Za kreację Gity w serialu „Tatuażysta z Auschwitz” zostałaś nominowana do szkockiej BAFTY. Gratuluję. Co znaczy dla ciebie ta nominacja?
To dla mnie ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że to, co robię, zostało dostrzeżone i docenione, że ma sens. Czuję z tego powodu ogromną wdzięczność.
Również za to, że w ostatnim czasie mogłam tak wiele razy powiedzieć „dziękuję”, bo od momentu ogłoszenia nominacji usłyszałam niezwykle dużo ciepłych słów. To naprawdę piękne uczucie – mieć za co dziękować. Myślę, że warto pielęgnować je w sobie, bo to życiodajna energia.
Patrząc na ciebie w tej roli, miałam skojarzenia z rolą Natalie Portman w filmie „V jak Vendetta” w reżyserii Jamesa McTeigue'a. Gita i Evey Hammond doświadczają sytuacji krańcowych, przekraczają siebie, doświadczając życia w niewoli. Czy budując postać, również musiałaś sięgać po nowe, wcześniej nieznane dla siebie obszary życia?
Porównanie do Natalie Portman słyszę właściwie od zawsze. Wydaje mi się, że choć nie lubimy być porównywani do innych, to w tym wypadku jest to dla mnie bardzo budujące, ponieważ ogromnie cenię tę aktorkę. „Leon Zawodowiec” był jednym z pierwszych ważnych dla mnie filmów. Również dzięki niemu zakochałam się w kinie. Poza tym podoba mi się wizerunek Natalie, to, jak otwarcie wspiera czytelnictwo i jak uważnie dobiera swoje role.
Jeśli zaś chodzi o postać Gity, wydaje mi się, że każda rola odkrywa nowe obszary w naszej podświadomości czy wyobraźni i jeżeli jesteśmy na to gotowi, pozwala wejść nam głębiej. Każda kreacja jest innym wyzwaniem, a wiele zależy od tego z kim się pracuje. W przypadku Gity miałam szczęście pracować z niezwykłą reżyserką Tali Shalom-Ezer. To było piękne doświadczenie – mogłam w bezpiecznych warunkach pozwolić sobie na „skok z krawędzi nad przepaścią”. Wydaje mi się, że to rzadkość, by reżyser tak dobrze cię rozumiał i wspierał, a jednocześnie cały czas szukał dalej, chciał więcej, nie zadowalał się pierwszym dobrym dublem – nawet, jeżeli był on już bardzo emocjonalny i głęboki. Jeśli chodzi o przemianę fizyczną – zgolenie głowy na łyso było jak przyspieszony wgląd w postać. To doświadczenie, które diametralnie zmienia. Patrzysz w lustro i widzisz kogoś zupełnie innego. Często słyszę, że dla kobiety musi to być trudne, że to ogromna zmiana, jednak dla mnie było to niezwykle uwalniające doświadczenie. Czułam, jakbym razem z włosami zrzuciła wszystkie noszone latami maski i na nowo nawiązała kontakt z samą sobą. Szczery i głęboki.
Czytaj więcej
Lubi wyzwania. Gra, pisze i reżyseruje. Niedawno, jako reżyserka, skończyła swój pierwszy film: "...