W Polsce osoby, które zajmują się rozwojem osobistym dobrze znają dorobek twojego ojca Briana Tracy. Jak to było dorastać w domu, w którym motywacja była codziennością?
Nie znałam w domu niczego innego. Dorastałam w atmosferze, w której motywacja, wiara w siebie i nastawienie na cel były czymś absolutnie naturalnym. To było bardzo pozytywne otoczenie; pełne zachęty, zorientowane na rozwój. Od najmłodszych lat byłam przekonana, że mogę wszystko, że nie mam żadnych wewnętrznych ograniczeń. O ile tylko odkryję swój potencjał i zrozumiem, jakie są moje mocne strony. Mój tata mówił: „Każdy ma jakiś dar, coś, co może dać światu. I kiedy rozpoznasz ten dar, masz wręcz obowiązek dzielić się nim z innymi”. I nie chodziło o osiągnięcie sukcesu w sensie materialnym. To było coś znacznie głębszego. Chodziło o to, by żyć w zgodzie z sobą, być świadomym siebie i służyć innym tym, co mamy najlepszego. Czułam się bardzo zainspirowana, bo przekaz, który słyszałam w domu, był prosty, ale potężny: jesteś wystarczająca, masz w sobie wszystko, czego potrzebujesz, tylko znajdź sposób, by to wykorzystać i dzielić się tym ze światem.
Co najbardziej imponowało ci w twoim ojcu, kiedy byłaś dziewczynką, małym dzieckiem, a co teraz? I czy było coś, co ci kiedykolwiek ciążyło?
Gdy byłam małą dziewczynką, najbardziej imponowała mi jego obecność. Mój tata miał niesamowitą energię. Kiedy wchodził do pokoju, od razu się czuło, że jest. Nikt nie musiał nic mówić, on nawet nie musiał zabierać głosu; wystarczyło, że się pojawił. Miał w sobie coś charyzmatycznego, silnego, wręcz magnetycznego. Dla dziecka to było trochę jak patrzeć na bohatera: dużego, pewnego siebie, z jasno wytyczonym kierunkiem.
Z perspektywy dorosłej kobiety imponuje mi w nim co innego. To, w jaki sposób potrafi zbierać wiedzę z różnych, często bardzo odległych dziedzin i syntetyzować ją w prosty, zrozumiały przekaz. Ma niezwykły dar porządkowania świata. Potrafi mówić o skomplikowanych rzeczach tak, że nagle wszystko staje się jasne. To rzadki talent: być mostem między ogromem informacji a ludźmi, którzy tej wiedzy potrzebują, ale nie wiedzą, od czego zacząć. Ale były też rzeczy trudne. Kiedy byłam nastolatką, jego kariera bardzo przyspieszyła. Miałam trzynaście, może czternaście lat i często po prostu nie było go w domu. Wyjeżdżał na całe tygodnie. Czasem miałam poczucie, że znika na długo, a kiedy wraca, wszystko znów dzieje się szybko, intensywnie, jak w wirze. I choć rozumiałam, że to jego pasja, to jednak w tamtym okresie, ważnym dla nastoletniej dziewczyny, brakowało mi go po prostu jako ojca. Jeśli mówimy o ciężarze, to był nim czas, w którym ojca mi brakowało.
Czytaj więcej
Fundacja Toto Animo dostała nagrodę Real Estate Impactor za budowę domu dla dorosłych osób z auty...
Wybrałaś psychologię kliniczną, nie poszłaś od razu w ślady ojca jako mówczyni. Kiedy poczułaś, że idziesz swoją drogą, nie powtarzasz rodzinnych historii?
Od zawsze czułam, że jestem bardzo wrażliwa, empatyczna, głęboko odbieram emocje, swoje i innych. Już jako dziecko miałam przekonanie, że ciało i umysł są ze sobą nierozerwalnie związane, że nie można ich traktować oddzielnie. To przekonanie poprowadziło mnie dwiema ścieżkami: studiowałam psychologię i interesowałam się medycyną. Ale kiedy zdecydowałam, że chcę zostać mamą, zrozumiałam, że nie chcę powtarzać rodzinnych schematów, w których praca całkowicie pochłania czas i uwagę. To był ważny moment wyboru. Wybrałam psychologię kliniczną, założyłam prywatną praktykę terapeutyczną i skupiłam się na byciu mamą.