Polka w Meksyku: Tutaj marzeniem każdej kobiety jest mąż lekarz

Ponad 55 proc. Meksykanek nie pracuje zawodowo i wciąż pokutuje przekonanie, że kobieta musi znaleźć sobie dobrego męża, który będzie ją utrzymywał – mówi Barbara Piotrowska, wiolonczelistka, która od siedmiu lat mieszka w Veracruz nad Zatoką Meksykańską.

Publikacja: 12.10.2024 10:06

Barbara Piotrowska: Ja na co dzień lubię wygodę, wybieram trampki i szorty, a Meksykanki paradują w

Barbara Piotrowska: Ja na co dzień lubię wygodę, wybieram trampki i szorty, a Meksykanki paradują w szpilkach na kilkunastocentymetrowych obcasach i nawet w tym upale zakładają gorsety, dzięki którym mają talię osy.

Foto: Adobe Stock

Przeprowadziła się pani do Meksyku z miłości.

Związek na odległość na dłuższą metę bywa męczący. A ponieważ ja jestem wiolonczelistką i mogę pracować w różnych częściach globu, nawet bez znajomości języka, postanowiliśmy, że to ja przeprowadzę się do Meksyku.

A pani mąż? Co robi?

Jest chirurgiem-onkologiem. Nie zna polskiego. Nostryfikacja dyplomu zajęłaby lata.

Czarował panią jak na przysłowiowego Latynosa przystało? Nazywał księżniczką?

Na szczęście nie, bo szybko wzięłabym nogi za pas. Dla mnie brzmi to podejrzanie, gdy mężczyzna znajomość z kobietą zaczyna od prawienia komplementów i nazywa księżniczką czy królewną, ale Latynosi tacy są. Uwielbiają flirt i czułe słówka.

Mój mąż na szczęście jak na Meksykanina jest bardziej zamknięty w sobie, a poza tym z racji wykonywanego zawodu dużo podróżował, bywał w Europie, jest wykształconą osobą i zdaje sobie sprawę z różnic kulturowych. Wiedział, jak rozmawiać z Europejką, żeby jej nie wystraszyć. Poza tym, kiedy poznaliśmy się, ja miałam 41 lat, a on 43. To już nie jest taki wiek, kiedy człowiek „szaleje słownie”. Myślę, że połączyła nas fascynacja. On był zafascynowany światem muzyki, a ja światem medycyny. I ten zachwyt wciąż trwa.

Barbara Piotrowska

Barbara Piotrowska

Archiwum prywatne

Często słyszy pani pytanie: Dlaczego pracujesz, przecież twój mąż jest lekarzem?

Często. Tutaj pod tym względem jest trochę inaczej niż w Polsce. Ponad 55 proc. Meksykanek nie pracuje zawodowo i wciąż pokutuje przekonanie, że kobieta musi znaleźć sobie dobrego męża, który będzie ją utrzymywał. Takie myślenie jest wpajane młodszym przez starsze kobiety. W związku z tym, mężczyźni wiedząc, jakie są wobec nich oczekiwania, znajomość zaczynają od oferty. Mówią: „Mam mieszkanie i samochód. Przy mnie będziesz miała wszystko”. Na co ja odpowiadałam: „Ja też mam własne M i auto”. I następowała konsternacja. To był szok dla obydwu stron. Mój mąż na szczęście tego nie zrobił. Gdyby tak się zachowywał, nie bylibyśmy razem.

Czytaj więcej

Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej

W Meksyku rolą kobiety jest zajmowanie się domem i rodziną. Mąż lekarz? To marzenie każdej pani, która myśli, że nie będzie musiała nic robić, a ja jak na złość poszłam do pracy. Meksykanki nie mogą zrozumieć, dlaczego ja – w ich mniemaniu – „biała, bogata Europejka” pracuję.

W Polsce kiedyś powiedzielibyśmy, że jest pani doktorową.

Lekarz w Meksyku to zawód wysokiego szacunku społecznego, podobnie jak nauczyciel. Przedstawiciele tych zawodów mają lepsze ubezpieczenie zdrowotne i to też jest dowód na to, że społeczeństwo postrzega ich jako bardziej wartościowych.

A kobieta, która nie ma męża, jest gorsza.

Jest coraz więcej kobiet, które mają inne wyobrażenie o swojej roli i nie chcą być tylko paniami domu. Mają ambicje, chcą pracować, spełniać się zawodowo czy naukowo. Wprawdzie tutaj takich wyborów nikt nie krytykuje, bo unika się konfrontacji, jednak Meksykanie tego nie rozumieją. „Wybrałaś karierę zamiast dzieci? Masz już 40 lat, a nie masz męża – co z ciebie za kobieta?". Wciąż pokutuje takie podejście, ale coraz częściej kobiety piastują wysokie stanowiska. Po raz pierwszy w historii Meksyku prezydentką kraju została kobieta Claudia Sheinbaum. To też o czymś świadczy.

Jednak poziom kobietobójstwa jest niestety ciągle wysoki w Meksyku.

Do zabójstw kobiet dochodzi najczęściej w ich bliskim otoczeniu. Giną z rąk partnerów, mężów, sąsiadów czy kuzynów. Poza tym w Meksyku kobieta jest towarem, a jej ciało jest przedmiotem handlu ludźmi lub narządami. W kraju, w którym przestępczość zorganizowana wciąż ma się dobrze, a rząd jest przez nią skorumpowany, ludzie będący u władzy nie mają interesu, żeby ukrócić ich działalność. Wciąż więc kobiety są porywane, gwałcone, giną bez śladu.

Niemal codziennie podaje się w wiadomościach informacje o zaginięciach kobiet. Nie są to jednostkowe informacje. Niestety.

Tylko wczoraj w Veracruz – mieście, w którym żyję, jednego dnia zaginęło 14 kobiet. Nie można się do tego przyzwyczaić.

Boi się pani o swoje bezpieczeństwo?

Mieszkam w dobrej dzielnicy, nie muszę pracować po nocach w fabryce i wracać sama nad ranem transportem publicznym. A to właśnie mikrobusy napadane są najczęściej. Przy mieście Meksyk codziennie. Dojeżdżają nimi do pracy z wiosek biedni ludzie, którzy nie mają wyboru. Ja wsiadam w auto i jadę, kiedy chcę i dokad chcę.

Inna sprawa jest taka, że obcokrajowcy nie są zbyt chętnie porywani. Meksykańskie gangi dobrze wiedzą, że cudzoziemiec równa się problem dla wszystkich – dla nich, dla rządu, dla mundurowych. Gdybym zaginęła, byłyby naciski ambasady, policja czułaby się zobligowana do tego, żeby mnie znaleźć. Przestępcy zdają sobie sprawę, że byłaby większa presja, żeby ich dorwać. Tutaj Europejczyków się raczej nie rusza, bo gdy tylko usłyszą mój hiszpański, wiedzą, że nie jestem z USA.

A jak reagują, gdy dowiadują się, że jest pani z Polski?

Pozytywnie. Może dlatego, że Polska i Meksyk w swojej historii nie miały żadnego konfliktu, choć Meksykanie dokładnie nie wiedzą, gdzie leży nasz kraj. Starsi pamiętają, że Jan Paweł II był Polakiem, więc gdy tylko mówię skąd pochodzę, natychmiast pada pytanie o polskiego papieża, to jest nazwisko numer jeden. Młodsi kojarzą Polskę z Robertem Lewandowskim, bo Meksykanie kochają futbol. Nasz piłkarz jest dla nich bohaterem.

Kiedyś zaczepił mnie staruszek w porcie i zapytał skąd jestem. Na informację, że jestem Polką rozpromienił się i powiedział, że w latach 60. przypływało tu dużo polskich statków. Od innej pani usłyszałam, że była w Częstochowie na Jasnej Górze i gdy zobaczyła naszą Matkę Boską, popłakała się. Myślała, że polska Matka Boska będzie blondynką, a zobaczyła, że jest tak samo czarna jak Matka Boża z Guadalupe.

Czytaj więcej

Polka w Wenezueli: Alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków

Wiele Meksykanek dziwi się, że pani w ogóle się nie maluje.

Podziwiam Meksykanki, że one tak pięknie wyglądają, bo mój makijaż w tym upale rozpuszcza się po trzech sekundach. Ale to jeszcze nic. Ja na co dzień lubię wygodę, wybieram trampki i szorty, a one paradują w szpilkach na kilkunastocentymetrowych obcasach i do tego nawet w tym upale zakładają gorsety, dzięki którym mają talię osy. Popularna jest też tutaj bielizna z wkładką podkreślającą pośladki.

Duża pupa jest zaletą, bo świadczy o płodności, o tym, że kobieta będzie rodzić dużo dzieci. Pewnie też stąd bierze się popularność operacji plastycznych powiększających pośladki i bogata oferta bielizny z wkładkami powiększającymi tę część kobiecego ciała.

Niby w Meksyku jest kult macierzyństwa i płodności, ale niestety silny jest też kult macho. Co trzecia kobieta jest samotną mamą, do tego jeszcze panowie stawiają sobie za punkt honoru, żeby tych alimentów nie płacić.

Znam bardzo uczciwych i zaangażowanych ojców, ale statystyki pokazują, że większość z panów stara się unikać płacenia alimentów, a na wieść o ciąży najchętniej by uciekło w siną dal. Co więcej, ukochany synek zawsze może liczyć na poparcie mamusi, która będzie przekonywać, że dziecko nie jest jego, a kobieta zaszła w ciążę na pewno z kimś innym. Synek zawsze jest niewinny i synek nie płaci. I znowu prawo swoje, a praktyka swoje.

Mam wrażenie, że kobiety się poddały. Uważają, że tutaj tak po prostu jest, a one poradzą sobie same. Z kolei inni faceci mówią: „Udało ci się. Zrobiłeś ją w konia”. Nikt nie powie: „Weź stary, ogarnij się. Płać na własne dziecko”.

To też kraj, w którym pracodawca jest na uprzywilejowanej pozycji.

Tutaj szef jest panem. Pracownicy godzą się na wszystko, żeby utrzymać pracę. Meksykanie pracują w wymiarze 48 godzin tygodniowo, często też w nadgodzinach. Zarabiają niewiele. Minimalna pensja to równowartość 700 zł, a ceny? Są zbliżone do polskich. Meksykanie, żeby się utrzymać i opłacić wszystkie rachunki mają dwie, trzy prace. Pracują nie tylko w tygodniu, ale i w weekendy. Praktycznie nie odpoczywają. I pracują za grosze. Konkurencja na rynku, brak wykształcenia i wysokie bezrobocie sprawiają, że usługi są tutaj naprawdę tanie. W Meksyku jest wiele osób, które nie potrafią czytać, ledwo piszą, nie chodziły do szkół, na pracę na etacie nie mają szans, są więc wykorzystywane. Pracują fizycznie - sprzątają lub oferują opiekę nad dziećmi, często za bezcen. Nie dziwię się, że fala migracji jest tak silna.

Z kolei osoby pracujące na etatach mają długi tydzień pracy i niewiele płatnych dni urlopu. Jeszcze do niedawna etatowi pracownicy mieli raptem 6 dni płatnych wakacji, a teraz mają do dyspozycji 12 dni urlopu. Ale to też przecież niewiele. Wraz ze stażem pracy rośnie liczba płatnych dni urlopowych. Wyjściowo jest ich 12, a po pięciu latach można liczyć na jeden dzień więcej.

Barbara Piotrowska

Barbara Piotrowska

Archiwum prywatne

Praca w instytucjach to wymarzona praca w Meksyku?

Nie bardzo. Pracowałam w orkiestrze w filharmonii od stycznia 2023 roku, a umowę wręczono mi dopiero w grudniu 2023. Trzymano nas w szachu, mówiono, że w każdej chwili, z dnia na dzień możemy zostać zwolnieni, bo przecież nie wiążą nas żadne dokumenty na piśmie. Gdyby więc rzeczywiście postanowiono mnie zwolnić, mogłoby się okazać, że w ogóle tam nie pracowałam.

A gdy już doszło do podpisania umowy, pani z kadr zasłoniła tekst umowy rękoma i zostawiła mi tylko białe miejsce na podpis. „Pani chyba żartuje” – powiedziałam. Na co ta odpowiedziała, że nie wolno czytać, tylko trzeba podpisać. A jak się nie podoba, to do widzenia. Powiedziałam więc „do widzenia” i rozpoczęłam karierę solową.

To nie jest jakaś firma krzak, tylko instytucja, która podlega burmistrzowi miasta. Jeżeli w ratuszu dzieją się takie rzeczy, to proszę sobie wyobrazić, do czego dochodzi w innych firmach.

Od kilku lat remontujecie dom. Ciężko o dobrego fachowca w Meksyku?

Czytaj więcej

Polka z Okinawy: Ludzie żyją tu dłużej, bo stosują zasadę "nankurunaisa" czyli...

Budownictwo meksykańskie jest potwornie słabe jakościowo, ponieważ do produkcji cementu wykorzystuje się piasek z plaży, a niestety ten rozsypuje się po jakimś czasie. W związku z tym na murach pojawiają się pęknięcia, przecieka woda. Tutaj dom można remontować całe życie.

Meksykańscy robotnicy pracują przez pięć dni, po czym znikają. Prośba, żeby coś poprawili, to walka z wiatrakami. Poza tym, ledwo zreperowaliśmy dach, naprawy wymaga hydraulika i 15 innych rzeczy. I tak na okrągło.

Meksykanie nie szanują pracy?

Jak już ją mają, to szanują. Wiedzą, że bez pracy mogą zostać na ulicy i nikt im nie pomoże, bo tutaj nie ma żadnych dodatków od państwa. Bez pracy nie mogą więc liczyć absolutnie na nic. Z jednej więc strony szanują pracę, ale gdy pracuje się non stop i kiedy nie ma kiedy odpocząć, to niestety wydajność i jakość tej pracy jest dużo gorsza. Zresztą jaką motywację do tego, żeby zrobić coś lepiej ma mieć jeden pracownik, skoro wszyscy wokół robią źle?

Ale poza tym Meksykanie nadrabiają uprzejmością? Na swoim blogu wśród plusów życia w tym kraju wymienia pani właśnie tę cechę.

W Polsce miałam wrażenie, że gdy wchodzę do sklepu i coś powiem, to ludzie dziwnie na mnie patrzą. Polacy żyją w swoim świecie, a Meksykanie są bardzo mili. Tutaj, podobnie jak w USA, small talk jest częścią dnia. Wchodzi się do sklepu i pada pytanie: „Chyba nie jesteś stąd”. Od razu zaczyna się rozmowa. Albo na przykład idziesz po warzywa, a sprzedawczyni bez pytania podaje ci przepis. „Jak będziesz robiła te pomidory, to zrób je tak i tak”. Idziesz ulicą, a ktoś rzuca w twoją stronę: „Ale masz fajną bluzkę”. „Gdzie kupiłaś tę torebkę?”. Bardzo mi się to podoba. Oczywiście najpierw kulturalnie mówią: „Przepraszam bardzo, czy mogę spytać?”. Ale nie ma bariery, skrępowania, żeby do kogoś podejść.

Pozytywnie ocenia też pani jakość obsługi.

Tempo, jakość, kultura. Obsługa jest tutaj prima sort.

W Meksyku pracownik jest tani. Pracodawca nie musi obowiązkowo płacić składek zdrowotnych i społecznych, w związku z tym restaurator może pozwolić sobie na zatrudnienie zamiast dwóch - piętnastu kelnerów.

Meksykanie są z natury bardzo mili, a kiedy przychodzi się do restauracji, człowiek ma wrażenie, jakby tylko na niego czekali. Starają się spełnić wszystkie oczekiwania. Chcę kawę z mlekiem owsianym? Nie ma problemu. Sałatkę bez orzechów? Już się robi. Obsługa jest bardzo pomocna, przyjazna. O cokolwiek zapytam, bardzo chętnie odpowiedzą.

Ale biurokracja i banki są do poprawy.

Banki to osobna kwestia. Mam wrażenie, że technologicznie Meksyk jest 20 lat za Europą i pewne rozwiązania zaczynają dopiero się pojawiać. Siedem lat temu aplikacja bankowa miała bardzo podstawowe funkcje. Zamiast jednym kliknięciem zastrzec kartę w telefonie, musiałam iść do banku, odstać swoje, wypełnić formularz, a w tym czasie już znikały pieniądze z mojego konta.

W ciągu tych siedmiu lat jednak dużo się zmieniło i w tej chwili bankowość internetowa powoli, ale się rozwija. Mimo wszystko, banki to wciąż drażliwy temat. Szczególnie kwestia usług bankowych, które są bardzo drogie. Koszt karty kredytowej jest kilkukrotnie wyższy niż w Polsce.

I do tego w bankach wciąż wymagają sterty papierów. Podczas zakładania konta pomylili się w mojej dacie urodzenia, wpisali czerwiec zamiast stycznia i później niestety nie mogłam z tej bankowości korzystać, bo nie zgadzały się daty w systemie. A żeby je zmienić, musiałam przynieść przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego akt urodzenia potwierdzony odpowiednimi pieczęciami, dodatkowo potwierdzić miejsce zamieszkania i przynieść górę dokumentów. A przecież moja data urodzenia jest we wszystkich innych dokumentach. Widnieje w paszporcie, karcie rezydenta, urząd imigracyjny sprawdził mnie wcześniej 15 razy.

Biurokracja jest tutaj koszmarna. Na wszystko trzeba mieć 1500 dokumentów, a przecież mamy do czynienia ze średnio wyedukowanym społeczeństwem. Myślę, że to wszystko jest po coś. Superskomplikowany proces przyznawania stałego pobytu w Meksyku jest po to, żeby prawnicy emigracyjni mieli klientów. Wątpię, żeby szary obywatel mógł się sam zorientować w tych wszystkich procedurach, skoro nie rozumie treści tego, co jest w tych papierach napisane.

A mimo wszystko nadal pani tu mieszka. Zostanie pani w Meksyku?

Nie twierdzę, że będę tu mieszkać do końca życia. Poza mężem nic mnie tutaj nie trzyma. W Stanach Zjednoczonych lekarze meksykańscy znający angielski są bardzo chętnie zatrudniani. Ich zarobki szacowane są nawet na milion dolarów rocznie. A tutaj? Doktor zarabia 30 czy 40 razy mniej. Jesteśmy więc otwarci na różne opcje.

Jeśli mój mąż otrzyma dobrą propozycję, rozważymy przeprowadzkę do USA. Być może na emeryturze będziemy podróżować po świecie. Kto wie, czy nie zamieszkamy na Teneryfie? Mieszka tam mój brat, język jest ten sam. Jeszcze przez 15 lat mój mąż musi pracować w Meksyku, ale gdy przejdzie na emeryturę, to możemy zamieszkać gdziekolwiek zechcemy.

Czytaj więcej

Polka na Tajwanie: Tutaj dzieci w szkole uczą się o Szymborskiej i Kieślowskim

Zazdroszczę pani słońca. W Polsce jest już jesiennie, mglisto, pochmurnie.

Tak, to duży atut tego miejsca, ale ze słońca też trzeba nauczyć się korzystać. Tuż po przyjeździe zachłysnęłam się nim i wtedy mój mąż ostrzegał mnie, żebym uważała, bo mogę doświadczyć udaru słonecznego, wycieńczenia i odwodnienia. Z turysty, który stara się maksymalnie korzystać ze słońca, dość szybko przeobraziłam się w mieszkańca, który trzyma się cienia i przemyka pod drzewami i dachami domów.

Jestem osobą aktywną, nie potrafię żyć bez sportu, a w tropikach, żeby go uprawiać, trzeba się trochę nagimnastykować. Staram się dostosować do pogody. Na rower czy jogging wychodzę ok. godz. 7.00-8.00, do godz. 10.00 mam czas, bo wtedy zaczyna sauna.

Niemniej korzystam ze słońca jak tylko mogę. Od kiedy tu zamieszkałam, nie mam już stanów obniżonego nastroju, które doskwierały mi w Polsce. I choć jakość życia jest w Meksyku zupełnie inna pod różnymi względami, to kiedy budzi mnie słońce, wstaję w dobrym nastroju. Mam energię do działania i od razu chce mi się żyć. Mam męża, przyjaciół, pracę, różne zajęcia. Na razie jest dobrze, a co będzie w przyszłości? Czas pokaże!

Przeprowadziła się pani do Meksyku z miłości.

Związek na odległość na dłuższą metę bywa męczący. A ponieważ ja jestem wiolonczelistką i mogę pracować w różnych częściach globu, nawet bez znajomości języka, postanowiliśmy, że to ja przeprowadzę się do Meksyku.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
"Wymiary były, są i będą ważne". Właściciel agencji modelek o dojrzałych kobietach w świecie mody
Wywiad
Pilotka Airbusa A320: Kiedy zostaje się kapitanem, pensja wzrasta dwukrotnie
Wywiad
Z modelingu do psychologii – Karolina Malinowska o nowym życiu po zmianie zawodu
Wywiad
Michalina Olszańska: Przeszliśmy całą drogę odchwaszczania idei partnerstwa zakorzenionego w patriarchacie
Wywiad
Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej