25 sekund. Tyle czasu mają strażacy, żeby dotrzeć do garażu, wsiąść do samochodu i ruszyć do gaszenia pożaru. Gdy słyszysz dzwonek wzywający na akcję, czujesz przypływ adrenaliny czy ogarnia cię strach?
Gdybyś codziennie szła do pracy i paraliżowałby cię strach, to nic dobrego by to nie wniosło. Prawda? Zdecydowanie włącza się u mnie adrenalina.
Ale ta adrenalina bywa uzależniająca. Często masz w oczach sceny z interwencji, w których brałaś udział?
Bardzo rzadko je miewam. Przez tyle lat pracy w straży nauczyłam się przepracowywać ciężkie akcje po swojemu. Wychodzę ze służby ze spokojną głową. Czasem, gdy mijam dworzec Wapiennik, przypominam sobie, że tutaj mieliśmy jakąś akcję. Wspomnienia wracają, ale to nie są traumatyczne przeżycia. Nie staje mi serce, nie drżą mi ręce ze stresu. To część mojej codzienności.
Jak utrzymać się po właściwej stronie życia?
Ostoją jest dla mnie rodzina. To dzięki niej zachowuję równowagę życiową. Kiedy jestem na służbie, to w 100 procentach działam na rzecz innych ludzi, ale później skupiam się na moich synach i mężu. Rodzina jest jedyną odpowiedzią na kruchość życia, z którą spotykam się na co dzień w pracy.
Urodziłaś niedawno trzeciego syna. Jak udaje ci godzić macierzyństwo z tak trudną pracą?
To kwestia logistyki, choć przyznam, że przy dwójce dzieci było łatwiej, przy trójce jest ciężko. Wróciłam do pracy i mój mąż mnie mocno wspiera.
Praca w zawodzie strażaka sprawiła, że staliśmy się realistami. Nie mogę przy trójce dzieci polegać tylko na pracy mojego partnera, bo w życiu zdarzają się przecież różne sytuacje. Jeśli cokolwiek stałoby się mojemu mężowi, a może stać się codziennie, to zostanę sama z trójką dzieci bez środków do życia, dlatego uważam, że kobieta powinna być w miarę aktywna zawodowo.