Duchy duchami, ale Tajwan staje przed realnymi wyzwaniami politycznymi dotyczącymi relacji z Chinami, które dokonują ataków cybernetycznych, sieją dezinformację i naruszają tajwańską przestrzeń powietrzną. Czy Tajwańczycy boją się chińskiej inwazji?
Nie chcą o tym myśleć ani o tym mówić. To jest temat tabu, o którym się nie rozmawia. Zagrożenie ze strony Chin trwa od dziesięcioleci, więc Tajwańczycy się do niego przyzwyczaili. Nie chcą wierzyć, że coś się może stać w najbliższych latach. Nie przyjmują tego do siebie.
Jednocześnie codziennie w programach informacyjnych podaje się, ile samolotów wleciało w przestrzeń powietrzną Tajwanu, ile chińskich okrętów wojennych przekroczyło granicę na Cieśninie Tajwańskiej. Za każdym razem wysyłane są tam samoloty tajwańskie, żeby je odstraszyć. Dzień w dzień dochodzi od kilku do kilkudziesięciu takich akcji.
Znajomi oswoili się z tą sytuacją. A pani?
Kiedy mój syn w 2021 roku wszedł w wiek poborowy i odbył służbę wojskową na Tajwanie, stwierdziłam, że lepiej się zabezpieczyć i pomyśleć o przyszłości. Od kilku lat zimy spędzaliśmy w Japonii, trzy lata temu podjęliśmy decyzję, żeby przenieść swój dobytek i pracę do tego kraju na stałe. Mamy wprawdzie na Tajwanie dom, ale bywamy tu już coraz częściej jako goście.
Jak się żyje w Kraju Kwitnącej Wiśni?
Mieszkamy w prefekturze Nagano, w małej miejscowości Hakuba, w której odbywała się olimpiada zimowa w 1998 roku. Wiele osób myśląc o Japonii ma skojarzenie z Tokio i wyobrażenie, że jest to kraj wysoko rozwinięty. Rządzący chcieliby, żeby wszyscy go w ten sposób postrzegali. Prawda jest taka, że to kraj wielu problemów, a prowincja japońska to zupełnie inny świat.
Zarówno w stolicy, jak i w mniejszych miejscowościach brakuje rąk do pracy, dlatego wprowadza się robotykę i nawet na prowincji roboty roznoszą jedzenie w restauracjach.
Niech nas to jednak nie zmyli, że japońskie społeczeństwo jest takie postępowe, bo niestety pozycja kobiet nadal jest bardzo niska. W Japonii obowiązują kompletnie niewspółczesne przepisy, do czego trudno się przyzwyczaić.
Moja córka chodzi do tutejszego gimnazjum. Ręce mi opadły, gdy w statucie szkolnym przeczytałam, że przewodniczącym komitetu rodzicielskiego musi być mężczyzna.
Natomiast moja najstarsza córka postanowiła założyć szkołę sportów zimowych. Firma była zarejestrowana w Japonii, miała tam swoją siedzibę, zatrudniała ok. 20 osób, a mimo to córka nie dostała pozwolenia na pracę. Właścicielka firmy nie mogła pracować.
Zatrudniliśmy prawnika, który interweniował w naszej sprawie w biurze emigracyjnym.
I co usłyszał?
Córce zarzucono, że nie skończyła studiów i że jest za młoda, żeby być właścicielką firmy, bo ma dopiero 20 lat, no i że jest kobietą.
Musiała poprosić swoich współpracowników, oczywiście starszych mężczyzn, z którymi prowadziła biznes, o wystawienie listów polecających i dopiero po przedstawieniu ich w biurze emigracyjnym przyznano jej pozwolenie o pracę.
Co jeszcze stanowi trudność w japońskiej codzienności?
Czy zdaje pani sobie sprawę, że podłączenie internetu w domu trwa miesiąc, a nawet dwa miesiące? Chcesz zapłacić kartą w restauracji lub w sklepie? Zapomnij. Płaci się głównie gotówką. Zresztą nic dziwnego, bo bankowość stoi tu na bardzo niskim poziomie. O ile w Polsce można już niemal wszystko załatwić online, tutaj trzeba iść do oddziału ze swoim stempelkiem, wszystko podpisać i podstemplować. Niczego nie da się załatwić ani przez telefon, ani przez internet.
Mimo wszystko z Japonią wiążecie przyszłość, a Tajwan będziecie już odwiedzać gościnnie?
Raczej tak, ponieważ w Japonii nadal mamy firmę i prowadzimy tu pensjonat. Ale to właśnie na Tajwanie czuję się jak w domu.
Kolejny wywiad z cyklu „Polka na obczyźnie” już wkrótce!