"Ludzie są oburzeni nieporadnością wywiadu". Polka mieszkająca w Izraelu o sytuacji w strefie wojny

O tym, jak bardzo zmieniło się życie zwykłych ludzi w kraju, na który niespodziewanie spadł grad rakiet, o ich emocjach i potrzebach, opowiedziała Karolina van Ede-Tzenvirt, autorka książki „Zostawić za sobą świat. O poszukiwaniu tożsamości”.

Publikacja: 12.10.2023 11:13

Ewakuacja ludności w Izraelu

Ewakuacja ludności w Izraelu

Foto: PAP/EPA

Czy cokolwiek zapowiadało tragiczne wydarzenia, które miały miejsce kilka dni temu w Izraelu?

Karolina van Ede-Tzenvirt: Absolutnie nie! Byliśmy totalnie zaskoczeni. Zresztą nie tylko my, również wojsko i wywiad. Nikt się nie spodziewał ataku. Opinia publiczna nie została w żaden sposób ostrzeżona. W tej chwili wszyscy są oburzeni tym, że izraelski wywiad przeoczył plany Hamasu. Przygotowania do tego, co się stało, rozpoczęły się podobno już rok temu, a nawet armia nie była na przygotowana na taki atak. Odwrócono uwagę, zaatakowano bardzo sprytnie, zdezorientowano siły przygraniczne. W rezultacie kontratak i obrona przyszły zdecydowanie za późno.

Czy obecnie cokolwiek działa normalnie, czy zmieniła się cała rzeczywistość?

To zależy gdzie. Na południu, tam gdzie były ataki, ewakuowano mieszkańców, którzy przeżyli. Wiele domów jest spalonych, trwa poszukiwanie ostatnich ciał. Tam w tej chwili jest tylko wojsko. Miasta bliskie granicy ze strefą Gazy są w stanie najwyższej gotowości. Ci, którzy nie uciekają w głąb kraju, siedzą zamknięci w domach – albo w schronach, kiedy wyją syreny. Po ulicach chodzi wojsko i stara się upewnić, że nie ma już na nich bojowników Hamasu. Czasem zdarza się, że są i wtedy dochodzi do walk. W głębi kraju, w Tel Awiwie, w Jerozolimie, zamknięte są wszystkie sklepy i miejsca pracy, które nie świadczą usług tak zwanej pierwszej potrzeby. Otwarte są tylko supermarkety, apteki i sklepy z ekwipunkiem sportowym – sprzętami, które można kupić dla żołnierzy i oddać do punktów zbiorek. Szkoły są zamknięte w całym kraju. W zależności od miejsca i zagrożenia wydawane są ogłoszenia o tym, jak należy się zachować – na przykład nie wychodzić z domu lub siedzieć w schronie itp. Nie wolno organizować zgromadzeń ulicznych, w których udział brałoby więcej niż 10 osób. Ruch widać jedynie w supermarketach – ludzie bardziej intensywnie niż zwykle robią zakupy – i punktach zbiorki żywności, ubrań, produktów higienicznych dla żołnierzy i rodzin z południa. Wszystko jest gotowane, pakowane, rozwożone. W Tel Awiwie częściej niż w Jerozolimie pojawiają się rakiety i uruchamiają się syreny alarmowe. Kiedy wyją, należy jak najszybciej dostać się do najbliższego schronu – często są one w każdym mieszkaniu, w starym budownictwie – w piwnicy bloku. Na północy wprowadzono stan podwyższonej ostrożności. Należy przebywać w domu i być blisko schronu.

Które miejsca najbardziej ucierpiały? Czy gdziekolwiek można czuć się w miarę bezpiecznie?

Najbardziej ucierpiało południe. Miejscowości i kibuce przy granicy z Gazą. W miarę bezpiecznie można czuć się w miastach w centrum kraju. Na północy też zaczyna się niepokój związany z Hezbollahem. Nad Tel Awiw, Jerozolimę i inne miasta w centrum wciąż dolatują rakiety. I oczywiście jest zagrożenie, że bojownicy Hamasu, którzy wdarli się do Izraela setkami, mogą się przedostać dalej w głąb kraju i zaatakować pojedynczo na ulicach miast.

Czytaj więcej

Izrael grozi: Nie włączymy Palestyńczykom prądu, dopóki nie wypuszczą zakładników

Jakie środki bezpieczeństwa zostały wprowadzone i czy ludzie się do nich stosują?

Za bezpieczeństwo obywateli i zawiadamianie ich o zastosowanych środkach bezpieczeństwa odpowiedzialne jest tak zwane dowództwo frontu domowego. To ono na bieżąco informuje, jak należy się zachować, gdzie lądują rakiety, gdzie można otrzymać pomoc – również psychologiczną.

Czego teraz najbardziej boją się ludzie?

Boimy się przede wszystkim tego, że wraz z atakiem Hezbollahu na północy ten konflikt może się rozlać po kraju i zagrozić ludziom mieszkającym w relatywnie bezpiecznej części Izraela. Boimy się, że możemy stać się ofiarami ataku terrorystycznego, kiedy akurat pójdziemy pomagać innym.

O jakich możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji mówi się najczęściej?

Jedni straszą tym, że konflikt może się rozszerzyć i może dojść do wielkiej wojny na dwóch frontach. Drudzy twierdzą, że pokonamy Hamas, a na północy sytuacja nie wymknie się spod kontroli. Wszyscy jednak mówią o długich miesiącach wojny i bardzo wielu ofiarach.

Czy w odczuciu społecznym ta sytuacja różni się od wielu innych podobnych, które miały miejsce w przeszłości?

To jest wojna, jakiej Izrael nie zaznał od przynajmniej 50 lat. Ostatnia o podobnej skali, wojna Yom Kippur, była traumatyczna dla Izraelczyków. Teraz wydaje się, że jest jeszcze gorzej. Jesteśmy w szoku, w żałobie i w wielkim strachu o kolejnych żołnierzy.

Chęć walki czy rezygnacja i potworny strach – które z tych uczuć dominuje wśród ludzi?

Potworny strach, zamartwianie się o zaginionych i o walczących na froncie, ale też chęć walki, gotowość poświecenia życia za kraj. Żołnierze przyjeżdżają nawet z zagranicy. Zgłaszają się ochotnicy, Mobilizacja zwykłych obywateli – również młodzieży – którzy chcą pomóc, jest ogromna.  Taki jest duch Izraelczyków. Wczoraj cała kolejka w sklepie śpiewała Am Israel Chai – naród Izraela żyje.

Zapadła już decyzja – ogłoszono, że Izrael jest w stanie wojny. Jak wpływa to na emocje ludzi?

Izraelczycy są zawzięci w walce o swój kraj. Nie poddadzą się łatwo, ale równocześnie oczywiście ludzie przeżywają traumę, mają lęki, załamania. Wszyscy oglądają telewizję. Widzą drastyczne sceny. Dowiadują się o śmierci bliskich lub przyjaciół. To jest koszmar.

Co można w tej chwili zrobić dla mieszkańców Izraela? Jakiego wsparcia potrzeba?

Myślę, że najważniejsze jest jawne poparcie Izraela i potępienie Hamasu – bestialskich metod działania tej organizacji terrorystycznej. Na południu kraju bojownicy odcięli głowy czterdzieściorgu dzieciom... Stany Zjednoczone pomagają w tej chwili, przysyłając amunicję, samoloty i lotniskowiec. I grożą Iranowi, żeby nie mieszał się w konflikt. Zwykły człowiek może po prostu wyrazić poparcie dla Izraela - to bardzo dużo.

Karolina van Ede-Tzenvirt

Dziennikarka, prelegentka i prowadząca program kulinarno-kulturowy o Izraelu „Feesten & Falafels” w holenderskiej telewizji Family 7 . Redaktorka „Kalejdoskopu” i wydawczyni portalu. Autorka przewodników po Izraelu oraz książki „Zostawić za sobą świat. O poszukiwaniu tożsamości”. Mieszka w Izraelu od ponad 20 lat.

Czy cokolwiek zapowiadało tragiczne wydarzenia, które miały miejsce kilka dni temu w Izraelu?

Karolina van Ede-Tzenvirt: Absolutnie nie! Byliśmy totalnie zaskoczeni. Zresztą nie tylko my, również wojsko i wywiad. Nikt się nie spodziewał ataku. Opinia publiczna nie została w żaden sposób ostrzeżona. W tej chwili wszyscy są oburzeni tym, że izraelski wywiad przeoczył plany Hamasu. Przygotowania do tego, co się stało, rozpoczęły się podobno już rok temu, a nawet armia nie była na przygotowana na taki atak. Odwrócono uwagę, zaatakowano bardzo sprytnie, zdezorientowano siły przygraniczne. W rezultacie kontratak i obrona przyszły zdecydowanie za późno.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają
Wywiad
Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością
Wywiad
Luna: Nie czuję, że na Eurowizji poniosłam porażkę
Wywiad
Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wywiad
Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak stworzyła "Kolory zła: Czerwień". Mówi, że to terapia