Dyrektor generalna UNICEF Polska o work-life balance: Ja żyję pracą

- Znam wiele osób, które potrafią o 17.00 zamknąć wszystko, wyłączyć służbowy laptop, telefon i całkowicie się od pracy odciąć. Absolutnie tego nie krytykuję – mówi Renata Bem.

Publikacja: 13.05.2024 12:00

Renata Bem: Kiedyś usłyszałam zarzut, że są osoby, które patrząc na to, jak ja pracuję, czują się wi

Renata Bem: Kiedyś usłyszałam zarzut, że są osoby, które patrząc na to, jak ja pracuję, czują się winni, że oni tak nie pracują.

Foto: East News

Zawsze jest pani dostępna po godzinach pracy, nawet w dni wolne i w święta?

Telefon mam zawsze przy sobie i zawsze jestem dostępna dla tych wszystkich, którzy próbują się ze mną skontaktować. Nie umiem żyć bez telefonu i przyznaję się do tego otwarcie. Chociaż moi koledzy i koleżanki z pracy starają się tej zasady nie nadużywać.

Osiąganie zawodowych sukcesów wymagało od pani osobistych poświęceń? Jak z perspektywy czasu ocenia pani te decyzje?"

Jeżeli przez poświęcenie rozumiemy to, że pracuję naprawdę dużo, to można powiedzieć, że owszem. Przy czym ja nie patrzę na moją pracę, jak na poświęcenie. Traktuję ją jako pasję, jako możliwość zrobienia czegoś dobrego i ciągle chcę robić więcej tego dobrego. Myślę, że takie podejście wynika też z charakteru mojej pracy, chociaż na pewno, gdyby ktoś spojrzał z boku, mógłby powiedzieć, że zdecydowanie za dużo czasu prywatnego poświęcam na rzeczy służbowe. Odpowiadam, że robię to z przyjemnością.

Ogromny szacunek dla pracy wyniosłam z domu i sama często powtarzam, że praca zwykle ratowała mnie przed różnymi życiowymi zakrętami. Czym ona jest dla pani?

Należę do tego pokolenia, które, mam wrażenie, inaczej patrzyło na pracę, niż patrzą na nią dzisiejsze generacje. Wychowałam się w innym systemie gospodarczym, prawnym i politycznym i widzę, że również inne osoby z mojego rocznika patrzą na pracę jako na poważną część swojego życia. Też ją w taki sposób traktuję i rzeczywiście bardzo często praca wypełnia mi wszystkie możliwe luki, które mogą się pojawić w moim życiu; jest rodzajem pełnoetatowego zaangażowania i skupiania myśli wtedy, kiedy coś negatywnego dzieje się w życiu; kiedy trzeba się zmierzyć z prywatnymi problemami – to rzeczywiście, momentami praca jest ucieczką i odskocznią. Być może wiele osób powiedziałoby, że pracę traktują jako przerywnik od życia prywatnego; ja mam odwrotnie.

Są osoby, które wyraźnie oddzielają pracę od życia. Pracują, dajmy na to od 9.00 do 17.00, po czym zamykają drzwi pracy i zajmują się wyłącznie swoją prywatnością. Czy dobrze jest ustalać tego rodzaju granice? Co, kiedy praca tak bardzo wchodzi w nasze życie, że nim się staje?

Myślę, że ważne są tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze, faktycznie świat poszedł w tym kierunku, że ludzie nauczyli się i stosują się do tej zasady, że oddzielają pracę od życia prywatnego. Znam wiele osób, które potrafią o tej przywołanej przez panią godzinie 17.00 zamknąć wszystko, wyłączyć służbowy laptop, telefon i całkowicie się od pracy odciąć. Absolutnie tego nie krytykuję. Chociaż nie ukrywam, że jestem pracoholiczką i z tej perspektywy trudno jest mi czasem spojrzeć na to z dystansem. Ale od nikogo nie wymagam, aby pracował tak, jak ja pracuję. Mam duży szacunek dla swoich pracowników i wszystkich, które chcą i potrafią oddzielić pracę od życia prywatnego. W moim przypadku jest inaczej, dlatego, że ja nie mogłabym wykonywać pracy, której nie lubię. Nie mogłabym robić czegoś, co nie przynosiłoby mi satysfakcji. Myślę, że to połączenie pracy z pasją i satysfakcją z tego, co się robi, jest kluczem do tego, że nie potrafię się wyłączyć i nie potrafię wyłączyć telefonu o godzinie 17:00.

Czytaj więcej

Liderka, managerka, szefowa – to nie są synonimy

Wspomniała pani o zaangażowaniu… Wydaje mi się, że ono w pracy jest szczególnie ważne.

Nie chciałabym nikogo skrzywdzić i nie uważam, że osoby, które oddzielają życie prywatne od zawodowego, nie angażują się w pracę. Angażują się prawdopodobnie w pełnym wymiarze, w czasie, kiedy pracują. Myślę, że to jest kwestia indywidualna. Ja żyję pracą i dlatego traktuję ją w taki właśnie sposób.

Na szczęście pani zespół nie nadwyręża tego, aby odczuwała Pani nieustanną presję bycia na linii – ale czy ustalała pani z nimi granice, by chronić swój czas prywatny?

Szczerze mówiąc, ani nieoficjalnie, ani oficjalnie takich granic nie ustaliłam. Osoby, z którymi pracuję, wiedzą, że jestem dostępna, ale nie nadużywają tego, a jeżeli potrzebują się ze mną skontaktować w moim czasie wolnym, czy w weekendy czy podczas urlopu, to robią to w sytuacjach awaryjnych. Wydaje mi się, że ustalenie takich granic raczej zadziałałoby na szkodę niż przyniosło realne korzyści. Poza tym ja w większości pracuję z młodymi ludźmi, a oni mają trochę inne od mojego spojrzenie na podział między pracą a życie prywatnym. Nie chcą, żeby im przeszkadzać po godzinach pracy, więc jeśli sami muszą komuś przeszkodzić, to robią to w sytuacjach absolutnie wyjątkowych. I ja mam do nich pełne zaufanie, że tak rzeczywiście jest.

Podczas debaty Forum Ekonomicznego w Karpaczu we wrześniu ubiegłego roku powiedziała pani, że jest fatalna w trzymaniu równowagi między pracą a życiem prywatnym – czy może pani podzielić się takim momentem, kiedy to szczególnie panią uderzyło?

Uczciwie powiem, że szczególnie mnie to uderza za każdym razem, kiedy przychodzi mi pojechać na urlop. Przez kilka pierwszych dni urlopu bardzo cierpię,boli mnie głowa, po prostu źle się czuję fizycznie – długo nie wiedziałam dlaczego, aż wreszcie zorientowałam się, że nie potrafię się tak szybko wyłączyć z trybu pracy i przestawić na tryb odpoczynku. A kiedy próbuję to zrobić, to właśnie tak to się objawia. Wobec tego w tej chwili moje urlopy wyglądają tak, że nie odcinam się od pracy, choć też nie staram się specjalnie w nią angażować. Ale kiedy coś przyjdzie na moją pocztę, kiedy trzeba zajrzeć do maila, to zaglądam, żeby swojemu organizmowi nie fundować terapii szokowej.

Istnieje, pani zdaniem, złoty środek między pracą a życiem prywatnym?

Uważam, że w życiu są dwa złote środki. Pierwszy z nich jest znany i niezwykle popularny i nazywa się zdrowy rozsądek. Każdy go ma ukształtowany na inny sposób i powinien się nim kierować, bo sam wie, co jest dla niego dobre. Drugi to pokora – w stosunku do siebie, swojego organizmu, do pracy, do rodziny, do każdego. Rozumiem ją w taki sposób, aby tak gospodarować swoim czasem, by go odpowiednio alokować tam, gdzie jest potrzebny. Te dwa elementy – rozsądek i pokora pozwalają na właściwe podejście do życia i prywatnego i zawodowego.

Jak odróżnić perfekcjonizm od profesjonalizmu w praktyce zawodowej? I czy można być skutecznym liderem, rezygnując z perfekcjonizmu?

Mogę na to pytanie odpowiedzieć tylko z własnej perspektywy, przy zastrzeżeniu, że nie wiem, czy jestem perfekcjonistką. Człowiek ma tendencje nie widzieć w sobie wad. Natomiast na pewno jestem typem osoby, która jak coś sobie w głowie wymyśli to chciałaby to osiągnąć bardzo szybko i w stu procentach. Bardzo długo nie dopuszczałam do siebie tego, że coś się może dziać wolniej, że potrzebne są pewne etapy, jak też nie dopuszczałam myśli, że coś może się albo całkowicie nie udać albo udać się połowicznie. Chyba nawet to połowiczne było dla mnie jeszcze gorsze. Nie ukrywam, że poradzić sobie z tym jest bardzo trudno. Równie trudne jest to, żeby nie mierzyć wszystkich swoją miarką i nie mieć wymagań od innych osób, żeby pracowały w takim samym trybie jak ja. W obecnej pracy mam to szczęście, że jestem otoczona z jednej strony ludźmi, którzy robią wszystko metodycznie, etapami i wiedzą doskonale, że żeby dotrzeć do celu, to trzeba te wszystkie etapy pozamykać. A z drugiej grupy mam osoby podobne do mnie, które, w momencie kiedy rodzi się pomysł, są już przy mecie. Dzięki temu, że te grupy się ścierają, że jedni mnie hamują, a drudzy pospieszają, udaje się, myślę, wypracować idealny sposób realizacji działań.

Chciałbym zapytać o te momenty w pani karierze, kiedy zdecydowanie zmieniła pani swoje podejście do pracy, do życia osobistego i co było katalizatorem tych zmian?

Mam za sobą sporą zmianę zawodową; przez dużą część życia, bo ponad 20 lat pracowałam w zawodzie tłumaczki, w wąskim przedziale tłumaczeń tekstów prawniczych, biznesowych podatkowych. Pracowałam w systemie zdalnym, w domu, klientów znałam włącznie przez telefon lub przez maile. Sporadycznie jeździłam na tłumaczenia ustne, spotykając się z ludźmi. Kiedy rozpoczęłam pracę dla UNICEF Polska już na pełny etat, to była radykalna zmiana: po pierwsze zaczęłam pracować w biurze, a po drugie – praktycznie non stop z ludźmi. Był to duży krok w mojej drodze zawodowej, ale też bardzo potrzebny. Wcześniej czułam się już zupełnie wypalona, więc cieszę się, że podjęłam decyzję o zmianie pracy. Ale to nie była stuprocentowo łatwa decyzja, żeby zrezygnować całkowicie z czegoś co przez tyle lat było ważną częścią mojego życia.

Czy w obecnej pracy wprowadziła pani działania, które by zapobiegały wypaleniu zawodowemu wśród pracowników?

Praca w naszej organizacji cały czas się zmienia, zmienia się rynek i dostępne sposoby prowadzenia działalności, szczególnie jeżeli mówimy o działalności fundraisingowej. Zmieniają się też technologie, te zmiany trzeba wprowadzać na bieżąco, dzięki czemu, myślę, unikamy stagnacji. Nie mogę powiedzieć: „Wciąż robię to samo i mam już tego dość”. Generalnie, stawiamy na nowe rozwiązania, na wprowadzanie nowych technologii, więc wszyscy musimy się cały czas uczyć, rozwijać i myśleć przyszłościowo. To jest dobry sposób na uniknięcie wypalenia. Ono pewnie gdzieś się czai i kiedyś może się pojawić w takim czy innym stopniu; teraz działamy w tak wielu obszarach i każdego dnia czy tygodnia pojawiają się nowe pomysły, nowe rozwiązania. Zatem mnogość tego co się dzieje, podejmowanie nowych wyzwań, wprowadzanie innowacji, korzystanie z nowych technologii powoduje, że jest co robić, jest czym zająć głowę, nie ma więc raczej miejsca wypalenie.

Wspomniała pani o urlopie - jakie znaczenie ma dla pani regularny odpoczynek? Czy ma pani jakieś hobby, które w tym pomaga?

Urlopy to dla pracoholika bardzo trudny temat. I niewątpliwie nie jestem ulubienicą działu kadr. Natomiast regularnie staram się każdej zimy pojechać na narty. Uwielbiam to. Nie jest to nic nadzwyczajnego, wiele ludzi jeździ na narty, ale ja nauczyłam się jeździć bardzo późno, mając 40 lat, więc staram się nadrobić te „stracone” lata i to jest dla mnie ważne, mogę powiedzieć, że to jest moja świętość, żeby się na te narty się wyrwać.

Czytaj więcej

Slow productivity. Na czym polega modna strategia "leniwego" zarządzania czasem?

Podobnie w lecie - staram się wygospodarować tydzień z kawałkiem i pojechać do miejsca, które jest egzotyczne. Jestem na co dzień strasznym zmarzluchem, więc doskonale odnajduję się w upalnych rejonach. Lubię inne kultury, inne klimaty, to wiąże się też z moją pracą, ale właśnie na urlopie mam szansę wolniej oglądać świat. Te dwa momenty w roku faktycznie mnie mobilizują, by gdzieś pojechać. Niemniej podróżuję bardzo dużo po Polsce i świecie z powodów zawodowych, więc kiedy czasem myślę o urlopie, to bardziej o tym, że posiedziałabym w domu, popracowała w ogrodzie, pobyła z psami…

Wiem, że psy to priorytet i rytuał jednocześnie - codziennie wychodzi pani z nimi na spacer.

Rzeczywiście, jeżeli mogę mówić o jakimkolwiek zachowaniu równowagi między życiem prywatnym a zawodowym, to będzie nim ten punkt mojego życia – spacer z psami przed pracą jest absolutnie obowiązkowy i musi trwać minimum godzinę, najlepiej półtorej. Idziemy w spokojne ciche miejsca, do lasu, na łąki; na szczęście mieszkam w okolicy, gdzie mogę korzystać z tego przywileju. Ale idąc wcale nie myślę o śpiewających ptaszkach – to jest czas, który pozwala mi zebrać myśli, bo nikt wtedy do mnie nic nie mówi, niczego ode mnie nie chce. Często podczas tych spacerów powstają moje publiczne wystąpienia, a mam ich sporo. To wielka przyjemność – po prostu iść, zebrać myśli i wypowiedzieć je drzewom; słuchają, co „mądrego” mam zamiar powiedzieć później. Praktycznie nie zdarza się, abym od tego rytuału odstąpiła – nie ma złej pogody i nie ma złego czasu na to, żeby nie iść na ten spacer.

Jakie są trzy priorytety, którymi kieruje się pani w życiu zawodowym i czy przekładają się one też na życie prywatne?

Częściowo już o nich mówiłam. Z pewnością będzie to pokora, słuchanie innych, otwartość na inność, na odmienność. Raz odwiedziła nas koleżanka z naszej centrali w Genewie, prowadziłyśmy długie dysputy na temat przywództwa, zarządzania zasobami ludzkimi i obydwie doszłyśmy do wniosku, że to właśnie pokora i otwartość na wszystkie odmienności to bardzo ważne cechy lidera czy szefa. Wśród moich priorytetów jest też to, że staram się, aby nie dążyć do celu za każdą cenę. Nie przyszło mi to łatwo, długo się tego uczyłam, ale dziś umiem ocenić, w którym momencie należy zrezygnować i porzucić jakiś plan. Pewnie też nic odkrywczego nie powiem, ale uważam, że ważne jest otwarte komunikowanie oczekiwań. W życiu wielokrotnie się przekonałam, że inni niekoniecznie myślą tak jak ja, że mogą patrzeć w inny sposób i inaczej rozumieć. Jeżeli dana osoba czy zespół nie jest w stanie spełnić czy zrealizować celu, to odpowiedni komunikat już w momencie pierwszej rozmowy pozwoli uniknąć rozczarowania i wzajemnego oskarżania się w trudnych sytuacjach. To chyba jedna z niezwykle istotnych zasad.

Widząc, jak zmienia się rynek pracy, jakie pani zdaniem będą przyszłe wyzwania, jeśli chodzi o osiąganie równowagi między pracą a życiem osobistym?

Patrząc na to, w którym kierunku idzie świat i jak zmieniają się pokolenia, które obecnie wchodzą na rynek pracy, to myślę, że ogromne wyzwania czekają pracodawców, by sprostać oczekiwaniom tych przyszłych pokoleń. Spójrzmy na to, z czym mierzymy się teraz – osoby z mojego pokolenia po pandemii wróciły do pracy stacjonarnej z ulgą. Ale młodsze pokolenia coraz mocniej kładą nacisk na to, żeby jednak korzystać z pracy zdalnej - najchętniej pracowałyby w pełni zdalnie. Pracę hybrydową jeszcze akceptują, ale często niechętnie. Mimo że różne badania pokazują, iż wielu pracodawców powróciło do pracy stacjonarnej, to myślę, że mierzą się z niekoniecznie pozytywnymi nastrojami w swoich zespołach. Warto też pamiętać o tym, że dziś młodzi ludzie są wychowywani w takim duchu, że bardzo wiele otrzymują od rodziców. To nie krytyka, kiedyś takich możliwości po prostu nie było. Dziś rodzice mają możliwość zapewnienia młodym ludziom różnego rodzaju kursów, sposobów spędzania czasu czy realizacji zainteresowań i to oczywiście jest dobre, rozszerza horyzonty. Kiedy młodzi ludzie przychodzą do pracy, nie chcą jedynie spełniać potrzeb pracodawcy. Pytają: „A co z moimi potrzebami”? I tu wracamy do pytania o równowagę pomiędzy potrzebami pracodawcy a potrzebami pracownika, czyli gdzie jest ta równowaga pomiędzy życiem prywatnym a życiem zawodowym. Myślę, że to będzie „NeverEnding Story”, że w tym kierunku będą toczyły się dyskusje pomiędzy pracownikami a pracodawcami.

Jaką jedną radę dotyczącą zarządzania czasem i swoją pracą mogłaby pani polecić każdy ambitnej kobiecie?

To najgorsze z pytań, jakie można mi zadać! Ludzie, którzy patrzą z boku na to, jak pracuję powiedzieliby to samo – jestem ostatnią osobą, którą należałoby o to zapytać. Proponuję patrzeć indywidualnie – każdy ma prawo żyć tak, jak chce. To jest dla mnie klucz. Nikogo nie oceniam, ani tych, którzy zamykają komputer i wyłączają telefon o godzinie 17:00, ani tych, którzy pracują tak jak ja. Nikogo też nie namawiam, żeby pracował tak jak ja. Kiedyś usłyszałam zarzut, że są osoby, które patrząc na to, jak ja pracuję, czują się winni, że oni tak nie pracują. Mówię wszystkim: żyjmy, jak chcemy i pozwólmy żyć innym. Myślę, że to dobra zasada, jeśli chodzi o pracę i o życie prywatne.

Zawsze jest pani dostępna po godzinach pracy, nawet w dni wolne i w święta?

Telefon mam zawsze przy sobie i zawsze jestem dostępna dla tych wszystkich, którzy próbują się ze mną skontaktować. Nie umiem żyć bez telefonu i przyznaję się do tego otwarcie. Chociaż moi koledzy i koleżanki z pracy starają się tej zasady nie nadużywać.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają
Wywiad
Aktorka Zofia Jastrzębska o pracy i życiu osobistym: Autentyczność jest wolnością
Wywiad
Luna: Nie czuję, że na Eurowizji poniosłam porażkę
Wywiad
Małgorzata Foremniak: Nie warto poświęcić siebie dla drugiego człowieka
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wywiad
Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak stworzyła "Kolory zła: Czerwień". Mówi, że to terapia