Garnizon Sztuki to z jednej strony placówka kulturalna, a z drugiej teatr fundacja, który działa trochę jak start-up?
Garnizon Sztuki to teatr czyli w pełnym tego słowa znaczeniu instytucja kulturalna – istotny element życia społecznego. Fundamentem sukcesu jest to czy potrafimy wykreować wartość artystyczną, która porusza naszych widzów. To co łączy nas ze start-upami to fakt, że zaczynałyśmy od zera, choć dzisiaj po dziesięciu latach działalności i pięciu latach po otwarciu stałego miejsca, trudno nas tak nazwać.
Od początku to musiało być przedsięwzięcie nie tylko artystyczne, ale też biznesowe, bo przecież gdyby finanse się nie spinały, szybko Garnizon by upadł. Aplikujemy o granty, czy dotacje, ale pomimo spełnienia warunków rzadko finalnie dostajemy wsparcie z ministerstwa, czy kasy miejskiej. Po pięciu latach czujemy się odpowiedzialne za zespół składający się z kilkudziesięciu osób. Mamy kilkoro pracowników i stale powiększającą się ekipę techniczną, a są przecież także, a może przede wszystkim aktorzy i inni twórcy. Od samego początku naszej aktywności pewne i terminowe wywiązywanie się ze zobowiązań było dla nas warunkiem koniecznym i punktem honoru.
Od pierwszej sztuki wyprodukowanej przez nas minęło już dziesięć lat. Jubileusz będziemy obchodzić w listopadzie, w rocznicę premiery sztuki „Pozytywni”. Zagraliśmy około tysiąca spektakli. Około, bo na początku nie wiedziałyśmy, że powinnyśmy je liczyć.
Jak zmieniła się sytuacja przez tych dziesięć lat? Pojawiło się więcej teatrów prywatnych, rozwijają się monodramy. Jak dziś, w tym zagęszczeniu się pani się pracuje?
Na początku byłyśmy tylko we dwie i we dwie zajmowałyśmy się dosłownie wszystkim, ja na przykład robiłam przelewy i podstawową księgowość, której serdecznie nienawidziłam. W miarę rozwoju i sukcesu naszych spektakli konieczne było powiększenie zespołu. To jednak był ostrożny rozwój, kiedyś pracowałyśmy kompletnie za darmo, potem całe lata za najniższą krajową pensję. Przychody ze sprzedaży biletów na pierwszy spektakl pozwoliły na produkcję następnego. W którymś momencie zaczęłyśmy marzyć o własnej scenie – miejscu które mogłybyśmy ukształtować i pod wieloma względami poczuć się niezależnymi. Artystycznie nasze pierwsze przedstawienie okazało się strzałem w dziesiątkę i niejako wyznaczyło linię programową. Czyli: opowiadamy językiem komediowym o śmiertelnie poważnych sprawach. O takich, które nas poruszają. Nasłuchujemy, co w trawie piszczy, staramy się opowiadać ważne historie, zachowując jednak ich rozrywkowy walor. Ludzie bardzo potrzebują rozrywki i nie ma w tym nic dziwnego, w końcu śmiech ma walory terapeutyczne. Bierzemy więc tę rozrywkową stronę pod uwagę, ale w naszej opinii kluczem jest rozmowa i refleksja. Rozmowa o palących problemach, zadająca pytania o wartości, wspólnie szukamy na nie odpowiedzi. To nam się genialnie sprawdza.