Zaczynała pani jako wolontariuszka. Co sprawiło, że postanowiła pani zamienić zainteresowanie dezinformacją w misję zawodową?
Moja główna motywacja wynika ze świadomości, że wszystko, co dzieje się w debacie publicznej i w Internecie, ma realny wpływ na społeczeństwo. Jako absolwentka socjologii widziałam, jak fałszywe przekazy kształtują postawy ludzi i mogą wpływać na decyzje wyborcze. Nasze Stowarzyszenie przyciąga osoby z poczuciem misji, a to, co robimy, łączy się z naszymi prywatnymi wartościami. Widać efekty naszej pracy – ludzie coraz częściej nas kojarzą i odwiedzają stronę, aby zgłosić informacje, które my potem weryfikujemy. Zachęcamy do tego czytelników, bo nie zawsze jesteśmy w stanie samodzielnie śledzić wszystkie treści, które w danym momencie zyskują popularność w sieci.
Na której platformie społecznościowej, pani zdaniem, dynamika rozwoju dezinformacji jest obecnie największa?
Dezinformacja rozwija się wszędzie. Na Telegramie rozwija się rosyjska dezinformacja, która potem często migruje na X. Młodsze osoby korzystają głównie z TikToka – treści są tam bardzo krótkie, konsumowane bardzo szybko. Dlatego przeglądamy je często nieświadomie i wiele z nich zapisuje się w pamięci. Potem pojawia się wrażenie: „Gdzieś to widziałam, ale nie wiem, gdzie i czy to w ogóle prawda”. Dlatego konieczne jest wykształcenie w sobie krytycznego podejścia do wszystkich oglądanych treści i nawyku ich weryfikacji.
Czy obecne rozwiązania stosowane przez platformy społecznościowe w walce z dezinformacją są wystarczające?
Według mnie te działania nigdy nie będą w pełni wystarczające. W walce z dezinformacją jesteśmy stale kilka kroków w tyle. Dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji w ciągu kilku minut można wygenerować dziesiątki postów, podczas gdy weryfikacja jednego, ze względu na bardzo skrupulatny proces w naszym Stowarzyszeniu, może zająć dzień lub dwa. Dodatkowo wciąż brakuje powszechnej i skutecznej edukacji medialnej.
Kto pani zdaniem powinien ją prowadzić i w jaki sposób?
Edukować powinno się wszystkich, ponieważ nie ma grup społecznych, które byłyby odporne na dezinformację. Na platformach społecznościowych mogłyby pojawić się samouczki, dostępne cały czas, które uczyłyby użytkowników, jak rozpoznawać fake newsy. Jeśli chodzi o administrację publiczną, warto szkolić nauczycieli, bo to oni mają największy zasięg oddziaływania – tutaj ten efekt skali jest największy.
Jak skutecznie walczyć z dezinformacją, oprócz działań edukacyjnych? Czy w ogóle można tę walkę wygrać?
Nie da się całkowicie wygrać z dezinformacją, ale można ograniczać jej skutki. Kluczowe jest szybkie informowanie opinii publicznej, że dana wiadomość jest fałszywa – wtedy jej długofalowe oddziaływanie słabnie. Platformy takie jak Meta, TikTok czy X mogą usuwać lub ograniczać fałszywe posty, lecz zwykle dzieje się to z opóźnieniem, gdy dezinformacja już dotrze do części odbiorców. Niestety problem nie kończy się w sieci – dezinformacja przenika do codziennego życia, prowadząc nawet do agresji i ataków wobec spotykanych na ulicy osób. Skuteczna walka z dezinformacją wymaga nie tylko reakcji, lecz także działania wyprzedzającego, takiego jak prebunking.