Jak medialny rozgłos po ogłoszeniu misji kosmicznej wpłynął na codzienność firmy?
Laura Godek, współwłaścicielka marki Lyofood: Priorytety są takie same. Zajmujemy się tym, co wcześniej, ale oczywiście informacja, że nasze produkty polecą w kosmos, rozbudziła świadomość marki. To pozytywnie wpływa też na atmosferę w zespole – ludzie czują dumę, że są częścią czegoś wyjątkowego.
Czy to prawda, że ta kosmiczna historia ma korzenie w PRL-u?
Tak, wszystko zaczęło się od naszego taty. Odszedł z pracy w stacji krwiodawstwa, żeby założyć firmę zajmującą się liofilizacją. To był bardzo odważny i nowatorski krok jak na tamte czasy. Działał na rynku eksportowym, zanim Polska weszła do UE. Nie był to sprzyjający moment na rozwijanie startupów, ale rodzice dali radę. Tata wymontował siedzenia z malucha, by przewozić skrzynki z cebulą lub truskawkami – tym pachniał dom.
Siostry zarządzające firmą technologiczną – taki miałyście plan na życie?
Szczerze? Nie planowałyśmy takiej ścieżki. Studiowałam kulturoznawstwo Dalekiego Wschodu, a siostra produkcję filmową i ekonomię. Zaczęło się od pomocy tacie przy zapytaniach od podróżników i tak nas wciągnęło, że postanowiłyśmy wykorzystać swoje umiejętności i rozwijać rodzinny biznes. Nie było żadnej presji. Wszystko wypływało z potrzeby chwili. To nasza świadoma droga, a teraz wykorzystując technologię, ocalamy truskawki od zapomnienia.
Od ziół do kosmosu – jak wyglądał ten przeskok?
Zaczęło się od przygotowania żywności dla himalaistów. W 1996 roku przygotowywaliśmy jedzenie na wyprawę K2 z Krzysztofem Wielickim. Potem były kolejne ekspedycje, m.in. Marka Kamińskiego i Jaśka Meli. Informacja o tym, że potrafimy zrobić wysokiej jakości posiłki, które zdają egzamin w ekstremalnych warunkach, szybko się rozeszła.