Polka na Tajwanie: Tutaj dzieci w szkole uczą się o Szymborskiej i Kieślowskim

Czy Tajwańczycy nie boją się inwazji Chin? I jak się żyje w kraju, gdzie wciąż składa się ofiary duchom? Odpowiada Dorota Chen-Wernik, autorka książki „Tajwan. Nocne targi, herbata z tapioką i e-demokracja”, która od 2002 roku mieszka na Tajwanie.

Publikacja: 14.09.2024 10:22

Tajwan to też tygiel kulturowy, mieszkają tu wyznawcy buddyzmu, taoizmu, konfucjonizmu, chrześcijańs

Tajwan to też tygiel kulturowy, mieszkają tu wyznawcy buddyzmu, taoizmu, konfucjonizmu, chrześcijaństwa, ale i animizmu.

Foto: Adobe Stock

Wiele osób myli Chiny z Tajwanem. Jednak podróżnicy, którzy najpierw odwiedzili Chińską Republikę Ludową, a potem Tajwan, powiedzieli mi, że tuż po wylądowaniu na lotnisku w Tajpej widać, jak wiele dzieli te kraje.

Są olbrzymie różnice. W Tajwanie można otwarcie wyrażać swoje poglądy, krytykować rząd, korzystać ze wszystkich mediów społecznościowych, a w Chinach ani Instagram, ani platforma X nie działa. Tutaj jest pełna wolność, a w Chinach nie wiem, czy kiedykolwiek będzie. To są zupełnie inne kraje. Na Tajwanie żyją otwarci ludzie, którzy nie boją się mówić, tego, co myślą. I za to ich właśnie cenię. Za to, że dążą do celu, do lepszego życia, że chcą być słyszani.

Tajwańczycy pokazują, że chcą o sobie samostanowić i cały czas podkreślają, że są oddzielnym, niezależnym państwem. Chcą mieć wpływ na sposób, w jaki kraj jest rządzony. Tym bardziej, że rząd słucha swoich obywateli. Tutaj rząd jest dla ludzi. Wprowadził nawet e-demokrację, żeby ułatwić obywatelom udział w dyskusji publicznej.

Mamy już wypracowaną ścieżkę działania, dzięki której doprowadzamy do zmian w przepisach. Poza tym na Tajwanie jest nie tylko bardzo łatwy dostęp do członków samorządów lokalnych, ale i do posłów.

Mój mąż jest jednym z założycieli organizacji pozarządowej Crossroads i przyczynił się do zmiany prawa dotyczącego edukacji. Nie miał doświadczenia w rozmowie z posłami, samorządowcami czy przedstawicielami rządu, ale jest na tyle otwarty, przebojowy i zaangażowany, że udało mu się zrealizować swój cel.

Dorota Chen-Wernik

Dorota Chen-Wernik

Foto: Archiwum prywatne

Na czym polegała ta zmiana?

Jeszcze całkiem niedawno na Tajwanie edukacja była obowiązkowa do 15. roku życia, czyli trwała 9 lat. Jednak podstawa programowa obejmowała 12 lat. Jako że moja rodzina związana jest ze szkolnictwem, podjęliśmy działania, żeby to zmienić. Dziesięć lat pracowałam w Biurze Edukacji Urzędu Miasta w Tajpej oraz w Biurze Edukacji Urzędu Miasta Nowego Tajpej. Zajmowałam się tam sprawami związanymi z edukacją domową i edukacją eksperymentalną. Mój mąż z kolei jest jednym z autorów nowej podstawy programowej i zajmuje się edukacją domową.

Przed zmianą uczniowie, żeby sprostać wymaganiom, chodzili spać o godz. 1.00 w nocy, a wstawali o godz. 6.00 rano.

Tak było. Teraz zmienił się system egzaminacyjny i sposób, w jaki młodzież przyjmowana jest do liceów i na studia, jednak nadal pokutują stare przyzwyczajenia rodziców. Nauczyciele są gotowi do zmian, rodzice nie. Uważają, że ich dzieci powinny uczyć się tak samo ciężko, jak się uczyły, mieć tyle samo egzaminów i testów w szkole, ile miały. Niestety rodzice trochę przeszkadzają w reformie edukacji. Jest niewielka grupa, która uważa, że dzieci powinny uczyć się myślenia, a nie zapamiętywania.

Czytaj więcej

Polka na Krecie: Kreteńczycy lubią Polaków. Pamiętają, co pod koniec lat 80. zrobił tu Lech Wałęsa

Nauczyciele borykają się z rodzicami wymagającymi od nich zadawania prac domowych na wakacje. Dawniej w przepisach były obowiązkowe wakacyjne prace domowe, ale teraz zostały zniesione. Mimo tego rodzice domagają się, żeby ich dzieci wciąż je dostawały, argumentują, że będą się nudzić, stracą czas, nie będą miały co robić.

Teraz w szkolnictwie tajwańskim obowiązuje nowa podstawa programowa dla wszystkich szkół, ale trzeba popracować nad rodzicami i jeszcze nad częścią nauczycieli starszego pokolenia, którzy mają jeszcze problemy z przyjęciem zmian.

Co Tajwańczycy wiedzą o Polsce? I z kim kojarzą nasz kraj?

To się zmienia. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam na Tajwan w 1993 roku, Polskę łączono przede wszystkim z papieżem Janem Pawłem II. Później kojarzono, że z Polski pochodzi Wisława Szymborska i Krzysztof Kieślowski, a ostatnio oczywiście "ambasadorem" Polski jest Robert Lewandowski.

Znają twórczość Szymborskiej i Kieślowskiego?

O tym uczą w szkole. Do niedawna np. uczono, że wynalazczyni radu i polonu to Maria Curie, ale dzięki inicjatywie mojego męża do podstawy programowej wpisano jej pełne dwuczłonowe nazwisko. Wprawdzie jest dłuższe i żeby napisać po chińsku Maria Skłodowska-Curie trzeba się namęczyć, ale dzięki temu Tajwańczycy do panteonu polskich osobistości dodali naszą wybitną naukowczynię.

Przez 8 lat Tajwanem rządziła prezydentka. Jak wygląda sytuacja kobiet na Tajwanie?

Kobiety na Tajwanie mają naprawdę wysoką pozycję. W parlamencie zasiada 42,5 proc. posłanek, co jest naprawdę bardzo dobrym wynikiem szczególnie jak na kraje azjatyckie.

Jeszcze 20 lat temu obowiązkiem kobiety po zamążpójściu było zajmowanie się rodziną, usługiwanie w domu i rodzinie męża, ponieważ kobieta wychodząc za mąż zaczynała należeć do rodziny męża, a nie do swojej, którą tym samym opuszczała. Zgodnie z tradycją kobieta mogła odwiedzić swoich rodziców tylko raz w roku - w drugi dzień świąt nowego roku księżycowego. Od dziesiątek lat już ten zwyczaj na szczęście nie obowiązuje.

Jeszcze nie jest idealnie, bo jeszcze w wielu zawodach kobiety otrzymują niższe wynagrodzenie, ale to też się zmienia. Poza tym kobiety mogą wykonywać właściwie wszystkie zawody, często widzi się je pracujące na budowie, na równi z mężczyznami.

Czytaj więcej

Polka w Gruzji: Tutaj wciąż żywa jest krwawa zemsta

Tajwan to też tygiel kulturowy, bo mieszkają tu wyznawcy buddyzmu, taoizmu, konfucjonizmu, chrześcijaństwa, ale i animizmu.

To jest społeczeństwo otwarte i demokratyczne. Przyjmuje wszystkich takimi, jakimi są. Wszyscy traktowani są równo. Na jednej ulicy stoi kościół obok meczetu, świątynie buddyjskie porozrzucane są po całym Tajwanie, ale kościołów też jest mnóstwo.

Mamy bliską znajomą, dość wysoko postawioną w hierarchii mniszkę buddyjską, która przyjęła zaproszenie na chrzest naszej najmłodszej córki, razem z nami spędziła Wigilię i uczestniczyła w poświęceniu pokarmów w Wielką Sobotę. Ta sama mniszka wysłała swoich synów do szkoły chrześcijańskiej. Takie podejście tutaj nikogo nie dziwi i nie zaskakuje.

Z jednej strony społeczeństwo tajwańskie jest postępowe i liberalne, a z drugiej wciąż żywy jest animizm. Tajwańczycy pielęgnują wiele rytuałów, składają ofiary duchom. Co trzeba zrobić, żeby duchy się do nas nie przyczepiały?

Obowiązuje wiele przesądów, które dla Tajwańczyków są codziennością. Składają przeróżne dary do jedzenia – głównie duchom – po to, żeby je udobruchać, żeby nie zrobiły nam żadnej krzywdy i żeby nam nie przeszkadzały w naszym codziennym życiu, bo duchy potrafią się przyczepić.

Najwięcej ofiar składanych jest pierwszego dnia miesiąca duchów, kiedy to otwierają się bramy zaświatów, 15 dnia i ostatniego dnia miesiąca duchów, kiedy to bramy zaświatów się zamykają. Dokładnie też jest określone, co należy, a czego nie wolno złożyć w ofierze.

Czytaj więcej

Dorota Chmielewska: Czesi nie rozumieją polskiej religijności, trochę się z niej naśmiewają

Jest też wiele zakazów, których Tajowie muszą przestrzegać.

Miesiąc duchów przypada na najgorętsze miesiące w roku, czyli na sierpień oraz wrzesień i co jest szczególnie dotkliwe, trzeba w tym czasie unikać wody, bo duchy ją lubią. Nie powinno się iść nad morze ani w ogóle znaleźć w pobliżu wody, bo duchy mogą wciągnąć kogoś w głębiny.

Nie należy otwierać parasola w domu, bo duchy lubią takie ciemne miejsca i mogłyby się pod nim schować, a przecież nikt nie chce duchów w domu. Nie powinno się wieszać prania na balkonie, ponieważ duchy lubią jak jest wilgotno i chętnie się tam chowają. Poza tym rozwieszone ubranie przypomina człowieka. Tajwańczycy wierzą, że podczas składania prania suszącego się na balkonie, moglibyśmy przez przypadek złożyć ducha i wnieść go do domu.

Podchodzę do tych zwyczajów z przymrużeniem oka, ale moja znajoma, która ma ok. 50 lat, podczas miesiąca duchów nie chciała mnie odwiedzać.

Dlaczego?

Byłaby to podróż na drugi koniec miasta, a podczas miesiąca duchów nie powinno się podróżować. Poza tym musiałaby przejechać koło cmentarza, na który w tym czasie nie powinno się iść, ani też obok niego przejeżdżać, bo cmentarze nawiedzane są przez duchy.

Nie można też chodzić do fryzjera w tym czasie.

Dawniej obcinano włosy na znak żałoby. Duchy mogą pomyśleć, że ktoś zmarł i mogą się do nas przyczepić.

Duchy duchami, ale Tajwan staje przed realnymi wyzwaniami politycznymi dotyczącymi relacji z Chinami, które dokonują ataków cybernetycznych, sieją dezinformację i naruszają tajwańską przestrzeń powietrzną. Czy Tajwańczycy boją się chińskiej inwazji?

Nie chcą o tym myśleć ani o tym mówić. To jest temat tabu, o którym się nie rozmawia. Zagrożenie ze strony Chin trwa od dziesięcioleci, więc Tajwańczycy się do niego przyzwyczaili. Nie chcą wierzyć, że coś się może stać w najbliższych latach. Nie przyjmują tego do siebie.

Jednocześnie codziennie w programach informacyjnych podaje się, ile samolotów wleciało w przestrzeń powietrzną Tajwanu, ile chińskich okrętów wojennych przekroczyło granicę na Cieśninie Tajwańskiej. Za każdym razem wysyłane są tam samoloty tajwańskie, żeby je odstraszyć. Dzień w dzień dochodzi od kilku do kilkudziesięciu takich akcji.

Znajomi oswoili się z tą sytuacją. A pani?

Kiedy mój syn w 2021 roku wszedł w wiek poborowy i odbył służbę wojskową na Tajwanie, stwierdziłam, że lepiej się zabezpieczyć i pomyśleć o przyszłości. Od kilku lat zimy spędzaliśmy w Japonii, trzy lata temu podjęliśmy decyzję, żeby przenieść swój dobytek i pracę do tego kraju na stałe. Mamy wprawdzie na Tajwanie dom, ale bywamy tu już coraz częściej jako goście.

Jak się żyje w Kraju Kwitnącej Wiśni?

Mieszkamy w prefekturze Nagano, w małej miejscowości Hakuba, w której odbywała się olimpiada zimowa w 1998 roku. Wiele osób myśląc o Japonii ma skojarzenie z Tokio i wyobrażenie, że jest to kraj wysoko rozwinięty. Rządzący chcieliby, żeby wszyscy go w ten sposób postrzegali. Prawda jest taka, że to kraj wielu problemów, a prowincja japońska to zupełnie inny świat.

Zarówno w stolicy, jak i w mniejszych miejscowościach brakuje rąk do pracy, dlatego wprowadza się robotykę i nawet na prowincji roboty roznoszą jedzenie w restauracjach.

Czytaj więcej

Polka w Turcji: Samotny mężczyzna na ulicach Stambułu musi mieć się na baczności

Niech nas to jednak nie zmyli, że japońskie społeczeństwo jest takie postępowe, bo niestety pozycja kobiet nadal jest bardzo niska. W Japonii obowiązują kompletnie niewspółczesne przepisy, do czego trudno się przyzwyczaić.

Moja córka chodzi do tutejszego gimnazjum. Ręce mi opadły, gdy w statucie szkolnym przeczytałam, że przewodniczącym komitetu rodzicielskiego musi być mężczyzna.

Natomiast moja najstarsza córka postanowiła założyć szkołę sportów zimowych. Firma była zarejestrowana w Japonii, miała tam swoją siedzibę, zatrudniała ok. 20 osób, a mimo to córka nie dostała pozwolenia na pracę. Właścicielka firmy nie mogła pracować.

Zatrudniliśmy prawnika, który interweniował w naszej sprawie w biurze emigracyjnym.

I co usłyszał?

Córce zarzucono, że nie skończyła studiów i że jest za młoda, żeby być właścicielką firmy, bo ma dopiero 20 lat, no i że jest kobietą.

Musiała poprosić swoich współpracowników, oczywiście starszych mężczyzn, z którymi prowadziła biznes, o wystawienie listów polecających i dopiero po przedstawieniu ich w biurze emigracyjnym przyznano jej pozwolenie o pracę.

Czytaj więcej

Polka z Okinawy: Ludzie żyją tu dłużej, bo stosują zasadę "nankurunaisa" czyli...

Co jeszcze stanowi trudność w japońskiej codzienności?

Czy zdaje pani sobie sprawę, że podłączenie internetu w domu trwa miesiąc, a nawet dwa miesiące? Chcesz zapłacić kartą w restauracji lub w sklepie? Zapomnij. Płaci się głównie gotówką. Zresztą nic dziwnego, bo bankowość stoi tu na bardzo niskim poziomie. O ile w Polsce można już niemal wszystko załatwić online, tutaj trzeba iść do oddziału ze swoim stempelkiem, wszystko podpisać i podstemplować. Niczego nie da się załatwić ani przez telefon, ani przez internet.

Mimo wszystko z Japonią wiążecie przyszłość, a Tajwan będziecie już odwiedzać gościnnie?

Raczej tak, ponieważ w Japonii nadal mamy firmę i prowadzimy tu pensjonat. Ale to właśnie na Tajwanie czuję się jak w domu.

Kolejny wywiad z cyklu „Polka na obczyźnie” już wkrótce!

Wywiad
Dlaczego tylu młodych ludzi chce odebrać sobie życie? Specjalistka mówi o alarmujących danych
Wywiad
Renata Dancewicz: Odrzuca mnie biurokracja w kościelnym wydaniu
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Indiach: „Tutaj klasę średnią stać na kucharza, pomoc domową i kierowcę”
Wywiad
Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Językoznawczyni: Trochę dziwi mnie wyraz "oporowo"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
CUDZOZIEMKA W RP
Gruzinka w Polsce: Polacy nie doceniają swojej ojczyzny, to naprawdę dobry kraj do życia