Od Świąt Bożego Narodzenia dzielą nas już dosłownie chwile. O tym, jak je celebrować i przeżywać, mówi się wszędzie dookoła. W mediach społecznościowych dyskusje na ten temat toczą się co najmniej od końca listopada. Niektóre znane osoby aktywne w tej przestrzeni – bardzo ważnej w kontekście współczesnej komunikacji – szczegółowo relacjonują swoje przygotowania do świąt, a jednocześnie otwarcie informują, że nie czują się związane z wiarą i Kościołem Katolickim. Czy takie obchodzenie Świąt – bez uwzględnienia aspektu duchowego – ma rację bytu i można w nim dostrzec coś pozytywnego?
Ks. prof. dr hab. Jan Kazimierz Przybyłowski: Gdybym miał udzielić możliwie najkrótszej odpowiedzi na tak postawione pytanie, brzmiałaby ona: tak. Można w ten sposób przeżywać Boże Narodzenie. Dlatego, że wiara i kultura tak bardzo przeniknęły się ze sobą w niektórych płaszczyznach, że poszczególne elementy religii chrześcijańskiej stały się spoiwami życia społecznego. Konkretnie w Polsce granica między wiarą i kulturą została właściwie całkowicie zatarta. Wpływ na to miał przebieg dziejów naszego kraju. Chociażby w czasie zaborów: żeby kultura mogła przetrwać, znajdowała swoją moc, siłę napędową w religii. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w stanie wojennym. Kościoły stawały się wtedy sceną dla ludzi kultury, który nie godzili się na warunki działania wyznaczane przez reżimowe władze i nie mogli występować ze swoimi przekazami w miejscach do tego przeznaczonych. Ich działania były też wyrazem sprzeciwu wobec próby zniszczenia bliskiego związku kultury i wiary. Powracając jeszcze do głównego wątku: odpowiadając na pytanie, które pani zadała, trzeba rozróżnić Kościół, religię, religijność i wiarę. To nie są jednoznaczne pojęcia.
Co konkretnie ksiądz profesor ma na myśli?
Zacznijmy od pojęcia religii. Pochodzi ono od słowa religati – oznaczającego więź z Bogiem, inaczej więź pobożności, czyli tego, co człowiek wyraża, poszukując możliwości spotkania z Sacrum. Proszę zauważyć, że bez względu na to, czy patrzymy na liturgię, czy na pobożność ludową, to są to działania zaczerpnięte z codzienności. Na przykład Msza święta. Jeśli powiemy o niej wieczerza albo jeszcze bardziej pospolicie – kolacja (to też się czasami zdarza), to będziemy blisko zrozumienia tego symbolu, którym Eucharystia jest w swoim wyrazie pobożnościowym. Znak wzięty z życia staje się jednocześnie przedstawieniem niewidzialnej mocy Bożej – rzeczywistości Sacrum. Daje człowiekowi możliwość włączenia się w wyrażanie tego, co czuje w sferze nadprzyrodzonej. Tak są zbudowane liturgia i pobożność ludowa — w swoich różnych formach. Mając to na uwadze, nietrudno stwierdzić, że pewnych symboli nie da się już w tej chwili zastrzec dla Kościoła.
A co z pojęciem religijności?