do obowiązków pracowniczych, a nawet konfliktowość leżącą u podstaw nienależytego ustalenia zasad współpracy z ojcem dziecka. Ojciec natomiast zasługuje czyniący to samo zasługuje na podziw. Nie dość, że odciąża matkę (kto wie, może nawet pomaga w porządkach domowych?), umie zaopiekować się własnym (sic!) dzieckiem i jest samodzielny, to na dodatek potrafi połączyć nadzór nad pociechą z pracą.
Czytaj więcej
Czy kobiety na urlopach macierzyńskich są właściwie chronione? Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego zwraca uwagę na szerszy problem – braku odpowiednich gwarancji dla adwokatek w czasie ciąży i wczesnego macierzyństwa.
Z dzieckiem do pracy?
Co na to prawo? Pracodawca może umożliwić przyjście do pracy z dzieckiem, ale pracownik każdorazowo powinien poinformować przełożonego o zaistniałej potrzebie i uzyskać zgodę na przyprowadzenie dziecka do miejsca swojego zatrudnienia. Jeśli warunki na to pozwalają, pociecha powinna przebywać w pomieszczeniu, w którym pracuje rodzic - w pełni za nią wówczas odpowiedzialny. Brzmi pięknie? Z pewnością. Nie jest to jednak norma w większości firm.