Wcześniej pracowałaś jako projektantka w IT. Co zainspirowało cię do zmiany i rozpoczęcia pracy jako saperka?
Karolína Prysiażniuk: To nie była decyzja podjęta z dnia na dzień. Myślę, że ta praca to coś, czego szukałam od dawna, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki jej nie znalazłam.
Wszystko zaczęło się od tego, że mój chłopak Taras w lutym 2022 roku dołączył do wojska. Wtedy ja nadal pracowałam w IT. Kontrast między naszymi codziennościami nie mógł być większy – żyliśmy w zupełnie innych rzeczywistościach. W świecie IT wszystko toczyło się normalnie: spotkania, terminy projektów, niekończące się rozmowy o priorytetach „na wczoraj”. Te sprawy zaczęły wydawać mi się bez znaczenia, zwłaszcza w dni, kiedy brałam wolne, żeby pomagać Tarasowi i innym żołnierzom. Wysyłałam mu paczki, starałam się wspierać go na wszelkie możliwe sposoby.
Może byłam już trochę wypalona. Może po prostu czułam się bezsilna. Tak czy inaczej, coś musiało się zmienić. Podjęłam decyzję. Opuściłam swoje stosunkowo bezpieczne rodzinne miasto na zachodzie Ukrainy – miasto, które od początku inwazji na pełną skalę słyszało jedynie kilka przelatujących wrogich dronów – i przeprowadziłam się do Charkowa, gdzie stacjonował Taras. Do miasta na linii frontu.
Czytaj więcej
Pełna akceptacja tego, że kobiety pojawiły się w armii, wymagała czasu, a tak w ogóle to kobiety...
Rzuciłam pracę. Przez kilka miesięcy nie miałam zatrudnienia, tylko coraz większą potrzebę, by być przydatną, robić coś, co ma znaczenie. Aż pewnego dnia mój chłopak zobaczył billboard promujący pracę dla HALO Trust, organizacji pozarządowej, specjalizującej się w rozminowywaniu. Gdy tylko mi o tym powiedział, już wiedziałam – to jest sposób, w jaki mogę pomóc.