W Japonii dominującą religią jest buddyzm oraz shinto, ale na Okinawie jest inaczej.
To jest taki miks buddyzmu z shinto, politeizmu i animizmu lokalnego. Najważniejszym elementem tutejszej religii jest wiara w przodków. Przy czym nie chodzi tutaj o babcię czy dziadka czy tych, którzy żyli pięć pokoleń wstecz, a raczej o tych, od których wszystko się zaczęło. Okinawiańczycy czczą: Utin (Niebiańskiego Ojca), Jiichi (Matkę Ziemię), Ryugu (Morze) oraz inne pradawne byty. Czci się ich w utaki, czyli świętych miejscach, które dzisiaj nazywane są czasem powerspots, polami energetycznymi.
Okinawiańczycy wierzą, że łatwo stracić duszę.
Mój mąż miał wypadek. Jechał rowerem i wjechało w niego auto. Leciałam przerażona do szpitala, bo nie wiedziałam, jakie odniósł obrażenia. Na szczęście okazało się, że był tylko troszkę poturbowany. Niemniej po wyjściu ze szpitala był nieswój i poprosił, żebyśmy wrócili na miejsce wypadku. Pojechaliśmy tam, podniósł kamyk z ziemi i poczuł się lepiej.
Dlaczego?
Mój mąż był przekonany, że stracił mabui, czyli duszę. A kamyk właśnie ją symbolizuje. To tak jakby nasza dusza wypadła na drogę i leżała tam w formie kamyczka. Ważne więc, żeby tu wrócić i przynieść go do domu. Trzyma się go później w domu. Oczywiście nie do końca życia, bo inaczej mielibyśmy całe wazony pełne kamieni.
Po wypadkach ludzie mówią, że czują się nieswojo, nic im się nie udaje, mają pecha, źle się czują, mają zły humor. Dla Okinawiańczyków jest to jasny znak, że straciło się duszę.
Uważam, że religia należy do miejsca i jest odzwierciedleniem tego, co myślą inni ludzie. I choć wychowałam się w rodzinie katolickiej, to bardzo lubię zwyczaje okinawiańskie. To, że skupiają się na energii, która jest dookoła nas. Od dziecka miałam wyobrażenie o Bogu jako o energii. Uważałam, że materializuje się w kościele katolickim.
Nie brakuje pani Bożego Narodzenia i Wielkanocy?
Obchodzimy je, ale w świecki sposób. Opowiadam historię o Jezusie, gotuję polskie potrawy, święty Mikołaj przynosi prezenty. Staram się utrzymywać polskie święta głównie dla tradycji. Ale też chciałabym, żeby moje dzieci znały religię katolicką. Kto wie, może będą chciały w przyszłości zamieszkać w Polsce i przejdą na katolicyzm?
Yuta – szamanka i uzdrowicielka – powiedziała wam, że „Ludzie rodzą się z misją, z celem, a Bóg daje nam znaki i próbuje nas prowadzić. Inteligentna osoba rozpozna je i wypełni swoją misję”.
Nie każdemu odpowiada ten koncept. Moja koleżanka z Okinawy przekonwertowała się i została baptystką. Miała poczucie, że nie ma wpływu na swoje życie, więc porzuciła wiarę przodków.
Yuta kazała wam założyć ołtarz boga ognia - hinukana? Zrobiliście to?
Jeszcze nie. Mój mąż musi pojechać do świątyni Harimizu na wyspie Miyako, pomodlić się, oddać cześć swoim przodkom i dopiero wtedy będziemy mogli założyć hinukan.
Jest kilku ważnych bogów na Okinawie, ale tym najważniejszym bogiem domowym jest hinukan, czyli bóg ogniska domowego, który dba o zdrowie i dobrobyt rodziny. Być może yuta stwierdziła, że nie daję sobie rady z czwórką małych dzieci i potrzebuję pomocy. (śmiech)
W WC rezyduje natomiast drugi ważny bóg - Fuuru nu kami - bóg toaletowy. Kiedyś na Okinawie załatwiało się potrzeby do chlewika, odchody zjadały świnie, utrzymanie czystości w tym miejscu, było więc niezwykle ważne. Jeśli dbaliśmy o boga toaletowego i utrzymywaliśmy czystość, bóg nam sprzyjał i oczyszczał nas ze złych wpływów i ze złej energii.
Wróćmy jeszcze do hinukana. W jaki sposób dba się o ołtarz mu poświęcony?
Bóg ognia żyje w palenisku domostwa, a dzisiaj po prostu w kuchni, przy palnikach gazowych lub płytach indukcyjnych. Ceramiczną kadzielnicę umieszcza się w kuchni wraz z solą, wodą, awamori lub sake i ryżem. Codziennie należy „nakarmić” hinukana szklanką wody i regularnie go czyścić. A pierwszego i piętnastego każdego miesiąca według kalendarza księżycowego odbywa się mały rytuał. Wtedy należy ofiarować bogowi dary oraz zapalić kadzidło.
Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie w naszej kuchni pojawi się hinukan.
Kolejny materiał z cyklu „Polka na obczyźnie” już wkrótce.