„Tych lat nie odda nikt” – śpiewa pani w filmie. To nie tylko podsumowanie, ale i manifest afirmacji życia.
Tak, bo jesteśmy bogatsi o to, co przeżyliśmy. Doświadczajmy życia, naprawiajmy błędy, jeśli to konieczne, a przede wszystkim cieszmy się życiem, bo to jest chyba najważniejsze.
Elżunia, w którą pani się wciela, zachowuje tę pogodę ducha. Czy to jednak nie wynik choroby, z którą się boryka? Bohaterka cierpi na chorobę Alzheimera.
Myślę, że jest wręcz odwrotnie. Bardzo staraliśmy się pokazać z Marianem Opanią, który gra mojego filmowego męża, jakie oni mieli wspaniałe i szczęśliwe życie. Myślę, że to było bardzo udane i kochające się małżeństwo, a Elżunia, kiedy była zdrowa, musiała być fantastyczną kobietą. Choroba nie wpłynęła na jej usposobienie, a nawet śmiem twierdzić, że gdyby bohaterka miała jakieś wady i gdyby choroba przebiegała inaczej, to mąż by tego wszystkiego nie wytrzymał. A Elżunia z Józkiem ciągle się kochają i wciąż dostrzegają pozytywne strony wspólnego życia.
Jednak choroba Elżuni daje o sobie znać. Jak przygotowywała się pani do tej roli?
Nie potrzebowałam żadnych konsultacji medycznych. Wczytywałam się w sceny i tekst wspaniale napisanego scenariusza. Wszystko było w nim jasno opisane, kiedy moja bohaterka zachowuje się normalnie, a kiedy dopada ją alzheimer. Wiadomo, że ta choroba postępuje i będzie coraz gorzej. Tego nie da się ukryć.
Czytaj więcej
Uważa się, że procesowi starzenia towarzyszy przewlekły, łagodny stan zapalny, który może być prz...
Niemniej staraliśmy się pokazać najbardziej pozytywne momenty z ich wspólnego życia. Scena, w której solę Józkowi jajecznicę, to nie wypadek chorobowy, ale przejaw ich zdrowej codzienności. Jestem pewna, że takie kawały robili sobie od zawsze i takie właśnie zachowania ich bawiły i urozmaicały ich życie.