Polka w Indiach: „Tutaj klasę średnią stać na kucharza, pomoc domową i kierowcę”

W Indiach gwarancją powodzenia są kontakty, kontakty i jeszcze raz kontakty. Istnieje niewielka szansa, żeby jednostka, która nie ma koneksji odniosła sukces – mówi Aleksandra Zalewska, autorka książki „Indie. W moim hinduskim domu”, która żyje w tym kraju od pięciu lat.

Publikacja: 16.11.2024 17:23

Aleksandra Zalewska: Indusi są świadomi, że drogą do sukcesu jest edukacja i dobre – w tym wypadku p

Aleksandra Zalewska: Indusi są świadomi, że drogą do sukcesu jest edukacja i dobre – w tym wypadku prywatne – wykształcenie.

Foto: Adobe Stock

Związała się pani z Indusem. Nie bała się pani różnic kulturowych?

Wiele lat byłam w związku z Polakiem i ostatecznie rozstaliśmy się. Byliśmy z jednego kraju i mówiliśmy tym samym językiem, a nie mogliśmy się porozumieć na wielu płaszczyznach. Jeżeli ktoś jest otwarty na drugiego człowieka, to nieważne czy będzie z Polski, Indii czy innego kraju.

Najważniejsze dla mnie było to, żeby mieć obok siebie osobę, która rozumie moje cele życiowe i będzie mnie w nich wspierać, a nie krytykować czy od nich odwodzić, sugerując, że wybrałam sobie nieodpowiedni sposób życia i  zarabiania. Razem z Abim tworzymy związek partnerski. U nas nie ma czegoś takiego, że decyduje mąż. Zawsze decyzje podejmujemy wspólnie.

Aleksandra Zalewska z mężem

Aleksandra Zalewska z mężem

Foto: Archiwum prywatne

Pisze pani w swojej książce, że podobno każdego roku w Indiach odbywa się dziesięć milionów ślubów, a ponad 80 proc. z nich to śluby hinduskie. Najdogodniejszy termin ceremonii wyznaczany jest na podstawie horoskopu pary młodej. Powodzenie małżeństwa konsultowane jest z astrologiem. Czy pani też skorzystała z jego pomocy?

Nie spotkaliśmy się z astrologiem, ale skorzystaliśmy z serwisu internetowego, który świadczy takie usługi i sprawdziliśmy zgodność naszych horoskopów. Wyszło nam bardzo dobre dopasowanie, co i tak nie miałoby dla nas kompletnie żadnego znaczenia, ale rzeczywiście w Indiach podchodzi się do tego bardzo poważnie. Jeśli horoskop będzie pokazywał zgodność przyszłych małżonków niższą od 50 proc., to najpewniej rodziny nie zdecydują się na ślub wychodząc z założenia, że takie małżeństwo się po prostu nie uda.

Po waszym ślubie teść powiedział, że jest zadowolony, bo Lakszmi wróciła do domu. Jak pani przyjęła te słowa?

Lakszmi to bogini dostatku. Teść, który prowadzi swoją własną firmę, po naszym ślubie zauważył, że po latach zastoju jego biznes drgnął, zaczął otrzymywać nowe zlecenia, do firmy zaczęły płynąć pieniądze z wieloletnich długów. To było bardzo interesujące spostrzeżenie.

Czy to było jednoznaczne z akceptacją pani osoby w rodzinie?

Akceptację zyskałam już wcześniej. Mój mąż nie pochodzi z typowo indyjskiej rodziny, w której zwraca się uwagę na pochodzenie przyszłej żony, na to skąd jest i kim są jej rodzice. Jednak z teściem nigdy nie miałam bliskiego kontaktu, dlatego że nie mówi po angielsku i to mężczyzna starej daty – ojciec rodziny. Z nim nie da się wisieć godzinami na telefonie i opowiadać o codziennych sprawach. To sfera przeznaczona dla mamy i siostry. Tata to senior rodu z silnym charakterem.

Jak przyjęła panią teściowa?

Mój mąż, Abi, to nieoficjalnie jej ukochane dziecko. Na początku, jak każda matka myślała: „Ale jak to? Przecież ona jest z innego kraju”. Kiedy jednak zobaczyła naszą relację, jak się kochamy i troszczymy o siebie i upewniła się, że jej syn jest szczęśliwy, przyjęła mnie jak własną córkę. Teraz moja teściowa mnie uwielbia.

Myślę, że dla niej ważne jest to, że robię swoje rzeczy, że piszę książki, mam własną firmę. Odbiera to bardzo na plus, bo ona sama angażuje się w inicjatywy służące wzmocnieniu pozycji kobiet.

Jak wygląda pozycja kobiety w pani rodzinie?

W Indiach obowiązuje zwyczaj dotykania stóp osób starszych. W ten sposób okazuje się szacunek. Moja teściowa stwierdziła, że ona nie będzie dotykać czyichś stóp tylko dlatego, że ktoś jest starszy, bo przecież nie jest to wcale jednoznaczne z tym, że jest godny szacunku. Uznała, że jedynymi osobami, które na to zasługują są jej rodzice i teściowie, i tylko ich stopy będzie dotykać. Nikt inny oprócz jej ojca nie zaznał podobnego zaszczytu. I takie zachowanie przyjęło się w naszej rodzinie. Przykład ten pokazuje, że moja teściowa ma bardzo silną pozycję wśród bliskich, nawet ze strony męża.

Nie miała łatwego życia, dostała się na studia medyczne, ale zamiast realizować swoje plany, zdecydowała się poświęcić rodzinie, ponieważ wcześnie została wydana za mąż. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, tylko typowe małżeństwo aranżowane. Kobieta po ślubie staje się częścią rodziny, a ta nie zawsze jest pełna miłości i wsparcia. Moja teściowa wywalczyła swoją pozycję i zapracowała na należny sobie szacunek. Zajmowała się nie tylko dziećmi, ale i rodzeństwem męża, a potem także wspierała ich dzieci, by mogły zdobyć dobre wykształcenie i pracę.

Czytaj więcej

Gruzinka w Polsce: Polacy nie doceniają swojej ojczyzny, to naprawdę dobry kraj do życia

Od wielu lat angażuje się w prace społeczne, a od10 lat jest nauczycielem w Fundacji Art Of Living, gdzie prowadzi różnego rodzaju kursy.

Jest pani bardzo konkretna i racjonalna, a jednak żyje w kraju, w którym dużą rolę odgrywają wierzenia. Wzięła też pani hinduski ślub, podczas którego najważniejszy jest rytuał świętego ognia.

Można wziąć udział w 10 hinduskich ślubach i każdy z nich będzie inny. O jego ostatecznej formie i o tym, które elementy zostaną wdrożone decyduje rodzina. Ceremonia zaślubin uwzględniająca wszystkie modlitwy, rytuały i formalności może trwać całą noc, może też być znacznie krótsza - nasza trwała półtorej godziny. Obowiązkowym elementem każdej ceremonii jest rozpalenie świętego ognia. Ogień w hinduizmie jest bogiem, któremu składa się ofiary.

Ważnym punktem zaślubin jest moment związania chusty panny młodej z szalem pana młodego umieszczając w środku kokosa, który jest symbolem boga Ganeszy odpowiedzialnego za usuwanie wszelkich przeciwności.

Gdy święty ogień zostanie rozpalony, najpierw podsyca się go olejem lub masłem klarowanym ghee, a potem następuje siedem okrążeń.

Jedno okrążenie to jedna przysięga?

Tak. A przysięgaliśmy sobie to, co zwykle pary ślubują sobie, zawierając na przykład ślub kościelny. Mąż ślubował mi, że będzie dbać o rodzinę, zarabiać na nią i dokładać wszelkich starań, żeby niczego nam nie zabrakło. Z kolei kobieta zobowiązuje się do tego, że będzie dbała o swoją rodzinę jako żona i matka, żeby wszyscy byli szczęśliwi, zdrowi i zadbani.

Nasze małżeństwo do tej pory było partnerskie, jednak muszę przyznać, że pojawienie się na świecie dziecka trochę to partnerstwo zaburzyło. Ja miałam okazję opiekowania się kiedyś moimi siostrzeńcami, a mój mąż nie miał wcześniej doświadczenia z dziećmi. Oczywiście udziela się, ale jestem trochę zaborcza i lubię mieć nad wszystkim kontrolę. Ostatecznie matka jest tradycyjnie tą osobą, która zajmuje się dzieckiem. Nam kobietom chyba przychodzi to bardziej naturalnie. Relacja każdego z rodziców z dzieckiem jest inna, dlatego trudno dzielić się wszystkimi obowiązkami po połowie. Ale to ma też swoje uroki.

Czytaj więcej

Syryjka w Polsce: Sześć lat mieszkałam w Białymstoku, to nie jest miasto dla młodych ludzi

Wychowując jednak dziecko w Indiach, trzeba przestrzegać wielu rytuałów. Robi to pani?

Dostaliśmy wskazanie od pediatry, żeby naszą córeczkę zacząć już karmić, choć nie skończyła jeszcze pół roku. Zaczęliśmy to robić, choć z punktu widzenia hinduizmu nie jest to wskazane. Rytuał annaprashana, czyli uroczystość, podczas której dziecko zjada pierwszy posiłek w postaci gotowanego ryżu powinien odbyć się dopiero po 6. miesiącu życia. My się z tego wyłamaliśmy. Z niektórymi ceremoniami jesteśmy opóźnieni, inne chcemy zrobić wcześniej, ale w Indiach ustalenie dogodnego terminu graniczy z cudem. Wciąż nie mamy ustalonego terminu rytuału nadania imienia.

Co to za rytuał?

W ciągu dwóch tygodni od narodzin należy przeprowadzić ceremonię – najlepiej w świątyni – podczas której oficjalnie nadaje się imię dziecku i oznajmia się to imię światu. Wtedy dziecko staje się częścią społeczeństwa.

Wracając do próby ustalenia terminu. My mieszkamy na południu, a teściowa na północy. Mówi nam: „Zróbcie ceremonię we wtorek. To najlepszy dzień z punktu widzenia astrologii”. Dzwonimy więc do naszej świątyni i kapłana, a on na to: „Wtorek? To najgorszy dzień”. Telefonujemy więc do teściowej, tłumaczymy, ona niepocieszona, a termin ceremonii wciąż nieustalony. Trochę więc utknęliśmy.

Północ i południe mają nieco inne tradycje i obyczaje z punktu widzenia hinduizmu i astrologii wedyjskiej.

Czy w takiej sytuacji, nie pojawia się myślenie: „Gdzie ja jestem? W Polsce już dawno umówiłabym się na chrzest?!”.

Nie jestem przywiązana do katolickich tradycji. Zawsze wychodziłam z założenia, że jeżeli będę mieć dziecko, to ono podejmie decyzję, czy będzie chciało się ochrzcić. Osobiście nie wierzę w to, że dusza dziecka może być w jakikolwiek sposób splamiona, natomiast w hinduizmie jest rytuał zwany „Mundan”, który jest, moim zdaniem, bardzo zbliżony ideologicznie do chrześcijańskiego chrztu.

Hindusi wierzą, że żyliśmy już wcześniej, a dziecko przychodząc na świat może ściągnąć złą energię z poprzedniego wcielenia. „Mundan” to rytuał zgolenia głowy, polegający na oczyszczeniu negatywnej karmy z poprzedniego życia.

Nie przywiązuję wagi do kwestii religijnych, wychodzę jednak z założenia, że jeżeli mój mąż jest wyznawcą hinduizmu i dla niego ważne jest, żeby odbył się pewien rytuał, to po racjonalnej dyskusji, możemy to zrobić. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, w której dziecko traci na wadze, jest chore, a my nie możemy mu pomóc, bo musimy czekać z ceremonią. Jestem w stanie uszanować te tradycje, o ile nie naruszają one zdrowia i życia mojego dziecka.

Wciąż myślimy o Indiach jak o kraju zacofanym, biednym, przeludnionym i brudnym, a pani pisze, że to kraj, w którym mieszka najwięcej miliarderów, a za 6 lat klasa średnia będzie stanowić ok. 80 proc. induskiego społeczeństwa.

Rzeczywiście szacuje się, że do 2030 roku klasa średnia osiągnie poziom ok. 80 proc. społeczeństwa. Natomiast z oficjalnych statystyk wynika, że najbiedniejsi stanowią ok. 5,5 proc., co daje nam liczbę 80 milionów. Ta liczba z roku na rok jest coraz mniejsza, rosną pensje, ale podatek dochodowy płaci jedynie 7 proc. Gdzie jest reszta? Z czego żyje? Ostatecznie tego nie wie nikt, dlatego co pewien czas przeprowadzane są rewaloryzacje i na przykład wycofywane są z obiegu banknoty o wysokich nominałach, jak np. banknot 2 tys. rupii (ok. 97 zł). Wtedy dopiero okazuje się, ile naprawdę mamy miliarderów.

Jak żyje klasa średnia w Indiach?

Z jednej strony podobnie jak w Polsce, a z drugiej… stać ją na kucharza, pomoc domową, kierowcę. Gdy kupione z popularnego sklepu meble postanowiłam złożyć sama, usłyszałam: „Ale jak to? Przecież są od tego ludzie. Twoja polska rodzina nie miała nikogo, kto pomagał sprzątać, gotować czy wyprowadzić psa?”.

Z perspektywy klasy średniej jeśli jest potrzeba, to się kogoś zatrudnia. Indusów stać na to, żeby mieć kucharza czy prasowacza. W garażu naszego bloku znajduje się ich stanowisko. Tam też oddajemy przykładowo koszule męża. Mało kto korzysta z myjni samochodowej. W garażach osiedli takie usługi są świadczone przez mężczyzn, którzy codziennie lub kilka razy w tygodniu pucują auto z zewnątrz i wewnątrz.

Czytaj więcej

Cudzoziemka w Polsce. Dr Amrita Jain: Tutaj żyje nam się dużo lepiej i wygodniej

A czy ma pani pomoc domową?

Tak, teraz mamy. Zatrudniliśmy ją zanim pierwszy raz przyjechała teściowa. Od lat zmaga się z artretyzmem i potrzebowała kogoś do pomocy. Wychodzę z założenia, że nikt nie posprząta tak dobrze jak ja, jednak przy dziecku to spora oszczędność czasu.

Przychodzi do was codziennie?

Tak, średnio na godzinę, dwie, do trzech. W zależności od tego, ile jest pracy do zrobienia w domu.

Co jest gwarancją sukcesu według Indusów?

Pomoc domowa, która u nas pracowała, teoretycznie zarabiała naprawdę niewielkie pieniądze, a posyłała dwójkę swoich dzieci do prywatnej szkoły, żeby zapewnić im wykształcenie. Indusi są świadomi, że drogą do sukcesu jest edukacja i dobre – w tym wypadku prywatne – wykształcenie.

Myślę jednak, że gwarancją powodzenia są kontakty, kontakty i jeszcze raz kontakty. W Indiach jest niewielka szansa żeby jednostka, która nie ma kontaktów i koneksji odniosła sukces. Wszystko, co mamy i gdzie jesteśmy, zawdzięczamy temu, że ktoś z rodziny czy znajomych nas wspierał lub komuś polecił. Indusi mają przekonanie, że jesteśmy częścią społeczeństwa, a nie samotnymi wyspami. Jeżeli więc chcemy odnieść sukces, to musimy się w tym społeczeństwie odnaleźć i do niego dopasować.

Jaki jest Indus? Zaradny czy leniwy, innowacyjny czy zacofany?

Nie mam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.

Kobiety na pewno są dużo bardziej świadome swoich praw. Można mówić, że kobieta jest uciśniona, bo nie chodzi do pracy, a może warto sobie zadać pytanie, czy ona chce pracować? Choć z drugiej strony sąsiadka, która „siedzi w domu” i ma cały zastęp służby, też cały czas wykonuje pracę, bo musi tym zespołem ludzi zarządzać.

Poza tym w Indiach niczego się nie wyrzuca, bo wszystko da się naprawić. Czy to jest blender kupiony 20 lat temu, czy buty z najnowszej kolekcji, zawsze znajdzie się ktoś, kto to naprawi, zrobi to dobrze i do tego jeszcze za niewielkie pieniądze.

Na pewno są pomysłowi i przedsiębiorczy, bo żeby w tak ogromnym społeczeństwie wybić się i odnieść sukces, trzeba być kreatywnym i zdeterminowanym.

I uwielbiają świętować. W książce pisze pani, że właściwie codziennie jest okazja do świętowania.

W hinduizmie co miesiąc czci się Śiwę, a raz w roku odbywa się najważniejsza celebracja tego boga zwana „mahashivratri”. Próbowałam kiedyś zebrać wszystkie hinduskie święta ze wskazaniem, kiedy konkretnie się odbywają, ale poddałam się. Nie byłam w stanie, bo z jednej strony jest ich tak dużo, a z drugiej wiele z nich odbywa się według kalendarza lunarnego, więc te daty są ruchome i się zmieniają. Poza tym każdy dzień tygodnia jest poświęcony innemu bogu.

Indusi uwielbiają świętować i każdą okazję wykorzystują by spotkać się z rodziną i znajomymi, tak jak ma to miejsce na naszym osiedlu. Czasem łapię się na tym, że gdy dostaję kolejne zaproszenie reaguję: „Znowu? Znowu kolejna impreza? Czy oni myślą, że naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, tylko chodzić wiecznie na te imprezy?”. A po chwili dociera do mnie, że przecież w naszej zachodniej kulturze jest tak ogromny kult pracy, parcia na karierę, że rodzina i celebrowanie życia ze znajomymi i przyjaciółmi spada na piąty plan. Tutaj rodzina jest najważniejsza. Jeżeli coś się dzieje w domu, można wyjść ze spotkania biznesowego. W Indiach takie zachowanie jest powszechnie akceptowane. Trzeba więc cieszyć się bliskością i celebrować życie, bo nie wiadomo czy będzie nam to dane w kolejnym życiu.

Czytaj więcej

Chinka w Polsce: Myślałam, że będzie tu trochę bardziej nowocześnie

Czy zostanie pani w Indiach na zawsze?

Nie mówię nie, ale jeśli za tydzień czy 10 lat trafi się szansa, żeby wyjechać do innego kraju i tam zamieszkać, to pewnie z niej skorzystam. Nadal będziemy mieć tutaj rodzinę i nadal Indie będą dla mnie drugim domem, niezależnie od tego gdzie będę mieszkać. Otrzymałam ostatnio zamorskie obywatelstwo indyjskie, więc teraz będę tutaj wracać jak do siebie do domu. Ale czy zostanę w Indiach na zawsze? Nic nie jest na zawsze.

Aleksandra Zalewska

Od 2019 roku mieszka w Indiach. Z wykształcenia magister arabistyki i islamistyki. Specjalistka do spraw komunikacji międzykulturowej, mówczyni TEDx. Od 2008 roku związana z branżą turystyczną. Swoją pasją do odkrywania kultur i religii dzieli się na blogu Atelier Podróży oraz w mediach społecznościowych.

Związała się pani z Indusem. Nie bała się pani różnic kulturowych?

Wiele lat byłam w związku z Polakiem i ostatecznie rozstaliśmy się. Byliśmy z jednego kraju i mówiliśmy tym samym językiem, a nie mogliśmy się porozumieć na wielu płaszczyznach. Jeżeli ktoś jest otwarty na drugiego człowieka, to nieważne czy będzie z Polski, Indii czy innego kraju.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wywiad
Helena Englert: Nie ma co ubolewać nad byciem dzieckiem znanych rodziców
Wywiad
Prof. Magdalena Król z ważną nagrodą. „Mamy szansę zrewolucjonizować leczenie glejaka”
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Chile: Przy łóżku zawsze warto trzymać buty i latarkę
Wywiad
Sylwia Gregorczyk-Abram, Warszawianka Roku 2024: Pracuję na rzecz tych, którzy często nie mają głosu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Wywiad
Twórczyni "Matki Pingwinów": Świat, o którym opowiadam w serialu to poniekąd mój świat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska