Kobiety - do głosu!
Głosy kobiet mogą do zwycięstwa w wyborach przybliżyć lub znacznie od niego oddalić. Rzecz jednak w tym, że jak wynika z badań przeprowadzonych przez „Inicjatywę Głos Kobiet”, panie nie tylko nie lubią rozmawiać o polityce (unikanie takich rozmów deklaruje ponad 60 proc. młodych Polek, a tylko 40% najmłodszych z nich śledzi informacje w mediach i interesuje się wydarzeniami na polskiej scenie politycznej), ale również wiele z nich nie planuje udziału w wyborach. Mniej niż połowa młodych Polek deklaruje, że 15 października pójdzie do lokali wyborczych. Jeśli zatem ceną wygranej może się okazać przyciągnięcie do urn większej niż prognozowana liczby pań, trudno się dziwić, że zarówno kandydaci do pełnienia najważniejszych funkcji w państwie dwoją się i troją, aby zwrócić uwagę kobiet. Niestety, jedno z ich popularnych haseł oceniam jako nietrafione.
Czytaj więcej
Od lat przyglądam się dyskusjom snutym zarówno na forum adwokatury, jak i innych zawodów prawniczych. Nie mam wątpliwości, że obok tak ważnych społecznie zagadnień jak adopcja dzieci przez pary jednopłciowe oraz dopuszczalność aborcji, kwestia używania feminatywów jest w środowisku jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów.
Słowa Margaret Thatcher: „Jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane, powierz to mężczyźnie. Jeśli chcesz, by zostało zrobione, powierz to kobiecie” są powtarzane zarówno przez zwolenników partii rządzącej, jak i opozycji, przez artystów większej miary i celebrytów niższej rangi, przez osoby o nazwiskach znanych niemal wszystkim i te, które kojarzymy jedynie z obrzeży show-biznesu. Problem jednak w tym, że wspomniany cytat, choć najpewniej kolportowany z myślą o siostrzeństwie, wzajemnym wsparciu kobiet i potędze feminizmu, jest karykaturą ostatniego z wymienionych pojęć i dowodem na to, że nawet najdłużej urzędującemu w XX wieku brytyjskiemu premierowi - kobiecie - nieobcy był populizm.
Zacznijmy od początku