Miłość, praca czy pogoń za marzeniami? Co skłoniło panią do zamieszkania w Luksemburgu?
Justyna Radziewicz: Żadna z tych rzeczy. Do przeprowadzki namówił mnie były mąż. Najpierw to on dostał pracę w Wielkim Księstwie Luksemburga, a potem przekonywał mnie, żebym razem z córką zamieszkała w tym maleńkim państwie. „Przyjedź. Znajdź tutaj pracę. Tu się lepiej żyje. Edukacja jest na wyższym poziomie. Zapewnimy dziecku lepszy start”. Im jednak bardziej próbował mnie zachęcić do wyjazdu, tym ja coraz bardziej usztywniałam się na hasło: Luksemburg. Tymczasem mój były mąż zdobył skądś moje CV i wysłał je do kilku firm. Pewnego dnia odebrałam telefon i przemiła pani zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną do firmy logistycznej. Gdzie? Oczywiście, że do Luksemburga! Najpierw zamarłam, ale ostatecznie stawiłam się na rozmowie o pracę. W samej stolicy spędziłam jeden dzień. Może niewiele zobaczyłam, ale poczułam, że mogę tu zamieszkać. Zyskałam też pewność, że nauka w luksemburskiej szkole może zapewnić mojemu dziecku lepszą przyszłość.