Polka w Szwajcarii: Tutaj świat pod wieloma względami urządzony jest na niekorzyść kobiet

W Szwajcarii kobiety wywalczyły sobie prawo głosu dopiero 7 lutego 1971 roku. Jak zmienił się kraj pięćdziesiąt lat po osiągnięciu równouprawnienia wyborczego? I dlaczego wciąż mówi się, że Szwajcarki są ofiarami własnego dobrobytu? Odpowiada Agnieszka Kamińska, autorką książki "Złota klatka? O kobietach w Szwajcarii".

Publikacja: 03.06.2024 15:07

Agnieszka Kamińska: Od lat rozmyślam nad wyjazdem ze Szwajcarii, jednak jak widać trudno jest tę "zł

Agnieszka Kamińska: Od lat rozmyślam nad wyjazdem ze Szwajcarii, jednak jak widać trudno jest tę "złotą klatkę" opuścić. Pod pewnymi względami jest to kraj wygodny.

Foto: Adobe Stock

Pisze pani, że Zurych jest miastem kobiet, ale po przeczytaniu książki, można odnieść wrażenie, że Szwajcaria nie jest krajem dla nich.

Tuż po przeprowadzce do Szwajcarii 10 lat temu, wszędzie, o każdej porze dnia widywałam kobiety. Zaskoczyło mnie to, ponieważ w Polsce w ciągu dnia ludzie zazwyczaj są w pracy. Od tych obserwacji zaczęłam odkrywanie różnic pomiędzy Polską a Szwajcarią. Dowiedziałam się, że w Szwajcarii wiele kobiet pracuje na część etatu – stąd inne godziny pracy niż te, które znałam. Zaczęłam zgłębiać temat. Można powiedzieć, że od wszechobecności kobiet w przestrzeni publicznej zaczęła się moja książka. Ale już kolejne pytania zaprowadziły mnie do wniosku, że Szwajcaria nie jest zbyt łatwym do życia krajem dla kobiet, zwłaszcza matek. Potwierdzają to także publikowane regularnie liczne badania równouprawnienia, w których kraj — inaczej niż choćby w rankingach dobrobytu — nie zajmuje czołowych pozycji w Europie.

Niektórzy twierdzą, że Szwajcaria jest złotą klatką wymoszczoną frankami. Czy dla pani również?

Jestem dziennikarką-freelancerką, zaangażowaną jednocześnie w wiele różnych projektów. Stabilność finansowa to dla mnie luksus. Moje życie zawodowe w Szwajcarii jest raczej nieustanną walką o autonomię. Choć książka nie jest o mnie, wypływa również ze mnie i z moich doświadczeń. Byłam namawiana, aby porzucić zawód, marzenia o pisaniu i znaleźć sobie tzw. normalną pracę. Od lat rozmyślam też nad wyjazdem ze Szwajcarii, jednak jak widać trudno jest tę "złotą klatkę" opuścić. Pod pewnymi względami jest to kraj wygodny.

Pod jakimi względami?

Znam rodziny, które utrzymują się z jednej pensji. W tym kraju wciąż jest to możliwe, choć coraz trudniejsze, zważywszy na wysokie koszty życia. To jest coś, co nie mieści się w głowach, gdy przyjeżdża się z Polski. Niektóre kobiety upatrują w tym szansę na "oddech", zmianę zawodu, ruszenie z własnym biznesem, realizację odkładanych wcześniej planów. Moje bohaterki często mówiły też, że co prawda nie jest tu idealnie, ale przecież mają czyste powietrze, wodę, piękne góry, dobre warunki do życia i edukacji dla dzieci, sprawnie działającą służbę zdrowia. Szukały pozytywów, jednocześnie mając świadomość, że być może w innym kraju czy w innej konstelacji mogłyby np. spełniać się zawodowo, a jako matki mieć dłuższy urlop macierzyński, wsparcie rodziny czy mniej płacić za żłobek.

Czytaj więcej

Polka na obczyźnie Beata Lis. Belgowie, bardziej niż Polacy panują nad emocjami

Pani bohaterki mówią o normie jaką jest męski przywilej i o uwięzieniu w małżeństwie. Co druga kobieta nie byłaby w stanie się sama utrzymać, co piąta pracująca na pełny etat jest finansowo zależna od innej osoby. Zastanawiam się, na ile kobiety poświęcają się dla dobrobytu, dla utrzymania tego „złotego” status quo.

Gdy słyszymy Szwajcaria, to od razu w głowach zapala nam się lampka, że jest to kraj dobrobytu. Chciałam sprawdzić, kto właściwie ten mityczny dobrobyt tworzy, kto z niego korzysta, i jak to wygląda w przypadku kobiet i mężczyzn.

Słowa jednej z rozmówczyń, o tym, że Szwajcaria buduje swoje bogactwo kosztem kobiet, bardzo mnie poruszyły, zaczęłam docierać do badań mówiących o nierówności finansowej. Kobiety latami tkwią w nieszczęśliwych związkach z powodu pieniędzy. Część z nich - ze wszystkimi tego konsekwencjami - porzuca swoje wygodne, choć smutne życie po to, aby odzyskać podmiotowość. Inne z różnych powodów w tej złotej klatce zostają, często nie wiedząc, jak to się stało, że - wcześniej niezależne - znalazły się w sytuacji zależności. Tak jakby Szwajcaria je przytłaczała i sprawiała, że same zaczynają czuć się "mniejsze" niż naprawdę są.

Pisząc książkę zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele jest różnych ścieżek i losów kobiet w tym kraju. Starałam się je przedstawić bez wskazań, co jest dobre, a co złe, co jest właściwe, a co nie, co jest sukcesem, a co porażką.

Z polskiej perspektywy pracowanie na część etatu, gdy ma się dzieci, wydaje się atrakcyjne.

I jest takie także dla wielu moich rozmówczyń. Nie odpowiada im jednak, że wspomniany układ funkcjonuje w społeczeństwie jako jedyny właściwy. Krótki urlop macierzyński, oczekiwanie, że kobieta będzie redukowała czas pracy do 70 czy 60 proc. etatu po urodzeniu dziecka, system szkolnictwa z długimi przerwami w ciągu dnia po to, aby dzieci mogły wrócić do domu na obiad czy popołudniami wolnymi od zajęć. Wszystko to sprawia, że model rodziny z zarabiającym mężczyzną i kobietą łączącą pracę zawodową z pracą nieodpłatną - opiekuńczą, domową - jest przyjmowany za pewnik, jako ten, który "się opłaca".

Te, które chcą (lub muszą!) żyć inaczej, pracować na pełen etat i jednocześnie mieć dzieci, albo odwrotnie - być z dziećmi w domu - nie pasują do tego modelu i bywają w różny sposób za to "karane" - wysokimi kosztami opieki, etykietkami i ocenami - pracodawców, polityków, innych matek czy ojców. Tak jakby obowiązkiem kobiet było sprawne łączenie ról, które są im przypisywane i tych, w których same chcą się spełniać. Nie wspominając już o konsekwencjach upowszechnienia się tego modelu, takich jak luka dochodowa, luka emerytalna i wspomniana już zależność finansowa.

 Czyli jest podejście: „Macie swoje prawa wyborcze, to teraz nie narzekajcie?"

Śledziłam dyskusje w szwajcarskim parlamencie z różnych okresów historycznych i niektórzy politycy rzeczywiście wypowiadali się w takim tonie. „Macie prawa wyborcze, urlopy macierzyńskie, żłobki, czego właściwie jeszcze chcecie!?”

Brak równouprawnienia często jest sprowadzany do problemów „pewnej pani”. Tak jakby dyskryminacja była niefortunnym doświadczeniem czyjegoś życia, a nie zakorzeniona w strukturach, które ją konserwują. „Popatrz lepiej, ile w ciągu tych pięćdziesięciu lat udało się osiągnąć". Słyszałam to wielokrotnie od mężczyzn, jak i od kobiet. Jest to prawda, z tym że feminizm postrzegam jako rodzaj wrażliwości, pozwalającej dostrzegać, w jaki sposób urządzony jest świat, także po to, aby mogła nastąpić zmiana. A w Szwajcarii, tak jak i w wielu innych krajach, świat pod wieloma względami wciąż jest urządzony na niekorzyść kobiet.

W dodatku w demokracji bezpośredniej zmiany w prawie mają miejsce dopiero wtedy, kiedy społeczeństwo jest na nie gotowe. To jedna z przyczyn, dla których Szwajcarki tak długo walczyły o prawo głosu. Zmiany systemowe, czyli np. takie, które wymagają przepisania konstytucji, są poddawane referendum, dlatego ostateczny głos w sprawie kobiet należał do mężczyzn. A prawa wyborcze były dopiero punktem wyjścia dążeń do równouprawnienia w innych obszarach, np. w rodzinie. W prawie rola ojca jako głowy rodziny zapisana była aż do lat 80. ubiegłego wieku.

Zaskakujące jest to, że choć wreszcie Szwajcarkom udało się wywalczyć prawa wyborcze w 1971 roku, to w małym kantonie Appenzeller Innerhoden ostatnia męska twierdza Europy została obalona dopiero w 1990 r.

Bardzo chciałam zrozumieć, dlaczego przyznanie praw wyborczych kobietom nastąpiło w tym kantonie tak późno. Jeździłam tam trzy razy, szukając historii, która pozwoliłaby wyjść poza stereotyp "zacofanych chłopów". W końcu połączyłam temat praw kobiet z hafciarstwem, z którego to rzemiosła w dawnych czasach region słynął. Wówczas pozycja kobiet w wielu rodzinach była silna, haftowaniem zarabiały na bieżące wydatki, a to dawało im pewien rodzaj władzy i "zakulisowych" wpływów. Jeden z bohaterów opowiadał, jak jego matka utrzymywała całą rodzinę, a przy stole wspólnie dyskutowali lokalną politykę. W wyborczą niedzielę to ojciec, reprezentant rodziny, szedł i głosował. Matka mojego bohatera, nawet już po wprowadzeniu praw wyborczych, twierdziła, że głosowanie w kręgu (tradycyjna forma demokracji w kantonie) byłoby poniżej jej godności. Mężczyźni (ale i kobiety) w Appenzeller obawiali się, że pojawienie się kobiet w kręgu zakończy wielowiekową tradycję zgromadzeń ludowych. A tradycja to rzecz święta! Nie chcieli tracić w ten sposób swojej tożsamości, swojej wyjątkowości.

Szwajcarscy mężczyźni upatrywali wyjątkowości swojego kraju w tym, że nie postępują jak reszta Europy. Duma z tego, że robią rzeczy po swojemu, rządzą się samodzielnie, nie dopuszczając do głosu "obcych sędziów", wciąż jest w tym kraju silna. W historii ruchu kobiet to męskie poczucie wyjątkowości długo legitymizowało system demokracji bez ich udziału.

Jedna z bohaterek książki mówi: „Moje życie jest ze złota, ale w środku jestem smutnym człowiekiem”. Czy kobiety są smutne w Szwajcarii?

Ta kobieta doświadczała przemocy finansowej i w taki sposób określiła się akurat w tym momencie swojego życia. Coraz częściej zauważam, zwłaszcza w rozmowach z matkami, że dokucza im samotność. Kobiety rzadko dzielą się trudnościami związanymi z macierzyństwem, bo oczekuje się od nich, że skoro zdecydowały się na dziecko, powinny tak ułożyć sobie życie, żeby było szczęśliwe. W kraju idealnym nie ma miejsca na narzekanie. Nie jesteś zadowolona? Widocznie to twoja wina. Najlepiej głośno o tym nie mów.

Jedna młoda Szwajcarka nie mogła uwierzyć, że gdy jej koleżanka Polka urodziła dziecko, to jej mama przyjechała na cały rok, żeby pomagać. Babcie w Szwajcarii wolą wędrować po górach niż zajmować się wnukami. I mają do tego prawo.

Czytaj więcej

Polka na obczyźnie Beata Roussel. Po 40 i diagnozie autyzmu została kulturystką

Kolejna rzecz, która mnie zaskakuje, to że w tym konserwatywnym kraju pary jednopłciowe mogą wstępować w związki małżeńskie.

Szwajcarski konserwatyzm ma podłoże finansowe. To kraj niskich podatków, a prorodzinna polityka kosztuje, dlatego jako pierwsze zawsze pada pytanie: kto za to zapłaci? Podejście jest takie: rodzina to sprawa prywatna. Równouprawnienie par jednopłciowych, które też nie dokonało się zresztą z dnia na dzień, pokazuje Szwajcarię jako kraj liberalny obyczajowo i nie kosztuje. Wręcz odwrotnie. Dla osób dobrze zarabiających małżeństwo może oznaczać finansową "karę", czyli wyższe podatki, a na starość - półtorej maksymalnej państwowej emerytury.

Urlopy choć kosztują, wprowadzono. Czy Szwajcarzy chętnie z nich korzystają?

Urlop ojcowski bardzo długo nie mógł się przebić do prawodawstwa. Wprowadzono go dopiero w 2021 roku i to tylko w wymiarze dwóch tygodni. Trudno mówić tu o ukłonie w stronę ojców, którzy chcieliby się bardziej zaangażować w życie rodzinne. Ale w świadomości społecznej i na rynku pracy zmiana narracji następowała już od dłuższego czasu. Firmy, zwłaszcza zatrudniające obcokrajowców, zaczęły bardziej elastycznie podchodzić do kwestii równowagi między pracą a rodziną, umożliwiając dłuższe urlopy czy nawet redukcję etatu. Przy jednym dziecku co 10. mężczyzna zmniejsza etat, a przy drugim już prawie co czwarty. To pokazuje, że w społeczeństwie coś się ruszyło. Według statystyk, ojcowie chętnie korzystają z urlopów, nie tylko w miastach, ale i na wsiach. Coraz częściej widzę na ulicach Zurychu młodych tatusiów na spacerze z dziećmi i to w takich porach, w których wcześniej obserwowałam niemal wyłącznie kobiety. Zresztą wielu mężczyzn doświadcza wypalenia zawodowego, dużo się ostatnio mówi o skróceniu tygodnia pracy.

Szwajcaria to kraj o jednym z najwyższych odsetków obcokrajowców w Europie i to ma również wpływ na zmiany obyczajowe w społeczeństwie. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach to osoby przyjezdne popychają do przodu zastany szwajcarski wóz, co daje nadzieję, że w następnych latach, jeśli chodzi o postępy równouprawnienia, będzie już tylko lepiej.

Agnieszka Kamińska

Agnieszka Kamińska, dziennikarka, socjolożka, mieszka w Szwajcarii od 2014 roku. Autorka książek "Szwajcaria. Podróż przez raj wymyślony" i „Złota klatka? O kobietach w Szwajcarii”. Założycielka projektu turystyki miejskiej Spacery po Zurychu. Moderatorka programu femmesTISCHE - edukacyjno-integracyjnych spotkań kobiet. W sieci obecna jako Frau Kaminska.

Pisze pani, że Zurych jest miastem kobiet, ale po przeczytaniu książki, można odnieść wrażenie, że Szwajcaria nie jest krajem dla nich.

Tuż po przeprowadzce do Szwajcarii 10 lat temu, wszędzie, o każdej porze dnia widywałam kobiety. Zaskoczyło mnie to, ponieważ w Polsce w ciągu dnia ludzie zazwyczaj są w pracy. Od tych obserwacji zaczęłam odkrywanie różnic pomiędzy Polską a Szwajcarią. Dowiedziałam się, że w Szwajcarii wiele kobiet pracuje na część etatu – stąd inne godziny pracy niż te, które znałam. Zaczęłam zgłębiać temat. Można powiedzieć, że od wszechobecności kobiet w przestrzeni publicznej zaczęła się moja książka. Ale już kolejne pytania zaprowadziły mnie do wniosku, że Szwajcaria nie jest zbyt łatwym do życia krajem dla kobiet, zwłaszcza matek. Potwierdzają to także publikowane regularnie liczne badania równouprawnienia, w których kraj — inaczej niż choćby w rankingach dobrobytu — nie zajmuje czołowych pozycji w Europie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej
Wywiad
Terapeutka artystów: Sztuka daje iluzję, że scena wypełni deficyt miłości
Wywiad
Reżyserka obsady Ewa Brodzka: Szukając bohaterów serialu, zwracam uwagę nie tylko na talent
Wywiad
Polka w Tajlandii: Tutaj można zmienić imię, jeśli ktoś uzna, że przynosiło mu pecha
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki