„Będę na ogromnej bombie, która wybuchnie w kontrolowany sposób, by wynieść mnie na orbitę”. Takimi słowami komentował start rakiety Sławosz Uznański-Wiśniewski. Myślę, że to może być ogromny wstrząs dla organizmu. Czy mam rację?
Ppłk lekarz Magdalena Kozak: Rozumiem, że dla Sławosza jest to imponujące psychiczne przeżycie. Do tego dochodzi niepewność, czy misja się powiedzie. Rzeczywiście ma dużo racji, twierdząc, że jest na bombie, bo przecież w rakiecie znajduje się gigantyczna ilość paliwa. Widzieliśmy różne katastrofy. Ale przeciążenia w Falconie 9 nie były szczególnie zabójcze.
Oglądałam wczorajszy start i z tego, co pokazywano wynika, że przeciążenie osiągnęło do 4G i do tego odbywało się w osi X: przód – tył (podczas startu astronauci byli w pozycji wpółleżącej). Dla porównania piloci samolotów wysokomanewrowych muszą znosić przeciążenia nawet do 9G.
W Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej wirujemy kandydatów do szkoły Orląt, którzy chcą latać na samolotach wysokomanerwowych. Żeby przejść pozytywnie kwalifikację i trafić do grupy kandydatów spełniających wymagane kryteria – potencjalni przyszli piloci muszą wytrzymać wirowanie z przeciążeniem 5,7G. Bez spodni przeciwprzeciążeniowych, manewru AGSM i na dodatek w osi Z, czyli od głowy w kierunku nóg.
Po starcie Sławosz spędził prawie 30 godzin nie dość, że w jednej pozycji, to jeszcze w niewielkiej kapsule. A co jeśli dopadłaby go klaustrofobia?
Nie można mieć klaustrofobii w kosmosie i to jest oczywiście dokładnie sprawdzane. Kapsuła zaś wcale nie jest taka mała. Jest wielkości samochodu dostawczego. Po starcie, będąc już w drodze na Międzynarodową Stację Kosmiczną, członkowie misji mogą rozpiąć pasy, wstać, wyjść, skorzystać z toalety. Nie jest więc aż tak źle.
Czytaj więcej
Kapsuła z załogą misji Ax-4, której członkiem jest Sławosz Uznański-Wiśniewski, doleciała do Międ...