Nie zaryzykowałabym stwierdzenia, że Gruzinki potrzebują naszego współczucia czy pomocy. One radzą sobie wspaniale i trzeba też pamiętać, że wiele z nich zupełnie świadomie wybiera tradycyjne role, bo w podobnych rodzinach się wychowały i w takich „systemach” czują się bezpiecznie.
Znam wiele kobiet w Gruzji, które najpierw mają zawód „córka”, a potem zawód „żona” i czasem z zazdrością patrzę na te, których byt finansowy nie zależy do końca od nich. Ja właściwie od 15. roku życia cały czas pracuję i pracuję. I wciąż tylko więcej i ciężej.
Oczywiście wszystko zależy od tego, kogo masz u boku. Dobrze, żeby gruzińskie kobiety miały wybór, żeby mogły swoje życie przeżyć szczęśliwie i godnie.
Historia waszego związku jest bardzo burzliwa. Najpierw twój mąż poślubił Gruzinkę, a potem stwierdził, że nie może bez ciebie żyć.
Z Mirzą poznaliśmy się w 2013 roku podczas mojej pierwszej wizyty w Gruzji. Od razu zapałaliśmy do siebie uczuciem. Ja byłam gotowa od razu rzucić się w ten związek i przeprowadzić do Gruzji, mój mąż był sceptyczny. Wzajemne przepychanki trwały przez lata, ja się już tym znudziłam, a on postanowił ułożyć sobie życie z gruzińską żoną. Miało być pięknie: dobra rodzina, dobra partia, wesele na 500 osób. A skończyło się wielkim skandalem, bo małżeństwo trwało raptem dwa miesiące.
Przyjęłaś go z powrotem.
Nie tak od razu. Pandemia pokazała, że możemy na siebie liczyć. I kiedy już drugi raz weszliśmy w ten związek, to zrobiliśmy wszystko bardzo po gruzińsku, czyli szybkie zaręczyny, szybka przeprowadzka do jego rodziców i szybki ślub. Wszystko odbyło się dosłownie w pół roku.
Nie bałaś się związać z Gruzinem, wiedząc, jaką pozycję ma kobieta w tym społeczeństwie?
Nie, ponieważ jeszcze przed ślubem zabezpieczyłam swój byt. Od lat prowadzę w Gruzji własną firmę, co ustawia mnie w innej pozycji. Poza tym nie pochodzę z gruzińskiej rodziny, więc nie muszę przestrzegać wszystkich gruzińskich zasad. Mam całkowitą niezależność finansową i myślę, że to jest klucz do sukcesu naszego związku, bo ja nic nie muszę, a wszystko mogę. Mój mąż musiał się do tego dostosować, a my musieliśmy znaleźć wspólny język. W tej chwili mogę powiedzieć, że nasze małżeństwo jest bardzo szczęśliwe. I na pewno niestandardowe, dlatego że w naszej firmie to ja jestem szefem – najwyższą instancją.
Nie sprzątam, nie gotuję. Nigdy tego nie robiłam, a mąż nigdy tego ode mnie nie oczekiwał. Myślę, że Mirza wykazał się dużą odwagą, ponieważ zrezygnował z dobrej pracy w administracji publicznej, żeby pomóc mi w prowadzeniu firmy. Takie rzeczy w Gruzji właściwie się nie zdarzają.
A zdarzają się wciąż porwania?
Porwania w Gruzji są zakazane, policja szybko reaguje na zgłoszenia dotyczące niepokojących sytuacji. Jeżeli kobieta zgłosi, że czuje się zagrożona, bo chodzi za nią jakiś mężczyzna, to ten prewencyjnie trafi do aresztu.
Natomiast w latach 60., kiedy rodzice mojego męża się poznali, porwania były na porządku dziennym. Moja teściowa studiowała wtedy w Moskwie i spędzała wakacje w Kutaisi. Poznała teścia, jednak po trzech spotkaniach oświadczyła, że to koniec i nie widzi przyszłości dla tej relacji. 15 minut później siłą została wpakowana do czarnej Wołgi i wywieziona na wieś do jego dziadków. Było to jednoznaczne z usankcjonowaniem małżeństwa, dlatego że pod znakiem zapytania stawiało dziewictwo dziewczyny. Rodzina mogłaby jej nie przyjąć z obawy o staropanieństwo, ale też ona sama nie chciała ryzykować smutnego losu zhańbionej kobiety, więc zdecydowała się na małżeństwo. Jakimś cudem małżeństwo moich teściów jest zgodne, udane i trwa do tej pory.
Urodziłaś synka. Czy zmienił się wtedy twój status w rodzinie?
Kiedy mój synek Maxima przyszedł na świat, zyskałam status świętej gruzińskiej matki. Nigdy nie miałam żadnych problemów w rodzinie, natomiast teraz nie dość, że wszyscy mnie wspierają, to jeszcze właściwie każdego dnia dziękują mi za to, że podarowałam im tak wspaniałego syna. To duża przyjemność wychowywać dziecko w Gruzji, bo babcie, dziadkowie, wujkowie – praktycznie cała „wioska” jest zaangażowana w pomoc i opiekę nad moją pociechą. Starają się jak tylko mogą, żeby mnie odciążyć. Jedna osoba gotuje obiad, inna przychodzi, żeby posprzątać, kolejna pierze i prasuje, a ciocia oferuje, że posiedzi w weekend z Maxem.
Wchodząc do gruzińskiej rodziny, zyskałaś też ochronę.
Odkąd jestem żoną Gruzina, chroni mnie ręka rodu, bo w Gruzji wciąż żywa jest krwawa zemsta. Całkiem niedawno głośno było o sytuacji, gdy pewien mężczyzna został zabity w imię honoru rodziny po kilkudziesięciu latach. Uciekł do Stanów Zjednoczonych i przeżył tam kilka dekad. Gdy tylko wrócił do kraju, został zastrzelony na schodach komisariatu policji przez mężczyznę z rodu, który poprzysiągł krwawą zemstę. Oczywiście zasady gruzińskiej ulicy coraz bardziej się zacierają i będą działać dopóty, dopóki społeczeństwo będzie w nie wierzyć, a mężczyźni będą bawić się w tę grę. W większych miastach te zasady obowiązują w coraz mniejszym stopniu, ale na prowincji wciąż są silnie odczuwalne.
Mam wrażenie, że w całym kraju wszechobecny jest trend: Zastaw się, a postaw się. Gruzini upodobali sobie szczególnie ekskluzywne auta.
Gruzja to świat wspaniałych samochodów. Tutaj po ulicach jeżdżą Porsche, Land Cruisery, auta o wartości gruzińskiego mieszkania. Kupuje się je często za pieniądze ze sprzedaży mieszkania po babci. Z naszej perspektywy brzmi to absurdalnie, natomiast teraz rozumiem ten system. Pamiętam, gdy jako młoda raczkująca przedsiębiorczyni przyjeżdżałam na spotkania biznesowe piętnastoletnią Toyotą Prius, która w Gruzji jest zarezerwowana dla taksówkarzy. Wtedy faktycznie nie byłam traktowana poważnie. Nie dość, że kobieta, to jeszcze przyjechała takim słabym samochodem. Potem zorientowałam się, że jeżeli na spotkanie pojechałam Land Cruiserem, to wyniki rozmów były inne. U nas w Polsce kupuje się drogie zegarki, a w Gruzji wizerunek biznesowy określa samochód. Musi być porządny, duży, drogi i najlepiej amerykański.
Na modłę amerykańską jest także obsługa w urzędach?
Przekraczając próg gruzińskiego urzędu miasta witają cię hostessy, które miłym tonem pytają, w czym mogą pomóc, mówią po angielsku, rosyjsku i gruzińsku, a następnie kierują do odpowiedniego stanowiska. Tam czeka na ciebie wygodny fotel i siedząc w nim, możesz załatwić każdą dowolną sprawę administracyjną nie ruszając się z miejsca. Tego samego dnia można wyrobić paszport czy zarejestrować małżeństwo. To miła odmiana po doświadczeniach z polskimi urzędami.
Co jeszcze lubisz w Gruzji?
To, że największą wartością Gruzji jest wioska rodzinna. Tutaj naprawdę każdy może liczyć na swoją rodzinę i przyjaciół. Te relacje międzyludzkie w Gruzji są bardzo silne i to sprawia, że Gruzini są od nas o wiele szczęśliwsi. Potrafią zachwycać się małymi rzeczami, nie muszą zimą jechać na Malediwy, a cieszy ich wyjście nad rzekę, która znajduje się raptem 5 km od ich domu. Takie podejście mi się podoba i ściąga presję z moich ramion. Coraz częściej zauważam, że tak po prostu po gruzińsku potrafię odpuścić i zwolnić.