Reklama

„Najłatwiej manipuluje się spolaryzowanym społeczeństwem”. Tak działa dezinformacja

Dezinformacja rozprzestrzenia się w sieci szybciej niż prawda, a użytkownicy często nie wiedzą, którym źródłom ufać. Kinga Klich ze Stowarzyszenia Demagog wyjaśnia, jak krytycznie oceniać treści i ograniczać wpływ fałszywych informacji.

Publikacja: 11.09.2025 15:40

Kinga Klich: Nie da się całkowicie wygrać z dezinformacją, ale można ograniczać jej skutki. Kluczowe

Kinga Klich: Nie da się całkowicie wygrać z dezinformacją, ale można ograniczać jej skutki. Kluczowe jest szybkie informowanie opinii publicznej, że dana wiadomość jest fałszywa.

Foto: Archiwum prywatne

Żyjemy w świecie, w którym fakty coraz częściej przegrywają z opiniami, a każdy może tworzyć własną wersję prawdy. Jak ograniczać wpływ dezinformacji w takich okolicznościach?

Trzeba umieć rozmawiać o dezinformacji – nie tylko prostować fałszywe treści, lecz także wyjaśniać, jakie techniki manipulacji zastosowano. Największe trudności pojawiają się przy tematach budzących silne emocje, takich,  których fakty mieszają się z opiniami i trudno jest określić, która strona ma rację.

Najłatwiej manipuluje się spolaryzowanym i przestraszonym społeczeństwem. Dlatego każdy z nas, widząc jakieś treści online, powinien zadać sobie pytania, dlaczego ta informacja do mnie dociera, kto ją rozpowszechnia i w jakim celu.

Niektóre fałszywe stwierdzenia, zwłaszcza wypowiadane przez polityków, mają ogromne zasięgi. Niestety niewiele można z tym zrobić. My możemy jedynie zweryfikować, czy są prawdziwe, czy fałszywe. Nawet jeśli okażą się nieprawdziwe, wiele osób wciąż powiela te narracje bez refleksji.

Dlaczego brakuje refleksji?

To jest pytanie o intencje wypowiedzi. Trzeba się zastanowić, czy ktoś świadomie wprowadza w błąd, czy po prostu wierzy w to, co mówi, i uważa swoje słowa za prawdziwe.

Niezależnie od intencji, czy skutki dezinformacji nie pozostają zawsze takie same?

Tak, widać to szczególnie w mediach społecznościowych i komunikatorach, takich jak WhatsApp. Z tego komunikatora korzysta wiele starszych osób, np. do rozmów z rodziną. Informacje otrzymujemy tam od osób, którym ufamy, a ich weryfikacja bywa bardzo trudna.

Reklama
Reklama

Zaczynała pani jako wolontariuszka. Co sprawiło, że postanowiła pani zamienić zainteresowanie dezinformacją w misję zawodową?

Moja główna motywacja wynika ze świadomości, że wszystko, co dzieje się w debacie publicznej i w Internecie, ma realny wpływ na społeczeństwo. Jako absolwentka socjologii widziałam, jak fałszywe przekazy kształtują postawy ludzi i mogą wpływać na decyzje wyborcze. Nasze Stowarzyszenie przyciąga osoby z poczuciem misji, a to, co robimy, łączy się z naszymi prywatnymi wartościami. Widać efekty naszej pracy – ludzie coraz częściej nas kojarzą i odwiedzają stronę, aby zgłosić informacje, które my potem weryfikujemy. Zachęcamy do tego czytelników, bo nie zawsze jesteśmy w stanie samodzielnie śledzić wszystkie treści, które w danym momencie zyskują popularność w sieci.

Czytaj więcej

Atak dronów wywołał falę dezinformacji. Skala działań Rosji jest porażająca

Na której platformie społecznościowej, pani zdaniem, dynamika rozwoju dezinformacji jest obecnie największa?

Dezinformacja rozwija się wszędzie. Na Telegramie rozwija się rosyjska dezinformacja, która potem często migruje na X. Młodsze osoby korzystają głównie z TikToka – treści są tam bardzo krótkie, konsumowane bardzo szybko. Dlatego przeglądamy je często nieświadomie i wiele z nich zapisuje się w pamięci. Potem pojawia się wrażenie: „Gdzieś to widziałam, ale nie wiem, gdzie i czy to w ogóle prawda”. Dlatego konieczne jest wykształcenie w sobie krytycznego podejścia do wszystkich oglądanych treści i nawyku ich weryfikacji.

Czy obecne rozwiązania stosowane przez platformy społecznościowe w walce z dezinformacją są wystarczające?

Według mnie te działania nigdy nie będą w pełni wystarczające. W walce z dezinformacją jesteśmy stale kilka kroków w tyle. Dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji w ciągu kilku minut można wygenerować dziesiątki postów, podczas gdy weryfikacja jednego, ze względu na bardzo skrupulatny proces w naszym Stowarzyszeniu, może zająć dzień lub dwa. Dodatkowo wciąż brakuje powszechnej i skutecznej edukacji medialnej.

Kto pani zdaniem powinien ją prowadzić i w jaki sposób?

Edukować powinno się wszystkich, ponieważ nie ma grup społecznych, które byłyby odporne na dezinformację. Na platformach społecznościowych mogłyby pojawić się samouczki, dostępne cały czas, które uczyłyby użytkowników, jak rozpoznawać fake newsy. Jeśli chodzi o administrację publiczną, warto szkolić nauczycieli, bo to oni mają największy zasięg oddziaływania – tutaj ten efekt skali jest największy.

Jak skutecznie walczyć z dezinformacją, oprócz działań edukacyjnych? Czy w ogóle można tę walkę wygrać?

Nie da się całkowicie wygrać z dezinformacją, ale można ograniczać jej skutki. Kluczowe jest szybkie informowanie opinii publicznej, że dana wiadomość jest fałszywa – wtedy jej długofalowe oddziaływanie słabnie. Platformy takie jak Meta, TikTok czy X mogą usuwać lub ograniczać fałszywe posty, lecz zwykle dzieje się to z opóźnieniem, gdy dezinformacja już dotrze do części odbiorców. Niestety problem nie kończy się w sieci – dezinformacja przenika do codziennego życia, prowadząc nawet do agresji i ataków wobec spotykanych na ulicy osób. Skuteczna walka z dezinformacją wymaga nie tylko reakcji, lecz także działania wyprzedzającego, takiego jak prebunking.

Reklama
Reklama

Na czym polega ta metoda?

Możemy wcześniej zidentyfikować tematy, które będą polaryzujące lub zyskają duże zasięgi. Zanim pojawi się fala dezinformacji, ostrzegamy opinię publiczną, zachęcając do ostrożnego i krytycznego podejścia do takich treści. To swego rodzaju „szczepionka informacyjna” – sygnał dla społeczeństwa, że warto patrzeć na tę informację z dystansem.

Jak w praktyce wyważyć potrzebę ograniczania dezinformacji z poszanowaniem wolności słowa online?

Wyznaczenie takiej granicy jest bardzo trudne. W dużej mierze określenie jej jest jednym z obowiązków platform społecznościowych. Dobrym przykładem jest program fact-checkingowy Meta, który działał od lat, ale zintensyfikowano jego działania w 2020 roku, w czasie pandemii COVID-19, kiedy szerzyła się dezinformacja medyczna. Meta usuwała treści naruszające zasady oraz stosowała ograniczanie zasięgów i etykiety ostrzegawcze. Chodziło głównie o informacje, które w oczywisty sposób były nieprawdziwe. Jednak w praktyce wywoływało to efekt odwrotny – zamiast ograniczać spiskowe teorie, w głowie niektórych osób pojawiały się myśli: „Skoro coś usunięto, to musiało być prawdziwe, bo oni ukrywają prawdę przed nami”. To pokazuje, jak ważne jest pytanie, na ile chcemy opierać się na faktach i wiarygodnych informacjach, a na ile możemy sobie pozwolić na wyrażanie opinii, które mogą i niekiedy są szkodliwe.

Czy są jakieś platformy, które pani zdaniem dobrze określiły tę granicę?

Obecnie wyróżnia się trzy modele fact-checkingu. Meta na Facebooku i Instagramie współpracowała z niezależnymi partnerami, takimi jak Demagog. To my identyfikowaliśmy fałszywe informacje i przekazywaliśmy je do Mety, która ostatecznie decydowała, czy post usunąć. Program działał dobrze, ale na początku tego roku wycofano go w USA. W Europie nadal funkcjonuje – zobaczymy, jak długo.

Jaki model fact-checkingu obecnie stosuje Meta w Stanach Zjednoczonych?

Obecnie Meta w USA wprowadziła model podobny do X, czyli system Community Notes. Każdy użytkownik może zgłosić notatkę społeczną do danej informacji. Trzecim modelem jest system stosowany na TikToku, który można określić bardziej jako moderację treści we współpracy z partnerskimi organizacjami fact-checkingowymi. Z jednej strony jest to szybsze, ale z drugiej nie pozwala na dodanie kontekstu do prezentowanych informacji.

Czytaj więcej

Dezinformacja szczególnie dotyka kobiety. Jak działa ten skomplikowany mechanizm?

Czy obserwuje pani różnice w tym, jak dezinformacja dotyka kobiet i mężczyzn?

Często wykorzystuje się stereotypy do atakowania zarówno kobiet, jak i mężczyzn. W przypadku kobiet przekazy podkreślają ich rzekomą emocjonalność i częściej uderzają w polityczki. Zauważyłam, że wiele osób podszywało się pod posłanki, tworząc treści mające na celu je ośmieszyć i umniejszyć ich rolę w życiu publicznym. Kobiety padają też ofiarą deepfake’ów pornograficznych, co może dotyczyć nie tylko osób publicznych, ale każdego z nas. Mężczyzn dotykają natomiast inne stereotypy, np. obraz agresywnego migranta.

Reklama
Reklama

Badanie Plan International pokazuje, że prawie co piąta kobieta wycofała się z polityki z powodu dezinformacji. Czy w pani pracy zauważyła pani, że dezinformacja powoduje „efekt mrożący”, powstrzymując kobiety przed angażowaniem się w życie publiczne?

Zauważyłam to nawet w komentarzach kierowanych w moją stronę i innych członków zespołu, ale z czasem się uodporniliśmy na ten hejt. Takie wpisy mogą jednak sprawić, że ktoś wycofa się z życia publicznego – bywają bardzo dotkliwe. Dziś bardzo łatwo jest stworzyć fałszywą informację, szczególnie przy pomocy sztucznej inteligencji. W praktyce często pozostajemy bezbronni, bo możemy zareagować dopiero na skutki dezinformacji.

Czy rozwój AI bardziej sprzyja rozprzestrzenianiu dezinformacji, jej zwalczaniu, czy może jednocześnie obu tym zjawiskom?

AI jest mieczem obosiecznym. Z jednej strony może szkodzić, bo łatwo jest za pomocą tej technologii tworzyć fałszywe treści. Z drugiej strony może znacząco przyspieszyć pracę fact-checkerów. Jeśli nauczymy się wykorzystywać ją w odpowiedni sposób, AI może stać się cennym partnerem, ale takim, którego zawsze trzeba weryfikować.

W jakim kierunku pani zdaniem zmierza rozwój dezinformacji – czy widzi pani nowe trendy, narracje albo formaty, które mogą zdominować najbliższe lata?

Głośne tematy w debacie publicznej przyciągają falę fałszywych informacji – tak jest dziś w przypadku wojny w Ukrainie. Więcej takich informacji zapewne zobaczymy przy okazji kolejnych wyborów parlamentarnych, gdy w przestrzeni publicznej pojawi się wiele polaryzujących tematów, mogących wpływać na decyzje wyborców. Chciałabym, aby przyszła debata wyborcza była na żywo weryfikowana pod kątem dezinformacji. Demagog robił to już przy okazji ostatniej debaty prezydenckiej.

Mam nadzieję, że w kolejnych miesiącach pojawi się więcej projektów, które nauczą ludzi weryfikować informacje i uświadomią im, że nie wszystko, co do nich dociera, jest prawdą.

Źródło:
https://plan-international.org/uploads/2022/02/sotwgr2021-commsreport-en.pdf

Reklama
Reklama

Kinga Klich

Od 2018 roku zajmuje się dezinformacją w Stowarzyszeniu Demagog. Koordynuje działania zespołu przeciwdziałającego dezinformacji w mediach społecznościowych (Facebook, Instagram, TikTok, X). Zarządza projektami realizowanymi w Stowarzyszeniu, w tym AI4TRUST i Hatedemics, gdzie wraz z zagranicznymi partnerami tworzy narzędzia oparte na sztucznej inteligencji mające przeciwdziałać dezinformacji. Szczególnie bliskie są jej edukacja medialna i promocja krytycznego myślenia w społeczeństwie. Współpracując z różnymi instytucjami i organizacjami społecznymi, działa na rzecz bezpieczniejszej i bardziej świadomej infosfery. Szczególnie interesuje się wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo oraz jej wykorzystaniem do przeciwdziałania dezinformacji.

Żyjemy w świecie, w którym fakty coraz częściej przegrywają z opiniami, a każdy może tworzyć własną wersję prawdy. Jak ograniczać wpływ dezinformacji w takich okolicznościach?

Trzeba umieć rozmawiać o dezinformacji – nie tylko prostować fałszywe treści, lecz także wyjaśniać, jakie techniki manipulacji zastosowano. Największe trudności pojawiają się przy tematach budzących silne emocje, takich,  których fakty mieszają się z opiniami i trudno jest określić, która strona ma rację.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Wywiad
Alexandra Konarska: Bal Debiutantów to tradycja kształtująca przyszłość
Wywiad
Prezeska zarządu Fundacji Itaka: Zaginięcie może przytrafić się każdemu
Wywiad
Diana Łapińska-Sanocka o pracy w Google: Popełniłam wiele gaf kulturowych
Wywiad
Z baletu do biznesu. Była primabalerina ma dziś firmę organizującą śluby marzeń
Wywiad
17-letnia naukowczyni Kornelia Wieczorek na prestiżowej liście magazynu „Time”
Reklama
Reklama